Dzisiaj od rana coś mnie prześladuje. Przy aucie ujechałam na błocie. Później, jak w końcu już się w jego wnętrzu umieściłam i pojechałam na pocztę to nie umiałam miejsca znaleźć do zaparkowania.
W końcu po jeżdżeniu w koło, jak Jaś Fasola zaparkowałam. Biegiem na pocztę, bo muszę zakupy jeszcze zrobić i szybko ugotować obiad dla rodzinki, bo mąż ma na popołudniu do pracy.
Odebrałam książkę, biegiem do auta wszystko było super aż do momentu, jak nie poczułam, że uwiera mnie but. Myślę sobie trudno, jakoś sobie poradzę. Podjechałam pod sklep. Nie dość, że naprawdę szybko starałam się robić zakupy to okazało się, że nie to co trzeba kupiłam z przypraw, gdyż sugerowałam się napisem ,,klasyczny kurczak", a to nie przyprawa lecz panierka. No trudno.
Jedna Pani myślała że ją śledzę, więc pod koniec zakupów chodziła jak najbliżej Pana policjanta, który przyjechał po sałatkę. Fakt jechałam za nią do sklepu, na parkingu obok parkowałam. W kolejce za nią stawałam a na końcu równo z nią wychodziłam. Jeszcze wychodzę na stalkera.
Rozpakowując zakupy w domu wyleciał mi z lodówki jogurt rozbryzgując się na pół kuchni. Ja oberwałam od niego rykoszetem, moje dziecko szczęśliwe robiło taplu taplu.
Aż jestem ciekawa, co jeszcze może przynieść dzisiejszy dzień, bo to dopiero początek... Aczkolwiek chce mi się z tego śmiać głośno. Nie jestem zła tylko tym rozbawiona. A but mnie uwierał bo miałam w nim złamany element łyżki do butów.
Życzę Wam dzisiaj uśmiechu i tego byście nie biegali w pośpiechu za czymś lecz dla zdrowia.
Pozdrawiam cieplutko