Dziękuję Wydawnictwu Rebis za egzemplarz recenzencki książki Ałbeny Grabowskiej „Rzeki płyną, jak chcą”.
Bardzo lubię książki o takiej treści. Powieści, które dzieją się pod koniec XIX wieku i na początku XX. Interesuje mnie życie służby i wielkich państwa. Chętnie zaglądam zarówno na salony, jak i pod schody. Dlatego ucieszyłam się, kiedy dostałam możliwość zrecenzowania tej pozycji.
W swojej nowej książce Ałbena Grabowska opisuje losy szlacheckiej rodziny Terechowiczów, matki i trzech córek, których ojciec ruszył na wojnę i słuch po nim zaginął. Wkrótce potem na front w roli pielęgniarki rusza środkowa córka, a kiedy wraca, okazuje się, że wyszła za mąż i przywiozła małżonka ze sobą. I od tego momentu zaczynają się wszystkie rozterki.
Rodzina Terechowiczów cienko przędła po wybuchu wojny. Służba odeszła, pan już niczego nie mógł doglądać, więc zająć się tym musiały pozostałe domowniczki. Najstarsza, Klara nauczyła się pracować i przywykła do tego, (bez pracy czuła się bezużyteczna), środkowa, Amelia została pielęgniarką, najmłodsza, Róża pozostała trzpiotką na salonach, doprowadzając swym zachowaniem do szewskiej pasji nie tylko siostry, ale i czytelnika ;) Niedługo później i ona zyskuje adoratora, a to gmatwa sprawę jeszcze bardziej.
Klara jako materiał na „starą pannę” ma dość przytyków sióstr. Z drugiej strony wzbudza ona ogromne zainteresowanie każdego mężczyzny, który pojawi się w jej pobliżu. I niestety tego wątku nie kupiłam ani trochę. Muszę uwierzyć na słowo, że tak jest, że mężczyźni się nią interesują. Od Klary nie wychodzi żadne działanie. Zgodzę się, że mogła tego nie zauważać i nie łączyć z umizgami, ale chciałabym wiedzieć, co takiego wyjątkowego w niej było, że wszyscy tracili dla niej głowy. Dlaczego? Bo była piękna? To padło w tekście tylko raz czy dwa a poza tym reszta panien Terechowiczówien również odznaczała się urodą. Klara, owszem, była pracowita, miała swoje zdanie, potrafiła rozmawiać, ale to wciąż za mało, abym uwierzyła, że każdy jeden jej pragnął.
Komu najbardziej kibicowałam? Zdecydowanie Amelii, która choć w pewnym momencie się pogubiła, zdawała się najpewniej stąpać po ziemi i wiedzieć czego chce od życia. Być może trochę zaimponowała mi jej umiejętność rzucenia wszystkiego i podążenia na front, by podjąć się ciężkiej pracy, o której do tej pory nie miała pojęcia.
Kolejną z ulubionych postaci zdecydowanie jest Ludwiżanka, stara służąca, która mimo że niepiśmienna i nie potrafiąca czytać, odznaczała się mądrością, cechująca tylko dobrego, długoletniego obserwatora. Nie dało się nic przed nią ukryć, a mimo to nikogo nie oceniała, potrafiła pocieszyć i doradzić. Każdy powinien mieć taką Ludwiżankę u swego boku ;) Stara służąca interesowała mnie najbardziej też z tego względu, że ja zawsze chętnie zaglądam pod schody. Jako dozgonna fanka „Downton Abbey” uważam, że książek o tym co dzieje się poniżej salonu jest zdecydowanie za mało.
Powieść jest krótka, liczy zaledwie 366 stron, czyta się szybko, ale potrafi wzbudzić zainteresowanie. Autorka osadziła akcję w ciekawych czasach I wojny światowej, nie zapominając o tym, co działo się wtedy w kraju. Powstawał ruch sufrażystek (jedna z drugoplanowych postaci, Halina, również wzbudziła moją sympatię, jako pewna swych przekonań, silna kobieta), szalała hiszpanka, Polska odzyskiwała niepodległość. W książce Grabowskiej prawie nie odczuwa się wojny. Gdzieś tam w mieście stacjonują Rosjanie, czasem przyjdą, postraszą, ale to wszystko. Do dworu dochodzą wieści z frontu, a największą stratą rodziny jest zaginięcie ojca. Poza tym działania wojenne odbywają się jakby na marginesie książki. Powieść jednak nie traci przy tym na atrakcyjności. Jako literatura obyczajowa sprawdza się doskonale.
Autorka pozostawiła nas z otwartym zakończenie, dając nadzieję na część drugą. Czy tak będzie to się okaże. Ja jednak jestem wielkim zwolennikiem zakończeń otwartych. Pozwala na interpretację. A ja bardzo lubię po przewróceniu ostatniej strony snuć jeszcze domysły, co też mogło się zdarzyć lub „a co by było gdyby?”
Ałbena Grabowska jest cenioną pisarką, która zapewniła już sobie miejsce w panteonie polskich literatek. Książka ta, choć nie tak wciągająca jak „Stulecie winnych” z całą pewności znajdzie swoich wielbicieli. Wystawiam jej dobrą ocenę i polecam.