Cytaty D.B. Foryś

Dodaj cytat
Nie zatrzymałam go. Nie zareagowałam. Nie powiedziałam kompletnie nic! Nigdy przedtem nie doświadczyłam czegoś podobnego. Odniosłam wrażenie, jak gdyby ktoś oblał moje ciało wrzątkiem. Skóra płonęła niemal żywym ogniem. Nie mogłam się poruszyć. Obserwowałam tylko jego znikającą w ciemnościach sylwetkę. Zaklęłam. Nie było w nim niczego pociągającego! Tym bardziej nie umiałam zrozumieć, dlaczego go nie odepchnęłam? Czemu, do jasnej cholery, pozwoliłam, by robił mi takie rzeczy?! Czy to wciąż ja? A może mój demon próbował wyrwać się na powierzchnię?
Namiot przypominał pobojowisko. Coś spadało, coś leciało, coś trzaskało o ziemię. Gdzie nie stanęłam, potykałam się o kolejną ofiarę. Wymachiwałam demonicznym ostrzem, by przysporzyć im jak najwięcej strat.
Obdarzyłam ją wymuszonym uśmiechem. Gdyby tydzień temu ktoś mi napomknął, że będę walczyć z duchami u swojego boku, zostawiłabym jego twarz w spokoju. Pozbawiłabym go całej głowy!
Zerknęłam na jego twarz. Niespodziewanie nie zobaczyłam w nim demona. Sama nie wierzyłam, iż o tym pomyślałam, ale poczułam, że jesteśmy do siebie podobni. Ja – odrzucona przez własną rodzinę, on – tułający się przez wieki w poszukiwaniu ulgi i spokoju.
Krążyłam po ulicach z nadzieją wypatrzenia jakiegoś demona. W okolicy znajdował się park oraz wiele obszarów zieleni, dlatego po kolei przeszukiwałam każdy z nich. Niestety z kiepskim rezultatem… Nic. Zero. Ani jednego marnego karalucha z Podziemi. Żadnej, nawet najmniejszej szumowiny!
Cały pokój wypełniliśmy płonącymi świecami. W powietrzu unosił się zapach jaśminu i drzewa sandałowego. Mogłabym powiedzieć, że atmosfera była wręcz romantyczna, gdyby nie cel, w jakim ją stworzono.
Słuchałam go, jakbym brała udział w szkolnej lekcji historii. To, co mówił, brzmiało wręcz nieprawdopodobnie. Czy to możliwe, żeby rzeczywiście istniał od tylu lat?
Gdy wyczuwam w tłumie demoniczną energię, rozpoznaję swój cel po tym, że wygląda, jakby kroczył wśród cieni. Jest niewyraźny, jak gdyby spowijała go mgła.
Kaszlnęłam. Podłoga, na której siedziałam, była zimna. Przeszywał mnie chłód, jednakże nawet przez ułamek sekundy nie rozważałam położenia się do łóżka. Nie zamierzałam spać, kiedy on siedział zaledwie kilka kroków dalej.
Jasna cholera! – krzyknęłam na całe gardło. Moje źrenice rozszerzyły się chyba trzykrotnie. Jakieś pół mili za nami biegło sześć stworów. Były ogromne i wysokie na co najmniej dziesięć stóp – stwierdziłam to po tym, że sięgały niemal do połowy ulicznych latarni. Gnały na czterech łapach. Płonące żywym ogniem cielska miały tak wychudzone, że miejscami prześwitywały ich nagie kości. Z pysków toczyła się piana, oczy błyszczały szkarłatem, a zakończone ostrymi szpikulcami ogony fruwały w powietrzu, rozrywając na strzępy wszystko, co napotkały na swojej drodze. Odniosłam wrażenie, jakbym po raz pierwszy w życiu odczuła strach. I nie chodziło mi tu o lęk czy obawę, ale o prawdziwe, pierwotne przerażenie. W porównaniu z nimi demony były jedynie niegroźnymi karaluchami. – Można je zabić? – wyjąkałam drżącym głosem.
Obserwowałam nieznajomego przez dłuższą chwilę. Wyglądał na całkiem nieszkodliwego. Trochę jak niewinny chłopczyk, a nie groźny mężczyzna, w którego z pewnością się zamieni, gdy tylko oprzytomnieje. Miał równo przystrzyżone brązowe włosy, opadające lekko na czoło, kiedy tak siedział ze spuszczoną głową, z kolei jednodniowy zarost mogłabym nawet uznać za pociągający, gdybym nie podejrzewała, że zapewne nie zdążył się ogolić, bo tak mu było śpieszno, żeby spierniczyć mi wieczór.
Mój puls pędził jak szalony. Z trudem łapałam kolejne wdechy powietrza. Kilkudniowy zarost drażnił podbródek, a smukłe palce wędrowały wzdłuż kręgosłupa, przyprawiając o przyjemne dreszcze, aż marzyłam już jedynie o tym, by zedrzeć z niego koszulę i przytulić się do nagiej skóry.
Adrenalina w moim ciele sprawiła, że serce uderzało z taką mocą, jakbym właśnie ukończyła olimpiadę. Absolutnie nie było w tym niczego przyjemnego. Nie miało nic wspólnego z podnieceniem, jakie odczuwałam podczas polowania. Nienawidziłam niepewności oraz lęku, które ogarnęły teraz mój organizm. W momencie, w którym do moich uszu dotarł jęk i zawodzenie, nie wytrzymałam – musiałam stamtąd uciec.
Odczekałam kilka sekund, po czym podążyłam za nim. Nie polowałam od przeszło dwóch tygodni. Odczuwałam ogromny brak adrenaliny oraz przyjemnego bólu mięśni, który przychodził zawsze po dobrej walce. Ta noc należała jednak do mnie. Uśmiechnęłam się szeroko i wzięłam głęboki wdech. Krew zawrzała już po raz trzeci, a cichy ryk wydobył się z gardła, pobudzając każdą komórkę w moim ciele. Nadszedł czas na polowanie!
Podchodzę nieśmiało do eleganckiej toaletki i strącam flakonik z perfumami. Butelka uderza z hukiem i rozpada się na kilka części, wypełniając kwiatową wonią całe pomieszczenie. Spoglądam na dziewczynę. Śpi jak zabita. Musi mieć skubana mocny sen…
Nie potrafiłam stwierdzić, czy rzeczywiście znał się na swoim fachu, czy jedynie udawał wszechwiedzącego, ale jego cwaniacka postawa z pewnością nie wzbudzała mojego zaufania. Zachowywał się tak, jakby pozjadał wszystkie rozumy tego świata, a ładna buźka sugerowała bardziej, że wykorzystywał bajeczkę o duchach jako tekst na podryw, niż faktycznie był takim genialnym specjalistą, za jakiego próbował uchodzić.
Wskaźnik zawibrował pod moimi opuszkami, a potem powoli zawędrował na napis „inne miejsce”, mijając kolejno: „czyściec”, „niebo” i „piekło”
W potarganej fryzurze oraz wilgotnej sukience wyglądała tak krucho i mizernie, jakby w każdej chwili mogła rozpaść się na strzępy. Nigdy jej takiej nie widział. Dotąd zawsze była zawzięta i nieustraszona, na każdym kroku udowadniając, jak niewiele istniało na świecie rzeczy, które mogły ją zranić. Dla całego wszechświata wydawała się obojętna i twarda, ale teraz, przy nim pokazała, jaka jest naprawdę. Przerażona oraz niezwykle wrażliwa, ponieważ jej największy wróg nie posiadał ciała. Był niematerialny, a ona nie mogła z nim walczyć za pomocą swoich pięści.
Dante musnął nosem policzek ukochanej, po czym przygryzł jej dolną wargę, wtedy ona uwolniła stłumiony jęk w jego usta. Zacisnęła uda i poruszyła biodrami, tym samym sygnalizując, że była bliska spełnienia. On uśmiechnął się z satysfakcją, ponieważ jego mała sztuczka osiągnęła zamierzony rezultat. Wycofał dłoń, z triumfem obserwując jej zdezorientowaną minę. Kobieta spojrzała na niego błagalnym wzrokiem, jednak Dante ani myślał kontynuować. Z całej siły ścisnęła podłokietnik, aby powstrzymać się przed żebraniem o więcej. Pragnęła więcej. Dużo więcej!
Minął hol i stanął tuż przy pozłacanym filarze, wtedy zobaczył ukochaną na schodach. Obracała w dłoni jeden z koralików długiego naszyjnika, a każda krągłość jej perfekcyjnego ciała była gustownie ukryta pod zwiewną sukienką w kolorze białego wina. Wyglądała zniewalająco. Mężczyzna zaklął cicho, ponieważ właśnie zdał sobie sprawę, że nie istniało na tym świecie nic, co zdołałoby go powstrzymać przed wycałowaniem jej krwistoczerwonych warg.
Audrey przeszła obok, zawieszając na nim dłuższe spojrzenie. Na widok lekko potarganych włosów i nieznacznego zarostu przypomniała sobie czasy, gdy każdego ranka budziła się blisko niego. Choć teraz miał na sobie dopasowany smoking, sprawiał wrażenie, jakby zaledwie chwilę temu wyszedł nago spod gorącego prysznica. Poczuła ciepłe łaskotanie w dole brzucha, kiedy dostrzegła znajomy błysk w jego brązowych oczach. Właśnie dlatego zatrzymała się tylko na moment, by wyszeptać mu na ucho miejsce spotkania.
Obecność ukochanej wzbudziła w nim mieszane odczucia. Jeszcze parę miesięcy temu zrobiłby dla niej wszystko. Zniszczył i zabił każdego, kto raptem krzywo by na nią spojrzał. Natomiast teraz całość uległa zmianie. Wiedział już, że Audrey oznaczała nic innego, jak destrukcję, a ta nieplanowana wizyta mogła zwiastować jedynie kłopoty.
Wypełniłam pomieszczenie sporą ilością świec, pozamykałam drzwi i okna, rozstawiłam chrześcijańskie figurki, a także zaopatrzyłam się w tabliczkę Ouija – skoro zjawa nie chciała lub w jakiś dziwaczny sposób nie mogła ze mną porozmawiać, zawsze istniała szansa, że to zdoła rozwiązać jej usta. Na uspokojenie zszarganych nerwów wypiłam też szklaneczkę whisky, bo chyba nie dałabym rady zrobić tego wszystkiego na trzeźwo.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl