„Serce na Kaszubach” to Pani literacki debiut. O czym jest ta książka i czemu zdecydowała się Pani ją napisać?
„Serce na Kaszubach” to historia dwójki młodych ludzi: Kamili i Brunona, którzy poznają się, zakochują i dążą do tego, by być razem mimo różnych przeciwności. Nie jest to jednak klasyczny romans. Powiedziałabym, że jest to bardziej historia o dojrzewaniu do miłości. Na tym właśnie mi zależało: pokazać miłość jako zderzenie dwóch różnych światów i proces, by te światy złączyć w jedno. Czy to jest w ogóle możliwe? Na jakim fundamencie budować: czy tylko na początkowym zauroczeniu, pociągu fizycznym, czy może raczej na przyjaźni, a może na czymś jeszcze innym, zewnętrznym, niezależnym od człowieka?
W Pani powieści nie dość, że religia odrywa istotną rolę, to jeszcze zaprezentowana została w pozytywnym kontekście. W dzisiejszych czasach nie jest szczególnie popularny sposób prezentowania wiary. Czy nie obawiała się Pani słów krytyki?
Obawiałam się… ale i się tego spodziewałam. Mam oczy i uszy i widzę, jakie jest nastawienie współczesnego świata, zarówno mediów, jak i zwykłych ludzi, do religii katolickiej. I tak jak przyznaję, że Kościół Katolicki nie jest bez win i wiele rzeczy mnie również drażni, tak Bóg i moje osobiste relacje z Nim są dla mnie bardzo ważne. A jednak nie można wierzyć w Boga, odrzucając zupełnie Kościół Katolicki. Owszem, można się modlić i w lesie, tak jak Kamila modli się na przykład, idąc ulicami Gdyni i stojąc nocą nad morzem, ale sakramenty, szczególnie Eucharystię, można otrzymać wyłącznie w kościele. Na Kaszubach mamy takie wyjątkowe hasło: „Më trzimómë z Bògã” (tłumaczenie: „My trzymamy z Bogiem”) i dla większości Kaszubów wiara, religia, tradycja wciąż są bardzo ważne. Odpusty maryjne w Sianowie przyciągają tłumy pielgrzymów z całych Kaszub, w tym władze wojewódzkie, powiatowe i gminne. Łatwo więc było mi pokazać bohaterkę z zewnątrz, sceptyczną i wątpiącą, która nagle znalazła się w tym świecie. Świecie, gdzie jest i ludowa tradycja, trwająca bądź co bądź od czasów pogańskich, czasem jest też bigoteria, ale jest i żywa wiara, taka, jaką ma Bruno. Pokazałam wszystko tak, jak jest, tak, jak ja to widzę. Moja wiara też przechodziła różne etapy, wiele rzeczy analizowałam, z wieloma się kłóciłam, do wielu nie byłam przekonana. Także temat aborcji, który jest poruszony w powieści, nie jest dla mnie biało-czarny, bo widziałam w swoim życiu tak wiele, że rozumiem, jak czasem trudno jest przyjąć dziecko, szczególnie dziecko chore lub niechciane. Życie jest jak labirynt, nie ma prostych rozwiązań. Chciałam po prostu pokazać, że z Bogiem łatwiej jest przez ten labirynt przejść, nawet jeśli nie zawsze będą cuda, jak na przykład u Zawichowskich, którzy stracili córkę. No i cóż, za otwarte mówienie o tym spodziewałam się podwójnej krytyki: od wierzących za to, jak zachowuje się Kamila w pierwszej połowie powieści, a od niewierzących: za to, jak zachowuje się w drugiej połowie. I zgadłam! Mogłabym całą rozprawkę napisać o tym, jak postrzegana jest Kamila, jej charakter i jej przemiana w zależności od przekonań czytelnika. To jest po prostu niesamowite, że każdy widzi tę samą bohaterkę w tak skrajnie różny sposób. Nie dziwi mnie więc krytyka. Dziwi mnie jedynie, że ktoś, kto sięga po powieść wydaną z serii „Opowieści z wiary” przez katolickie Wydawnictwo eSPe, by ją zrecenzować, ocenia ją nisko, bo… to opowieść z wiary. Jeśli sięgam po kryminał, nie wystawię mu potem niskiej noty z powodu zagadki kryminalnej, co najwyżej z powodu słabego stylu, kiepskiej fabuły, drewnianych dialogów, papierowych bohaterów. A w tym przypadku często czytam takie słowa: „świetnie skonstruowana historia, żywe dialogi, bohaterowie z krwi i kości, pięknie przedstawione Kaszuby, ale jestem na nie, bo jest o wierze”. Wówczas zaczynam wątpić w ludzką inteligencję.
Na okładce widnieje opis „Zmysłowa opowieść o sile miłości”. Jednak reklamy przyzwyczaiły nas do tego, że „zmysłowość” jest równoznaczna z erotyką. Czy chciała Pani pokazać ten temat inaczej?
Opis pochodzi od wydawcy, ale zaakceptowałam go, bo wszak zmysły to nie tylko zmysł dotyku, ale też zmysł smaku, węchu, wzroku, słuchu. W „Sercu na Kaszubach” starałam się pokazać Kaszuby wszystkimi zmysłami, a więc mamy i regionalne potrawy, i zachwycające krajobrazy oraz ciekawe miejsca, i zapachy, i język kaszubski. Budowanie klimatu zawsze było dla mnie ważne. Nieustannie się tego uczę. Jako dziecko zastanawiałam się na przykład, jak opisać smak źdźbła trawy albo jak opisać wygląd drzewa. Nadal się nad tym zastanawiam! Bardzo zależy mi, by przenieść czytelnika w historię. Ale erotyka, i owszem, jest, jak przystało na historię miłosną.
Kamila, główna bohaterka, to postać wielowymiarowa. Bywa zabawa, roztrzepana, ale też infantylna i dziecinna. Chociaż polubiłam ją, to miałam wrażenie, że została wykreowana w ten określony sposób po to, by wiara mogła pozytywnie wpłynąć na jej charakter. Czy właśnie tak postrzega Pani rolę religii.
DK: Nie. Zacznę od tego, że w ogóle nie zamierzałam zmieniać charakteru Kamili. Stworzyłam ją jako pogodną, naturalną dziewczynę, która mówi, co myśli i taka została do końca. Jedyne, co się zmieniło, to jej nastawienie do życia. Na początku powieści to singielka, która dla pieniędzy potrafi znieść upokorzenia i mobbing w pracy, która sporo przeklina (ostateczna wersja książki jest mocno wygładzona, pierwotnie Kamila przeklinała znacznie gorzej), której życie toczy się wokół czytania książek, malowania obrazów, kota, spotkań z koleżankami, wypatrywania miłości życia. Kiedy poznaje Brunona, poznaje jednocześnie inny świat, świat, w którym liczy się coś więcej niż pieniądze i życie z dnia na dzień. Nikt jej do niczego nie zmusza, może poza tym, by tyle nie przeklinała. Bruno nigdy nie zmuszał jej do modlitwy, do chodzenia do kościoła. Jedynie pytał, czy z nim pójdzie, czy się z nim pomodli, ale decyzję zawsze pozostawiał ukochanej. Kamila dojrzewała do wiary, obserwując wierzących ludzi dookoła. Miała okazję skonfrontować dwie wizje życia: tę, w której ze wszystkim mierzy się sama i tę, w której ma do pomocy Boga. A więc jedyne, co się zmieniło w bohaterce, to jej spojrzenie na życie. Tylko tyle i aż tyle.
Z drugiej strony jest Bruno, bohater zdecydowanie bardziej konserwatywny, ale też dojrzały. Kamili brakuje korzeni, emocjonalnej stabilności. Wszystko to próbuje odnaleźć na własną rękę, ale ostatecznie na jej decyzje duży wpływ ma Bruno. Ona z kolei nie zmienia go zbyt znacznie. Czy w Pani odczuciu taki związek jest udany? Czy widzi Pani w takim układzie miejsce na większe kompromisy?
DK: Kiedy Kamila i Bruno się poznają, ona dopiero szuka swojej drogi do szczęścia, a on już jest na zupełnie innym etapie – przeszedł w życiu pewien dramat, przepracował tę traumę i dokładnie wie, czego chce od życia. I tutaj życie go zaskakuje, bo jak sam mówi: „spodziewał się, że przyszłą żonę pozna w kościele”. A jednak, co było dla mnie ważne, on nie traktuje Kamili jak gliny, z której chce ulepić sobie idealną żonę. On ją przyjmuje taką, jaka jest. Jedyne, o co ją prosi, to by nie przeklinała, ale myślę, że to jest w porządku, bo ja sytuację znam z drugiej strony: to dziewczyny często proszą swoich partnerów, by nie przeklinali czy nie palili papierosów, bo im to przeszkadza. Bruno nie zmusza Kamili do chodzenia do kościoła, nie ciągnie jej na pielgrzymki, nie wymaga wspólnej modlitwy, nie naciska, by się dla niego zmieniła. Jest taka scena, gdy w Wigilię wszyscy wybierają się na pasterkę, a Kamila chciałaby zostać z Brunonem w domu. Bruno jednak też wybiera się na pasterkę i tłumaczy jej, dlaczego to dla niego ważne. Nigdzie nie pada zdanie: „Jeśli mnie kochasz, musisz iść ze mną!” To Kamila podejmuje tę decyzję, podkreślając jednocześnie, że wcale jej się to nie podoba i najchętniej by go zabiła. Bruno nie obraża się, gdy Kamila nie chce się z nim modlić – wówczas po prostu modli się sam. Nie sprzeciwia się, gdy ona z koleżankami świętuje Halloween, nawet jeśli sam nie uznaje tego święta. Zauważcie, że on unika otwartych konfliktów. Nie narzuca się. Nie walczy na miecze w obronie swoich przekonań. Czasem nawet mnie tym irytował, ale właśnie takiego chciałam go stworzyć. Jednocześnie jest bardzo otwarty na kompromisy! Zobaczcie, jak wygląda ich związek. Tam nie ma patriarchatu, jest partnerstwo. Jest rozmowa, jest wzajemne zrozumienie, jest wsparcie. W chwili kryzysu – nie będę spojlerować, o co chodzi – Bruno jest w stanie zmienić całe swoje życie, rzucić pracę, zrezygnować z kariery, byleby to Kamila nie musiała się poświęcać.
Jednocześnie, w momencie największego kryzysu… nasi bohaterzy nie rozmawiali ze sobą. Przynajmniej ja odebrałam ten wątek jako próbę sił i dwóch światopoglądów. Czy jest to w Pani ocenie problem współczesnych związków?
DK: Nie rozmawiali, bo to Kamila nie chciała rozmowy. Bruno był otwarty na rozmowę, tłumaczył, dlaczego takie, a nie inne wartości są dla niego ważne. Tymczasem Kamila chciała postawić na swoim i koniec, kropka. Uczucia Brunona w tym momencie nie były dla niej ważne, liczyło się tylko to, by jej było dobrze. Te kryzysy były dwa: pierwszy w początkowym okresie, gdy nagle okazało się, że Bruno żyje według zasad, które dla Kamili były nie do przyjęcia, a drugi: znacznie później, gdy okazało się, że życie to nie bajka i nie zawsze jest „żyli długo i szczęśliwie”. I o ile w obu przypadkach doskonale rozumiałam Kamilę, a kto wie, czy na jej miejscu nie zachowałabym się podobnie, o tyle podejście Brunona jest w moim odczuciu dojrzalsze. Choć czasami za mało walczył i za szybko się poddawał, jak na przykład w konfrontacji z Jeremym. To były te momenty, gdy mnie irytował. Wydaje mi się, że współczesne związki często nastawione są na egoizm. JA jestem ważny, MOJE potrzeby są ważne, a twoje już niekoniecznie, chyba że pokrywają się z MOIMI. Stąd się biorą zdrady, bo przecież mam prawo do szukania miłości i zrozumienia gdzie indziej, stąd się biorą rozwody, bo przecież nie muszę się męczyć z kimś, kto przy bliższym poznaniu okazał się nieidealny. Kamila i Bruno jednak sporo rozmawiają i są dla siebie wzajemnie wsparciem.
Miałam też wrażenie, że starała się Pani uniknąć kontrowersji. Bo z ust Kamili pada sporo odważnych zarzutów wobec kościoła, ale… nie ma odpowiedzi. Ksiądz, który jest bohaterem trzecioplanowym tej opowieści, zwyczajnie ich nie udziela. Dlaczego?
A ja z kolei, patrząc na komentarze czytelników, mam wrażenie, że książka jest bardziej kontrowersyjna niż współczesny czytelnik jest w stanie zdzierżyć. A to wszystko dlatego, że bohaterka miała czelność przejść „na drugą stronę mocy”. Ach, cóż to za nietakt z jej strony! Wszakże powinna przeciągnąć Brunona na swoją stronę. Ksiądz powinien okazać się zboczeńcem, chronionym przez siostry-dewotki, Bruno powinien stracić wiarę i zacząć złorzeczyć Bogu, bohater homoseksualny powinien zostać zlinczowany przez kaszubskich dewotów – i byłby zachwyt publiki. Nie, nie ironizuję, naprawdę byłby zachwyt czytelników, którzy pialiby, jaka to życiowa i mądra książka. A ja chciałam po prostu opowiedzieć historię dwójki ludzi w takich, a nie innych konkretnych realiach i z takiego, a nie innego konkretnego punktu widzenia. I ten młody ksiądz został wprowadzony jedynie po to, by pokazać go jako młodszego brata, syna, kolegę, a nie mentora prowadzącego czytelnika przez meandry wiary katolickiej. Owszem, jest kilka dyskusji i kilka pytań bez odpowiedzi, ale one właśnie mają pozostać bez odpowiedzi… Bowiem w życiu nie na wszystkie pytania jest uniwersalna odpowiedź. Każdy z nas jest inny, ma inne doświadczenia i potrzeby, każdy na te pytania odpowiada sam. Najważniejsze, to nie skakać sobie przy tym do oczu, lecz potrafić się pięknie różnić.
Ale mamy jeszcze jednego ważnego bohatera… Kaszuby! Wiele się dowiedziałam na ich temat. Jest Pani również dziennikarką w regionalnym miesięczniku Pomerania. Czy warto dodać Kaszuby do swoich planów na wakacje? Co należy zobaczyć w pierwszej kolejności?
Kaszuby to wyjątkowa kraina. To nie tylko piękne krajobrazy, ale przede wszystkim bogata kultura i ciekawa, choć trudna historia. Tutaj się urodziłam, tutaj wychowałam, tutaj żyję i tutaj umrę. Nie byłabym szczęśliwa nigdzie indziej. To właśnie Kaszuby i wewnętrzna potrzeba zachowania naszej kultury, języka, zwyczajów, historii, pchnęły mnie do tego, by powieści gromadzone od lat na dysku i w szufladach biurka, posłać do wydawców. W każdej ze swoich powieści (w tym roku ukażą się co najmniej cztery) pokazuję inny wycinek Kaszub. „Serce na Kaszubach” nie jest bedekerem, nie ma tu kompendium wiedzy o Kaszubach, ale są Kaszuby pokazane na co dzień, dlatego mamy tu zwyczaje bożonarodzeniowe i wielkanocne (ale też nie wszystkie!), mamy co nieco o języku kaszubskim, poznajemy kilka ważnych miejsc i kilka faktów historycznych. Jeżeli zaś chodzi o zwiedzanie Kaszub, to na pewno warto odwiedzić dwa ważne miejsca: Muzeum Kaszubskie w Kartuzach i Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie. Same te miasteczka, czyli Kartuzy i Wejherowo również warto zwiedzić, bo są wyjątkowo urokliwe. W Kartuzach zachwyci was Gaj Świętopełka z malowniczą Aleją Filozofów biegnącą nad Jeziorem Klasztornym z widokiem na Kolegiatę i miasto na drugim brzegu. W Wejherowie mamy Szlak Nut Kaszubskich oraz położoną w lesie na pagórkach Kalwarię Wejherowską, gdzie co roku w Wielkim Poście odprawiana jest Kaszubska Droga Krzyżowa – w tym roku po raz pierwszy miałam zaszczyt czytać po kaszubsku jedną ze stacji. Kaszubska Droga Krzyżowa odprawiana jest też od lat w Sanktuarium Matki Bożej Królowej Kaszub w Sianowie – to miejsce również warto zobaczyć, opisuję je w „Sercu na Kaszubach”. Szczególnie, że nieopodal w Stryszej Budzie znajduje się bardzo fajna atrakcja: Park Miniatur i Gigantów, który zaciekawi i dzieci, i dorosłych. Interesującym miejscem jest Centrum Edukacji i Promocji Regionu w Szymbarku, gdzie można dowiedzieć się sporo o historii Kaszub, zwiedzając m.in. replikę bunkra Tajnej Organizacji Wojskowej Gryf Pomorski, Dom Sybiraka czy Dom Trapera z Kanady. Jeśli kogoś interesuje historia i dawne życie, koniecznie musi wybrać się do Kaszubskiego Parku Etnograficznego we Wdzydzach Kiszewskich – tam pojechali Kamila i Bruna na swoją pierwszą rocznicę ślubu. Nie zapominajmy też o tym, że Gdańsk, Gdynia i Sopot to również Kaszuby! Kaszuby mają i morze, i jeziora, i lasy, i rzeki, i wzgórza, jest więc w czym wybierać.
Dziękuję za rozmowę,
Dominika Róg-Górecka
A jednak nie można wierzyć w Boga, odrzucając zupełnie Kościół Katolicki.
Każdy z nas jest inny, ma inne doświadczenia i potrzeby, każdy na te pytania odpowiada sam. Najważniejsze, to nie skakać sobie przy tym do oczu, lecz potrafić się pięknie różnić.
Odpusty maryjne w Sianowie przyciągają tłumy pielgrzymów z całych Kaszub, w tym władze wojewódzkie, powiatowe i gminne.
Wówczas zaczynam wątpić w ludzką inteligencję.
A jednak nie można wierzyć w Boga, odrzucając zupełnie Kościół Katolicki.