Wczoraj w późnych godzinach wieczornych świat obiegła wieść: Amy Winehouse zginęła w wyniku niewyjaśnionych okoliczności, w wieku 27 lat.
Osoby Amy Winehouse mi nie żal - była ćpunką, nadawała na ostrym hardkorze i śmierć z powodu przedawkowania była jej po prostu pisana.
Że najnieszczęśliwszym ludźmi skłonnymi do uzależnień i zaburzeń psychicznych są właśnie ludzie inteligentni, widzący więcej, nierozumieni.
A jeśli to prawda, że Amy chciała umrzeć w wieku 27 lat, żeby dołączyć do 'elity', to widocznie umarła szczęśliwie.
Fanką Amy nie byłam, chociaż kilka jej utworów robi wrażenie.
Owszem, zarobi, ale to chyba nie wina producentów i sklepów, że ludzie nagle stają się jej wielkimi fanami i wykupują wszystko co z nią związane.
Jeden wielki dół i ani jednego dur-a ("wesoła tonacja/akord w muzyce), Same mol-e.
eh... nie lubisz krytyki Alexi... z tego co piszesz to dla ciebie ćpun, ćpunowi nie równy.. w tym samym wątku dajesz za przykład człowieka który "umar...
Ćpun to ćpun i już, ale zasługi Rhoads`a a Amy są tak odległe od siebie jak stąd do Babilonu.
A już ich szczytem jest samobójstwo.Samobójcami byli też tacy ludzie jak Hemingway, Jack London, Edward Stachura, oraz wielu innych.
Inną sprawą jest, że wyróżnianie samobójców, umieszczając ich w "elitarnym" klubie to dla mnie lekko mówiąc czyste przegięcie.
Bardzo duże znaczenie mają czynniki zewnętrzne, wpływ innych ludzi, wychowanie przez rodziców.
Ile ludzi, tyle opinii.
Ludzie zawsze mieli rodzinę i przyjaciół.
Tak jak Amy." - czy jesteś tego pewny?