1.Kiedy tylko przeczytałam tytuł opowiadania brzmiący „Baba Jaga”, intuicja podpowiedziała mi, że musiała napisać je Anna Musiałowicz.
A.M. Mój długi nos przecież zobowiązuje! W ogóle Ci się nie dziwię, że od razu skojarzyłaś.
Moje zamiłowanie do folkloru nie jest dla nikogo tajemnicą, a Baba Jaga jako postać czy baśniowa, czy mitologiczna jest na tyle niejednoznaczna, że stanowi fantastyczne źródło inspiracji. Przyznam Ci się, że nigdy nie przepadałam za baśnią „Jaś i Małgosia”. Współczułam tej starej kobiecie w chatce na kurzej nóżce, choć oczywiście jako dziecko się jej bałam. Miałam świadomość, że przecież zanim stała się stara, okrutna i bezwzględna, tak jak i jej ofiary musiała być dzieckiem, przeżyć, młodość i dojrzałość. Wydaje mi się, że dopiero w dorosłym życiu zaczęłam zgłębiać jej historię i w sumie bez specjalnego zaskoczenia odkryłam, że kobietę, która posiadała większą niż inni wiedzę, była bardziej przenikliwa i zwyczajnie mówiła prawdę wprost, uznano za niebezpieczną, przynajmniej dla niektórych, zatem złą, więc trzeba było ją zniszczyć. A ja po prostu chciałam ją uwolnić z czaru, który nie ona rzuciła na ludzi, lecz ludzie na nią.
Przy okazji miłośnikom Baby Jagi chciałabym polecić książkę Andreasa Johnsa „Baba Jaga. Tajemnicza postać słowiańskiego horroru”.
2.Raczej rozpościerająca się wokół ciebie aura niż nos! Jestem przekonana o tym, że ludzie często mówią ci, że masz w usposobieniu coś magicznego i kojącego.
A.M. Faktycznie, zdarza mi się to słyszeć i nierzadko zostaję powierniczką osób, które ledwo co poznałam. Sama nie potrafię wytłumaczyć tego fenomenu. Może po prostu potrafię słuchać, może nie ignoruję ludzi, a może zwyczajnie traktuję ich tak, jak sama bym chciała być traktowana.
Nie rzucam zaklęć i uroków. Przynajmniej nie oficjalnie ;)
3.A nieoficjalnie?
A.M. I co ja mam Ci powiedzieć…? Spotkałaś mnie, więc wiesz… :D
4.No wiem :) Wracając do Baby Jagi, chyba wszyscy baliśmy się jej w dzieciństwie, wciąż nas nią straszono: bo „przyjdzie”, „zabierze”, „zje”. Zresztą podobnie było z DZIADEM. Skąd takie podejście do starszych ludzi? I masz rację, chociaż mamy już XXI wiek, to nadal jej postać wymaga odczarowania!
A.M. To metoda stara jak świat, w dodatku skuteczna, jeśli chcemy wymusić na dziecku posłuszeństwo natychmiast. Coś takiego jak klaps, tylko wymierzony nie w tyłek, a w poczucie bezpieczeństwa, nakazujący natychmiast uczepić się rodzicielskiej spódnicy. A dlaczego straszymy starymi ludźmi? Wstyd stwierdzić, ale zazwyczaj są po prostu w naszym odczuciu brzydcy. Przynajmniej brzydsi od tych młodszych, z gładkimi buziami, ustami pełnymi białych zębów, niezapadniętymi policzkami, niezwisającą skórą, poruszającymi się żwawo. W dodatku ci młodsi mniej narzekają, częściej się uśmiechają (no dobra, może nie zawsze, ale jeśli bazujemy na stereotypach, to przede wszystkim starym ludziom przypisuje się czepialstwo i złośliwość). Młodzi mają przyjemniejszy głos, ładnie pachną i… nie wyglądają jak wiedźmy i straszni magowie z bajek! Oczywiście to wielkie uogólnienie. Straszymy starymi ludźmi przede wszystkim dlatego, że nas nimi straszono, bo taki jest kulturowy schemat, a może też dlatego, że sami boimy się starości. Któż z nas nie chciałby zachować wiecznej młodości? Zatem starość i wszystko to, co ją reprezentuje, staje się wrogiem.
5.Twoja sympatia do legendarnej BABY była jedyną inspiracją do napisania opowiadania czy potrzebowałaś dodatkowego impulsu?
A.M. Dokładnie, wręcz ze szczegółami pamiętam moment, kiedy fabuła narodziła się w mojej głowie. Byłam u znajomych, rozmawialiśmy o Rodzie i Rodzanicach, słuchaliśmy Othalana. I nagle playlista przeskoczyła na uroczy (by nie powiedzieć naiwny) utwór dotąd zupełnie nieznanego mi duetu Andrzeja i Tatiany Szadrowów „Mateńka Jaginia”. O ile piosenka mnie nie zachwyciła, o tyle sprawiła, że uznałam, że to „ten czas”, by spróbować odczarować postać złej Baby Jagi. By czytelnikom, którzy dotąd nie mieli okazji poznać innej historii niż ta najpopularniejsza, ukazać prawdziwą (dobrą?) wiedźmę.
6.Myślisz, że każdy odczyta „twoją” Babę Jagę w ten sposób? Jako nie tę złą? Czy jednak manipulatorkę i złodziejkę dzieci?
A.M. Myślę, że nie każdy, bowiem interpretacja tekstu w dużym stopniu zależy nie tylko od słów napisanych przez autora, ale od doświadczeń czytelnika, jego wewnętrznych predyspozycji, charakteru i mnóstwa innych czynników, o których można by napisać elaborat. Czytelnik poniekąd w procesie czytania sam staje się twórcą historii. Jeśli jest złym rodzicem i krzywdzi swoje dziecko, będę wręcz zadowolona, jeśli zacznie się obawiać, że za karę to dziecko zostanie mu odebrane.
Zresztą nie ma postaci czarnych i białych. Nawet jeśli złe macochy baśniach krzywdzą przybrane córki, to kochają swoje rodzone i zrobią dla nich wszystko, co w ich (czasem patologicznym) mniemaniu jest najlepsze. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia – można by rzec. Baba Jaga jako opiekunka zagubionych czy skrzywdzonych dzieci i sierot niekoniecznie będzie umiłowaną przez dorosłych bohaterką, bowiem pobudza do refleksji, czy to, co jako rodzice czynimy, na pewno wynika z troski o nasze dzieci. Czy jest to dobrze okazywana troska, czy nie mylimy jej z nadopiekuńczością, albo czy nie jest zaniedbywaniem pozwalanie dziecku na samodzielność. Myślę, że każdy odpowiedzialny rodzic w sercu ma wiele wątpliwości, czy potrafi podołać swojej roli. Baba Jaga jako ta, która poniekąd dokonuje oceny rodzicielstwa, potrafi wzbudzić poczucie winy. A tego nikt nie lubi.
Nie zapominajmy, że niejednokrotnie kartą przetargową w „interesach” ze społecznością, w pobliżu której żyła wiedźma, były dzieci. I zastanówmy się, kto jest straszniejszy – ona, która domagała się zapłaty w maluchach, czy ich rodzice, którzy na to się godzili.
W każdym razie jeśli jest się dorosłym człowiekiem, powinno się być na tyle ogarniętym, by nie wierzyć w każde słowo wiedźmy i uważać, gdy wchodzi się z nimi w konszachty. Zresztą nie tylko do wiedźm się to odnosi.
7.W twojej twórczości często pojawia się las. Masz z nim szczególne relacje?
A.M. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym i chyba dopiero słysząc to pytanie, uświadamiam sobie, że las jest dla mnie tak naturalny jak powietrze. W dzieciństwie mieszkałam niedaleko lasu, więc wiele czasu spędziłam, eksplorując go, a kiedy sobie przypominam wizyty u dalszej rodziny, też odnoszę wrażenie, że prędzej czy później dorośli zabierali nas – mnie, brata, kuzynostwo – byśmy tam spędzali czas. A potem naturalnie mnie ciągnęło między drzewa.
Nawet nie uruchamiając specjalnie wyobraźni, widzę las jako miejsce pełne tajemnic, niebezpieczeństw, zła, a nawet śmierci. To tu, wyjęci spod praw czasu, błądzimy, napotykając złośliwe demony, a drzewa usiłują nas pochwycić swymi gałęziastymi rękami. Ten las budzi niepokój. Ale też las to miejsce bezpieczne, żywiciel, źródło mocy. Pełen magii, przepełnionych mądrością drzew, gdzie czas przestaje istnieć, byśmy mogli pogrążyć się w zadumie. To tu misterium narodzin życia i śmierci odbywa się na naszych oczach.
Las to przestrzeń, do której wciąż wracam. Tu odpoczywam. Tu naprawdę oddycham.
8.To też przestrzeń, która cię inspiruje, czego dowodem jest twój „Kuklany las”. Zabłądziłaś kiedyś?
A.M. Zabłądziłam raz, już jako dorosła osoba, w czasach gdy telefony nie były wyposażone w GPS, a nie każda miejscowość miała zasięg na tyle dobry, by móc wykonać połączenie. Tak bardzo zaangażowałam się w zbieranie grzybów, że straciłam poczucie miejsca i czasu. A czas był tu kluczową sprawą, bowiem zaraz po grzybobraniu miałam pędzić do pracy. Oczywiście w odnalezieniu drogi w jakiś sposób pomogły mi wiadomości, które w dzieciństwie przekazali mi rodzice – o położeniu słońca, o tym, po której stronie rośnie mech na drzewach – ale ani las nie był ciemny i mroczny, ani sytuacja budząca grozę. Byłam raczej zirytowania.
Nie uraczę Cię więc tajemniczą historią o poszukiwaniu drogi w lesie, o złośliwych konarach oplatających nogi i niepozwalających zrobić kroku, o obserwujących mnie leszych czy chociażby o kukłach, które znajdowałam pośród paproci.
Jedyna sytuacja, która spotkała mnie w lesie i naprawdę mnie przeraziła, miała miejsce pod koniec podstawówki. Z koleżanką pojechałyśmy na małą wycieczkę rowerową. W pewnym momencie zobaczyłyśmy, że na drzewie wisi coś, co wygląda jak człowiek. Nie mogłyśmy nigdzie zboczyć, a żadna z nas nie chciała się przyznać, że obawia się, że widzi wisielca. Zresztą pewnie gdyby to zrobiła, nie zawróciłybyśmy. Pamiętam ciszę, która zapanowała, gdy się zbliżałyśmy do tamtego drzewa, i to, że przestałam oddychać. A potem ulgę, że to tylko worek uformowany w ludzki kształt. Do tej pory przeklinam palanta, który zrobił taki żart. Choć drugiej strony o zwisających z drzew kukłach (ciut mniejszych, ale jednak) sama napisałam.
9.Myślałaś kiedyś o napisaniu opowiadania grozy, w którym wykorzystałabyś tę przygodę? Dwie dziewczynki zagubione w lesie, wisielec i…?
A.M. Tak. Pomyślałam o tym, odpowiadając na poprzednie pytanie. :)
10.No to będę niecierpliwie czekać! Nie wyobrażam sobie słowiańskiego horroru bez twojego udziału. Od razu zapaliłaś się do tego projektu? Pamiętasz początki?
A.M. Tu musiałabym rozgraniczyć zapalenie się do aktualnego projektu Łukasza Narolskiego i do wcześniejszego – Maćka Szymczaka i Tomka Siwca. „Baba Jaga” ukazała się bowiem najpierw w antologii „Słowiańskie koszmary” (2017). To były początki mojej pisarskiej przygody i w tamtym okresie nie było opcji, bym zrezygnowała z udziału w projekcie (mówiąc wprost: byłam wszędzie, gdzie mnie chciano). A że tematyka mi bliska, tym bardziej cieszyła mnie praca nad opowiadaniem. Kiedy kilkanaście miesięcy temu Łukasz zaproponował mi pokazanie mojej twórczości w „Słowiańskich strachach” z jednej strony ucieszyłam się, bo to klimaty, które zwyczajnie lubię, z drugiej wiedziałam, że z uwagi na różne rzeczy, które w tamtym okresie miały miejsce w moim życiu, nie jestem w stanie napisać niczego nowego specjalnie na tę okazję (to dłuuuuga historia, którą być może kiedyś wykorzystam w swojej twórczości, więc na razie nie spojleruję), a nie chciałam zrezygnować z projektu. „Baba Jaga” to jedno z moich opowiadań, które do dziś bardzo lubię. Postanowiłam zatem o nim przypomnieć polskim czytelnikom, zwłaszcza że w tym samym czasie upomniałam się nim w antologii „Pole nocni mury” o czeskich miłośników grozy.
11.Zdradziłaś niedawno czytelnikom, że już niedługo pojawi się twoja najnowsza książka. Możesz nam coś o niej opowiedzieć?
A.M. Tajemnicą jest to, co kryje miejsce, które opisałam. Tym razem nie będzie to wieś, a budynek stojący niekoniecznie na uboczu pewnego miasta, a jednak wydający się istnieć poza nim. Opowiem Wam historie jego mieszkańców i przypomnę, że nigdy nic ani nikt nie jest tym, czym lub kim się z pozoru wydaje.
12.No to teraz mnie bardzo zaskoczyłaś! Nie będzie elementu ludyczności? Jestem bardzo ciekawa twojej nowej odsłony. Taka Ania w Wielkim Mieście?!
A.M. Wcale nie takim wielkim. Zapewniam, że nie tylko mieszkańcy wsi są zabobonni, a hermetyczność społeczności wiejskiej w ciut zmienionej formie można przenieść na osiedla miast. Będzie to historia inna niż dotychczasowe pod względem tła (a może raczej głównego bohatera, którym tym razem jest budynek), natomiast jedno pozostaje niezmienne: ludzie ze swoimi słabościami, pokusami i utartymi przekonaniami. Ludzie przecież tak naprawdę nigdy się nie zmieniają. Czasem tylko zachowują się inaczej.
13.Jak realizujesz się poza pisaniem? Każdy kto obserwuje twój profil, miał okazje widzieć cię jako modelkę na rewelacyjnych pokazach. A ja sama mam od ciebie motankę :)
A.M. Tak naprawdę aktywności, w których się realizuję, jest mnóstwo, co wcale nie jest tak do końca dobre. Nigdy niczemu nie jestem w stanie oddać się w stu procentach, bo zawsze musi pozostać miejsce na coś innego. Mówiąc kolokwialnie, „nosi mnie”. Jestem kolekcjonerem wspomnień, chcę przeżyć jak najwięcej, wycisnąć z życia, ile się da. Trudno przychodzi mi rezygnacja z jakichś aktywności, dlatego że zwyczajnie brakuje czasu. Wiele lat temu przestałam grać w szachy, czego bardzo żałuję, ale wiem, że powrót do tego sportu wymagałby ode mnie poświęcenia, ma które dzisiaj zwyczajnie mnie nie stać. Ale do dziś szachownicę mam w zasięgu ręki. Co do pokazów, o których mówisz – maluję na ubraniach. Wraz z Beatą Chajnowską stworzyłyśmy projekt Anushka&Betushka, nadający ubraniom nowe życie. Więcej o tym, czym dokładnie się zajmujemy, można przeczytać na naszym fanpage’u. Dużo rysuję, ale, niestety, nie dbam o te prace. Niekiedy trafiają do moich znajomych, czasem ilustrują jakiś magazyn (w kolejnym numerze Czerwonego Karła coś się znajdzie), najczęściej jednak nie wiem, co się z nimi dzieje. Motam motanki, na Wielkanoc skrobię skrobanki, na Gwiazdkę – tworzę bombki z tego, co akurat mi wpadnie w dłoń. W międzyczasie namaluję jakiś obraz albo zaprojektuję sukienkę. Może mam zwyczajnie syndrom niespokojnych rąk i wiecznie muszę mieć je zajęte. Przede wszystkim zaś uwielbiam się włóczyć. Podróżować, zwiedzać, poznawać nowe miejsca. Wchodzić w każdą dziurę, dotknąć każdego kamienia, odkrywać historie.
Kobieta petarda jednym słowem, dziękuję za inspirującą rozmowę.