Zbieranie autografów w książkach wydawało mi się czymś naturalnym. Czytam książkę autora, jeśli mi się podoba to chcę go poznać i zyskać dedykację na pierwszej stronie. Oczywiście nie popadam w paranoję i nie pakuje na każde targi kilku walizek książek – choć nie krytykuję takich zachowań, raczej podziwiam, bo ja bym nie ogarnęła tego logistycznie. Ale wydawało mi się to czymś oczywistym. Do momentu, gdy podczas jednego z organizowanych przeze mnie spotkań uczestniczka stwierdziła, że po książkach się nie pisze, więc autograf to też niszczenie. Takie podejście do sprawy nieco mnie zaskoczyło, ale uznałam, że być może jeszcze się przekona. I się przekonała…
Postanowiłam więc podzielić czytelników na trzy grupy w kategoriach fanów lub przeciwników autografów. Proszę o przymknięcie oka, a jak już przymkniecie to może zdradzicie, w której grupie byście się znaleźli?
Zbieracz
Walizka pełna książek, tragarz w postaci osoby towarzyszącej, przekopywanie zbiorów w kącie na targach książki. Pojawia się zbieracz. Osoba nie tylko ciągnąca za sobą walizkę większą niż ona sama, ale też mająca kilometrową listę spotkań w układzie godzinowym, alfabetycznym i według rozmieszczenia stanowisk różnych wydawnictw. Do tego autora nie zdążę, ale za godzinę będzie na innym stoisku. Siostrę ustawię w kolejce do Mroza, a brata do Neli Małej Reporterki i jakoś się uda zebrać podpisy wszystkich pisarzy zebranych w tym miejscu. Nie spocznie dopóki jego kolekcja nie będzie pełna! Jak nie zdąży w określonym na podpisywanie książek czasie to upoluje autora gdzieś w przejściu, a co!
Kolekcjoner
Na twarzy maluje się determinacja, pewność siebie i nastawienie na spotkanie z kimś niesamowicie ważnym. Spotkania autorskie ulubionej pisarki to jak wypad na kawę z przyjaciółką, choć czasem przed powitalnym uściskiem trzeba stać w kolejce pełnej fanów.
Co to jest 150 kilometrów w jedną stronę na spotkanie autorskie z moją ulubioną pisarką? Tyle co nic! Wstanę o 4 rano i przesiądę się sześć razy, żeby tylko zdobyć autograf na najnowszej książce. Podobno w osiedlowej bibliotece jest dziś spotkanie z Mrozem, nawet ostatnio czytałam jego książkę, ale po co mi jego autograf?! Żeby sobie na półce postawić? Nie… No to jadę, bo na moim regale ciągle brakuje jednej podpisanej książki Królowej Kryminałów* 😉 Bo nie chodzi o to, żeby mieć autograf w każdej książce, ale żeby półki z twórczością ulubionych autorów były uzupełnione o dedykacje. I żeby móc spokojnie usiąść w fotelu i patrzeć na kolekcję, by otwierać, czytać, dotykać i odkładać na półkę.
Esteta
Nie będzie mu nikt pisał po książce i jej niszczył. Nawet jeśli sam napisał tę historię to jeszcze nie upoważnia go do dewastacji książki! No cóż on sobie wyobraża! W dodatku co to za dedykacja, gdy autor hurtem każdemu pisze to samo. Nie zna mnie i wcale mu nie zależy by ta książka stała się dla mnie czymś wyjątkowym. Ot, kupiłem, zapłaciłem, przeczytałem i wystarczy. Postawię na półce lub sprzedam na grupie. Popisana się nie sprzeda.
Oj tam, zawracanie głowy – autograf!? Po co to komu? Książki się czyta, a nie pisze po nich, bez znaczenia, czy chodzi o czytelnika, czy autora.
Oczywiście mocno przejaskrawiłam podejście czytelników do zbierania podpisów. Nie każdy ma takie podejście, nie każdy tak się zachowuje i tak myśli. Nie ma znaczenia, czy autografy zbierasz, czy nie są Ci do niczego potrzebne, bo najważniejsza dla Ciebie jest treść książki – po prostu czytajmy. No to co czytasz?
A może zdradzisz, czy lubisz książki z dedykacjami od autora?
*pod Królową Kryminałów możesz wstawić dowolne nazwisko, tekst nie powstał z myślą o konkretnej osobie.