Wszyscy z was pewnie słyszeli, że ostatnio modne zrobiło się wynajmowanie surogatki, aby urodziła dziecko zamiast biologicznej matki. Przy zabiegach in-vitro możliwy jest wybór płci potomka, a nawet kolor oczu, włosów i tak dalej... Niektóre kobiety decydują się na surogatkę, bo nie mogą same urodzić wymarzonego maleństwa, inne zwyczajnie nie chcą stracić ładnej figury podczas ciąży. Wokół in-vitro i surogatet od dawna toczą się spory i dyskusje. Dziś przedstawiam wam powieść bardzo "na czasie", traktującą o indyjskiej klinice, gdzie takie zabiegi są wykonywane.
Kiedy rodzi się mała Amelia, dziecko zamówione przez parę z Londynu, nikt nie spodziewa się kłopotów. Stan dziecka jest dobry, pomimo tego, że urodziło się przedwcześnie. Jednak szybko okazuje się, że dziewczynka ma AIDS. Komórki rozrodcze jej biologicznych rodziców były wcześniej dokładnie badane, szpital też dochowywał wszelkich norm higieny. Rodzi się zatem pytanie jak doszło do zakażenia? Zrozpaczeni rodzice Amelii udają się na wycieczkę krajoznawczą, by ochłonąć po przykrej wieści. W trakcie niej giną w wypadku samochodowym. Surogatka, która urodziła Amelię także tajemniczo się ulatnia i dziecko zostaje bez prawnych opiekunów. Pracownica opieki społecznej - Simran udaje się do Londynu, by odnaleźć rodzinę dziewczynki i rozwikłać zagadkę zarażonego zarodka. Tam otrzymuje telefoniczne pogróżki, zauważa, że ktoś ją śledzi, a na domiar złego wkrótce sama pada ofiarą wypadku...
Przeczytałam już sporo książek o Indiach i wiem, że sieroty nie są tam darzone specjalnym szacunkiem, a już na pewno nie, kiedy są dodatkowo śmiertelnie chore. Także fakt, że tak bardzo przejęto się losem małej Amelii, że aż wysłano kogoś do Londynu na poszukiwanie jej bliskich, wydał mi się nieco naciągany. Można jeszcze uznać, że właściciele kliniki chcieli koniecznie wiedzieć, gdzie wydarzył się błąd i jak doszło do zakażenia, ale na pierwszy plan stawiano tylko dobro Amelii. Cóż, wiadomo wszyscy chcemy wierzyć w bezinteresowny i szczery altruizm i to, że świat jest lepszy niż jest, więc niech tak będzie.
W powieści mamy do czynienia z piękną, ładnie wybudowaną kliniką, gdzie każda surogatka ma własny pokój, w którym mieszka przez dziewięć miesięcy. Dostaje wtedy wyszukane i bogate we wszelkie witaminy jedzenie a także prezenty od rodziców oczekujących na dziecko. A po urodzeniu otrzymuje około pół miliona rupii, czyli jakieś 125 tys. złotych. Jest to więcej niż przeciętny mieszkaniec Indii jest w stanie zarobić przez całe życie. Wymarzona praca dla kobiet? Nie bardzo... Wiele z nich przywiązuje się do dziecka, nie mogą się potem z nim rozstać, usiłują porwać. Zdarzają się też przypadki, gdy mąż kobiety, lub jakiś jej facet zgarnia cały zysk dla siebie, a potem znów zmusza ją do kolejnego zapłodnienia. Czyli jak zwykle, gdzie pieniądze, tam i mnóstwo nadużyć...
"Gdy weszła do pokoju magnoliowego, zobaczyła Reenę w pospiechu pakującą walizkę. Dziecko spało w swoim łóżeczku. Kobieta była ubrana i gotowa do wyjścia.
- Co robisz?
Reena wybuchnęła płaczem i rzuciła się w objęcia Preeti.
- Nie mogę go im oddać. Wiesz, że nie mam swoich dzieci. Wolę już mieć to, niż nie mieć żadnego.
- Nie bądź głupia. - Preeti usiadła na łóżku i mocno ścisnęła jej rękę. - Napytasz sobie w ten sposób biedy. Pojadą za tobą i zabiorą ci dziecko. Podpisałaś kontrakt. I nie zapominaj o pieniądzach. Stracisz je wszystkie!
- Nie zależy mi na pieniądzach. To jest moje dziecko, wiem to. On jest darem od Boga dla mnie. Nie zatrzymuj mnie, pozwól mi odejść. "
Książka mówi także o nielegalnym wykorzystaniu zarodków w celu zdobycia komórek macierzystych i użycia ich przy trudnych chirurgicznie, często nieuleczalnych przypadkach, jak naprawa złamanego kręgosłupa, przywracanie wzroku osobom od urodzenia niewidomym, czy regenerowanie uszkodzonego mózgu i wybudzanie ze śpiączki. I znów rodzi się pytanie czy cel uświęca środki? Czy można niszczyć ludzkie istnienia by ratować zdrowie i życie innych? Są to sprawy, które każdy musi sam rozważyć i wyrobić sobie o ich własne zdanie. Powieść jest świetnym pretekstem do takich właśnie refleksji.
"Źródła miłości" prowadzone są wartko, akcja szybko idzie na przód, rodzi się coraz więcej pytań natury fabularnej i etycznej. Rozczarowuje jednak zakończenie - cukierkowe, rodem z taniego romansidła. Przy powadze problemów, jakich tyczy się powieść wydaje się wręcz śmieszne. To trochę tak jakby autorka zakończyła w ten sposób, bo był najprostszy, a inaczej nie potrafiła.
W swojej powieści Kishwar Desai tylko dotknęła pewnych tematów. Są one jak rzeka, która od razu wciąga na głęboką wodę. Jednak warto uświadamiać ludzi o istnieniu w Indiach takiego "przemysłu". Stanowczo polecam powieść wszystkim, którzy chcą być na bieżąco ze sprawami współczesnego świata, a także tym, którzy chcą poznać prawdziwe oblicze Indii. Myślę, że ze względu na sprawy, o których mówi, jest ona w stanie zainteresować każdego. Szczerze zachęcam do przeczytania.