Plebiscyt na Młodzieżowe Słowo Roku jeszcze nigdy nie wywoływał tyle emocji! Jury konkursu uznało, że tym razem… to już za dużo. Pierwszy raz w historii plebiscytu zdecydowano, że słowa roku nie będzie!
Julka, Grażyna i Janusz
Wszystko zaczęło się od kontrowersji związanych z uznaniem określenia „Julka” za niezgodne z regulaminem, a co za tym idzie, wyłączenie go spod głosowania. Jury uzasadniało swoją decyzję tym, że problematyczne słowo było negatywnie nacechowane i skoncentrowane na obrażaniu określonej grupy społecznej ze względu na poglądy polityczne. Wskazywano również na cel całej akcji:
„Młodzieżowe Słowo Roku to inicjatywa pozwalająca poznać język młodzieży, a jednocześnie zwiększyć zainteresowanie młodego pokolenia polszczyzną. Zależy nam, by budziła pozytywne emocje, szczególnie w tych niespokojnych czasach”.
Warto też wspomnieć, że „Julka” nie jest pierwszym słowem wykluczonym z udziału w plebiscycie ze względu na negatywnie nacechowaną definicję. Przewodniczący jury, Marek Łaziński, wskazał, że podobna selekcja dotknęła też innych imion zgłaszanych w ramach wcześniejszych edycji tj. „Janusz” i „Grażyna”. Z kolei w 2019 roku weryfikacji nie przeszło również określenie „p0lka”.
Wojna polsko-polska
W tym roku jury poszło o krok dalej. Po kontrowersyjnym wykluczeniu „Julki” zdecydowało się w ogóle zrezygnować z wyłaniania Młodzieżowego Słowa Roku w 2020. Swoją decyzję uzasadniano w następujący sposób:
"Kapituła plebiscytu Młodzieżowe Słowo Roku postanowiła w roku 2020 nie wyłaniać zwycięskiego słowa. Konkurs, który przez lata był zabawą z językiem i służył refleksji nad nim, stał się w tym roku areną walki na słowa, a tego faktu nie możemy i nie chcemy akceptować. Najczęściej zgłaszane były słowa wulgarne, wyśmiewające konkretne osoby, poglądy, postawy lub płeć".
Jak się okazuje, problematycznym zgłoszeniem nie było tylko jedno słowo, a zdecydowana większość najczęściej wybieranych określeń. Jurorzy wskazali również pozostałe naruszenia:
"na pierwszym miejscu znalazło się nazwisko polityka na S oraz słowa od tego nazwiska utworzone. Na drugim miejscu jest nazwa stygmatyzująca popularne imię żeńskie, (...), na trzecim miejscu jest czasownik pochodzący od nazwy instytucji organizującej plebiscyt, wyrażający sprzeciw uczestników wobec naszej decyzji. Na czwartym i piątym miejscu są hasła znane z ulicznych demonstracji zawierające słowa wulgarne na W oraz J (drugie hasło symbolizowane jest często przez osiem gwiazdek)".
To właśnie fakt, że pięć pierwszych słów, zdaniem jury, nie spełniało założeń regulaminu, przelało szalę goryczy i przesądziło o nierozstrzyganiu konkursu w tym roku.
To zależy…
Pewnym ukłonem w stronę tradycji jest za to wyróżnienie określenia „tozależyzm” jako najciekawszego formalnie i ciekawie zdefiniowanego. Jurorzy w następujący sposób wytłumaczyli swoją decyzję:
"Za najciekawszy neologizm roku uznajemy rzeczownik „tozależyzm” (zgłoszony ponad 300 razy). Słowo to jest związane z kanałemYouTube „Wojna idei” Szymona Pękały i przez niego zostało rozpropagowane, ale nie powstało wcale w tym roku. W sieci można je znaleźć w innych kontekstach co najmniej od roku 2014. Rzeczownik utworzono od konstrukcji składniowej z dodatkiem przyrostka abstrakcyjnego -yzm, tak jak niegdyś „tumiwisizm”. „Tozależyzm”, w odróżnieniu od „tumiwisizmu”, jest jednak przynajmniej w pewnym stopniu pożyteczny, chroni nas przed kategorycznością osądu. Najciekawsza nadesłana definicja „tozależyzmu” brzmi: idea mówiąca o tym, że nic nie jest takie, jakie się wydaje".
Co sądzicie o całej sytuacji? Czy uważacie, ze decyzja jury była słuszna?
Dominika Róg-Górecka