Avatar @alicya.projekt

Alicya.pl

@alicya.projekt
13 obserwujących. 5 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad roku. Ostatnio tutaj około 4 godziny temu.
Alicya.pl
Napisz wiadomość
Obserwuj
13 obserwujących.
5 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad roku. Ostatnio tutaj około 4 godziny temu.
piątek, 16 czerwca 2023

Rozmowa z Nobertem Górą w ramach projektu „Słowiańskie strachy”

1.Na stronie ISAP słowiańskiej agencji prasowej, niedawno można było znaleźć informację, że słowo „żertwa” nierozerwalnie związane z tematami okołosłowiańskimi, w najpopularniejszych ogólnodostępnych słownikach języka polskiego po prostu się nie pojawia. Znamy je więc głównie z literatury. Dla laika takiego jak ja, to zaskakujące. Z czego może to wynikać?

 

N.G. To fakt, ciężko znaleźć  definicje tego słowa, aczkolwiek Wielki Słownik Języka Polskiego W. Doroszewskiego ją zawiera(https://sjp.pwn.pl/doroszewski/zertwa;5532819.html). Jego ulotność w popularnych słownikach języka polskiego może wynikać z faktów historycznych. Żertwa, według podań ludowych, była szczególnie popularna wśród Słowian południowych, aczkolwiek nawet i Słowianie połabscy praktykowali ten okrutny zwyczaj. Obecnie, z uwagi na silną promocję naszych słowiańskich wierzeń, znowu mamy okazję odwołać się do przeszłości i to najpewniej dlatego kojarzymy ten termin głównie z literatury.

 

2.Przyznaję, że należę do osób, które zetknęły się z „żertwą” właśnie za sprawą literatury (np. antologii „Żertwa” wydanej przez Wydawnictwo IX; twojego opowiadania „Stosy znowu płoną”, które znalazło się w „Słowiańskich Strachach”). Myślisz, że ta przebudzona w literaturze słowiańskość ma szansę wyjść poza pewną niszę? Zapuścić korzenie w szerszej świadomości?

 

N.G. Zdecydowanie tak. Posłużę się odniesieniem do historii, z której doskonale wiemy, że toczy się kołem. Wierzenia czy przedmioty z odległej przeszłości coraz częściej przeżywają ponowne zainteresowanie sobą. Nie inaczej jest ze słowiańskością. Tego, co nam płynie we krwi, nie da się po prostu wyplenić. W dobie powszechnego oświecenia, otwartości na nowe doznania, wiele ludzi eksploruje swoje dziedzictwo dogłębnie, aż do korzeni. Sam fakt, iż znalazłem u mojego brata – niezbyt zainteresowanego literaturą grozy – „Bestiariusz Słowiański”, podpowiada, że ten temat z powodzeniem może przedrzeć się do szerszej świadomości.

 

3.I co ciekawe powstaje też coraz więcej książek skierowanych do najmłodszych (i słowiańskich, i grozowych). Z jednej strony to efekt pewnej mody, ale z drugiej jest nadzieja, że „czym skorupka za młodu nasiąknie” i świadomość przyszłych odbiorców kultury będzie inna/szersza.

 

N.G. Jestem zdania, że dzieci należy zaznajamiać z różnymi tematami dotyczącymi otaczającego je świata. Jednym z autorów, który usilnie propaguję grozę dla najmłodszych jest Tomek Siwiec. Przez swoją twórczość, pokazuje dzieciom, jak ten świat wygląda naprawdę. Niestety, uczenie najmłodszych, że życie jest „kolorową bajeczką, zawsze z dobrym zakończeniem” prędzej czy później spotka się ze ścianą. Nieustannie napływające do nas informacje o przemocy wobec dzieci uzmysławiają wszystkim wokół, że zło nie jest niestety wobec nich wyrozumiałe. Z drugiej strony, najwybitniejsi artyści swoją pasję kultywowali od dziecka. Dlatego tym bardziej jest to świetny moment, żeby od najmłodszych lat przekazywać taką wiedzę.

 

4.O tak, całkowicie się z tobą zgadzam, twórczość Tomka Siwca jest mi też dobrze znana. Cieszą mnie takie motywy pojawiające się coraz śmielej w literaturze dla najmłodszych, aż żałuję, że nie było takiej różnorodności, gdy sama zaczynałam przygodę z czytaniem.

 

N.G. Przyznam się, że grozą zainteresowałem się stosunkowo późno, już jako dorosły. Wprawdzie u mojego taty na półkach stała niemal cała kolekcja powieści Deana Koontza, ale jako dziecko w ogóle mnie do nich nie ciągnęło.  Wtedy kojarzyły mi się one ze szkolną rutyną, a nawet nudą. Być może wynikało to z faktu konieczności osiągnięcia pewnego pułapu dojrzałości, zrozumienia trudów życia. Sytuacja uległa jednak zmianie, gdy miałem mniej więcej 16 lat. To właśnie wtedy zacząłem nałogowo wynosić z lokalnej biblioteki stosy książek science-fiction. Fantastyka naukowa była moją pierwszą literacką miłością i do tej pory wspominam to uczucie z rozrzewnieniem, a czasem nawet składam jej hołd w postaci opowiadań i wierszy pisanych z myślą o odległej przyszłości, podróżach międzyplanetarnych, przykrych konsekwencjach nadmiernego korzystania z technologii, a także o perspektywach spotkania cywilizacji pozaziemskiej. Myślę, że teraz nawet bardziej niż wtedy chciałbym przeżyć taką przygodę jak bohaterowie przeczytanych powieści.

 

5.A kiedy przyszła do ciebie słowiańskość? Skąd u ciebie zainteresowanie tematem?

 

N.G. Jako pisarz nieustannie szukam nowych pól, na których można byłoby z powodzeniem zasiać ziarna literackiej twórczości. Część z nich, obecna w literaturze grozy, została już mocno wyeksploatowana i należy mocno się starać, żeby przyciągać czytelników, lecz na innej części wciąż można owe ziarna zasiewać. Zainteresowanie tematem zaszczepił u mnie Maciej Szymczak, znany w kręgach grozy jako popularyzator słowiańskości.

 

6.Pamiętasz kiedy pierwszy raz zetknąłeś się ze słowiańskim horrorem? Co cię w projekcie Maćka szczególnie urzekło?

 

N.G. Ze słowiańskim horrorem zetknąłem się, doświadczając fali rosnącej popularności tego podgatunku horroru. Wcześniej napisałem kilka opowiadań, które poruszały wątki dawnych wierzeń, manifestujących swoją obecność we współczesnym świecie w sposób wyjątkowo nieprzyjemny dla bohaterów. Były to jednak wierzenia odległe od naszych, polskich. W zaistniałej sytuacji zacząłem się później zastanawiać, czemu nie odwołać się do rodzimowierstwa słowiańskiego. Dlatego też w tym projekcie szczególnie urzekło mnie przekuwanie się przez zastygłą przed wiekami skałę, jaką była słowiańskość i wyłupywanie z niej elementów mogących posłużyć nowej warstwie fabularnej.

 

7.Piszesz nie tylko horrory, weird ale i bizarro. O tym ostatnim usłyszałam ostatnio, że w Polsce, to „nisza, która sama o sobie nie słyszała”. Naprawdę jest aż tak kiepsko? Jeśli tak, to dlaczego tak się dzieje?

 

N.G. Myślę, że jest wiele odpowiedzi na to pytanie, skąd może wynikać kiepska kondycja bizarro w Polsce(i nie tylko, albowiem w zeszłym roku odnotowałem, że kilka czołowych wydawnictw w USA nie przyjmuje już propozycji wydawniczych, a piątkowe szorciaki – publikowane z ogromną pasją na Bizarro Central – zatrzymały się na roku 2019).

 

Po pierwsze, brakuje nam wydawnictw, które specjalizowałyby się stricte w bizarro-fiction.

 

Po drugie, wbrew pozorom, bizarro to kontrowersyjny gatunek, albowiem stawia na wynaturzenia, deprecjację rzeczywistości, wyolbrzymienie groteski. Czasami można się naprawdę zrelaksować i odlecieć przy tego typu literaturze, ale z drugiej strony, już sam tytuł powieści (jak w przypadku „Dupogoblinów z Auschwitz”) może spotkać się z nieuzasadnioną krytyką.

 

Nie zmienia to jednak faktu, że istnieje dla bizarro szansa na poprawienie swojego statusu w przyszłości. Dlaczego? Chociażby z uwagi na to, że nadal stanowi duże pole do popisu dla potencjalnych autorów, a i czasy  zdradzają  wiele symptomów epatowania groteską. Kto wie, może kiedyś spotkamy się z sytuacją, w której bizarro-fiction będzie jednak…bazować na faktach?

 

8.Będziesz gościem na Konwencie fanów Bizarro fiction (BizarroCon4) w Krakowie (dla zainteresowanych: odbędzie się 20 maja w PUBie Pod Ziemią). Mała, kameralna impreza, ale stanowi dowód na to, że zainteresowanie tematem jednak nie gaśnie.

 

N.G. Ja również bardzo się cieszę z powodu organizacji takich inicjatyw. Bardzo chciałem się pojawić na trzeciej edycji BizarroConu, ale niestety wypadło mi coś ważnego i to pokrzyżowało moje plany. Myślę, że będzie bardzo ciekawie.

 

9.A gdyby tak pójść krok dalej i analogicznie do słowiańskiego horroru, zacząć tworzyć „Słowiańskie Bizarro”? Mogłoby się to przyczynić do popularyzacji gatunku?

 

N.G. Tak jak wspomniałem wcześniej, bizarro posiada jeszcze wiele kart do wykorzystania w twórczości. Zarówno „zwariowana słowiańskość” jak i „słowiańskie bizarro dla najmłodszych” mogłyby znaleźć rynek zbytu. Właściwie, jakby się nad tym poważniej zastanowić, ta druga propozycja miałaby całkiem spore szanse powodzenia, jeśli już w telewizji emitowane są kreskówki, w których jeden z bohaterów jest „dziadkiem i wujkiem wszystkich na świecie”, a na co dzień towarzyszy mu gadający kawałek pizzy.

 

Jak sami widzimy, bizarro to świetna przestrzeń do zagospodarowania.

 

10.Muszę przyznać, że pomysł na „słowiańskie bizarro dla najmłodszych” bardzo mi się podoba i chętnie bym się z nim zmierzyła.

Dla niewtajemniczonych: podzielisz się z nami tytułem tej kreskówki?

 

N.G. Bardzo mnie to cieszy! Dzięki temu, bizarro może stać się hołdem dla niczym nieskrępowanej kreatywności. Kreskówka, o której wspominałem to „Wujcio Dobra Rada”.

 

11.Możesz nam zdradzić nad czym obecnie pracujesz?

 

N.G. Jestem już na finiszu powieści będącej połączeniem kryminału i weird-fiction. Nie będę zdradzał fabuły, ale akcja tej książki będzie miała związek z nadzwyczaj szybko zakończonym śledztwem sprzed lat, które prowadziła policja w jednym z prowincjonalnych polskich miasteczek.  Nie tak dawno temu ukazał się też mój kolejny anglojęzyczny tomik poetycki.

 

12.Uchylisz rąbka tajemnicy – albo chociaż zasugerujesz – którego regionu Polski dotyczyło to śledztwo? Może ktoś odgadnie które cię zainspirowało?

 

N.G. W książce ani razu nie pada ani nazwa miejscowości ani nazwa regionu. To może dać czytelnikowi złudzenie, że taka historia mogłaby się wydarzyć w każdym miejscu. Pisząc tę powieść, myślałem o moim rodzinnym miasteczku, znajdującym się na terenie województwa dolnośląskiego.

 

Dziękuję za inspirującą i pobudzającą wyobraźnię rozmowę.

Komentarze
© 2007 - 2024 nakanapie.pl