Po "Zemście kobiety w średnim wieku" poczułam niedosyt, gdy dowiedziałam się, że jest druga część. Nie to, że trzeba ją koniecznie przeczytać, żeby zamknąć w półotwarte drzwi, ale ja chciałam zaspokoić swoją ciekawość obserwując tym razem poczynania Minty.
Kobieta była uważana przez Rose Lloyd za przyjaciółkę, współpracowniczkę, której może powierzyć wiele ze swego życia prywatnego, tymczasem Minty była jak kret, podkopujący fundamenty jej związku. Jednak czy budowanie swojego przyszłego życia może być udane, gdy wznosi się coś nowego na ruinach starego?
Niestety Minty spotyka się z ciągłymi przypomnieniami, że była żona to to czy tamto. Stałe porównania, podkreślanie wartości Rose, wbijają kolejną szpilkę w serce kobiety. Nie jest łatwo, gdy trzeba się zmierzyć z konsekwencjami własnych decyzji. Nie jest łatwo zostać tą drugą i to już na zawsze, gdy partner jest dużo starszy, ma nieco inne potrzeby, gdy cień przeszłości przykrywa teraźniejszość i nie pozwala zapomnieć, że rozbiło się w sumie bardzo udane małżeństwo. I sam współmałżonek, który czuje, że kocha obecną żonę, ale też do tej pierwszej zostało w nim ogromne uczucie.
Skomplikowane stało się życie Minty, a przecież marzyła, że Nathan zamieszka z nią i odmieni jej świat jak za dotknięciem różdżki i będą sobie szczęśliwie wiedli wygodne życie. Rzeczywistości nie da się zaprogramować, a bycie z kimś to na przemian ścieranie się i chodzenie ścieżkami kompromisu. Oprócz seksu i czułości, którym obdarowywali się jako kochankowie przyszło dzielenie codzienność, która z czasem staje się szara i bezwzględnie obnaża to co w nas negatywne.
O ile w "Zemście kobiety..." mamy więcej smutku i rozpaczy porzuconej kobiety, tak tutaj zaczyna się od euforii zwycięskiej Minty wzbogaconej o trofeum w postaci Nathana. Mężczyzna spodobał jej się jeszcze podczas wizyty w domu Lloydów, z całą jego aurą, temperamentem i osobowością. Tyle, że Minty nie wzięła pod uwagę, iż Nat może być taki pociągający, bo czuł się szczęśliwy w dotychczasowym wieloletnim związku. Oczywiście pojawienie się w życiu mężczyzny młodej, atrakcyjnej kobiety, tak bardzo zainteresowanej, że uwodziła go nie zważając na obecność żony, na pewno mu imponowało. Zrodziło to w nim własne zaciekawienie i chęć spróbowania czegoś nowego, póki jeszcze się do takich zmian nadaje.
Buchan skłania do myślenia, tworzenia własnych scenariuszy tego może się wydarzyć w podobnych sytuacjach. Trudno jednoznacznie ocenić postępowanie bohaterów, bo czy odejście Nathana można rozpatrywać tylko w negatywnym kontekście? Miał prawo do takiej decyzji czy nie? Czy Minty nie jest obrzydliwa po tym co zrobiła innej kobiecie, do tego ufającej jej na tyle,że zwierała się z rożnych małżeńskich szczegółów? A Rose?
Trudno patrzeć na bohaterów tylko w kategorii winny - niewinny. W życiu istotne są niuanse, to co czujemy tu i teraz, w jaki sposób realizujemy się by być szczęśliwymi oraz zasady, którymi się zazwyczaj kierujemy. W świetle konsekwencji, jakimi są obciążone nasze czyny albo pójdziemy na żywioł z wyborem albo będziemy tyle poświęcać czasu na przemyślenia, że już nie będzie o czym decydować.
Jeśli ktoś nie lubi wolno posuwającej się akcji to prawdopodobnie lektura go znudzi. Mnie odpowiada ten sposób narracji, prowadzenia czytelnika przez codzienność bohaterów, ich życie podobne do tego jakie może być i naszym udziałem. Nic wystudiowanego, za to bardzo realistyczne.