Żona sułtana zwróciła moją uwagę krótkim opisem treści. Nie ukrywam, że nie jestem wielką fanką powieści, w których Europejki czy Amerykanki trafiają do krajów muzułmańskich, gdzie szybko tracą złudzenia co do mentalności tamtejszych mężczyzn, a potem nie ustają w staraniach, aby odzyskać wolność i przestrzec inne kobiety przed popełnieniem tego samego błędu.
Jednak sugestia, że akcja dzieje się w XVII-wiecznym Maroko oraz częściowo w Anglii, spowodowała, że postanowiłam książkę przeczytać i jak się okazało była to dobra decyzja.
Maroko, rok 1677 za rządów sułtana Mulaja Ismaila. Funkcjonowanie całego dworu, mnogość ścierających się interesów i nacji obserwujemy z dwóch perspektyw. Głównym narratorem powieści jest sułtański skryba, eunuch o dziwacznym imieniu Nus Nus (co oznacza dosłownie: pół na pół). Nus Nus nie od zawsze był niewolnikiem i eunuchem, jego poprzedni pracodawca zadbał o jego wykształcenie, nauczył go podstaw medycyny i języków, zabierał ze sobą w podróże. Tym boleśniej Nus Nus znosi teraz swoje niewolnictwo i niepełną męskość, świadomy, że nigdy nie zostanie ojcem, ani głową rodziny.
Nus Nus prowadzi sułtańską Księgę Łoża, w której skrupulatnie zapisuje dane każdej kobiety wybranej przez sułtana. Poza tym niewolnik załatwia interesy Pierwszej Żony, kobiety ambitnej, w której lepiej nie mieć wroga oraz stara się unikać osoby wezyra, który od dawna ma na Nus Nusa oko.
Życie na dworze Mulaja Ismaila przypomina balansowanie na cienkiej linie. Każde oko patrzy, ucho - słucha, a usta - donoszą. Jedzenie i napoje mogą być zatrute. Najgorszy jednak jest sam sułtan. Jest to człowiek młody, porywczy, religijny i fanatyczny w jednym oraz nieobliczalny w swym okrucieństwie. W jednej chwili potrafi w gniewie wyłupić swojemu słudze oko, a już w drugiej troskliwie go opatrywać i opiekować się nim, zupełnie nie pamiętając tego, co zrobił wcześniej. Pikanterii dodaje całej sprawie fakt, że cesarz jest postacią autentyczną i wiernie odmalowaną na kartach powieści.
Rywalizacja o wpływy u sułtana odbywa się również w sferze erotycznej. Liczne kobiety z haremu czczą władcę niemal jak boga, a największym marzeniem każdej jest urodzenie mu syna, który dożyje dorosłości, co w sferze wpływów Pierwszej Żony jest praktycznie niemożliwe.
Któregoś dnia do haremu trafia młoda Angielka, Alys Swann, porwana przez korsarzy i to ona staje się drugim narratorem powieści. Wychowana skromnie chrześcijanka, szybko przekonuje się, że jeśli nie nauczy się przywdziewać na twarz maski pozorów, nie przetrwa w tym świecie długo.
Pojawienie się Alys sprawia, że Nus Nus zaczyna marzyć i myśleć o rzeczach, które dotąd wydawały mu się nie dla niego i nieosiągalne.
Jak potoczą się losy tych dwojga? Czy przetrwają napady szału sułtana i unikną trucizn Pierwszej Żony? Czy kiedykolwiek opuszczą Maroko? Tego nie zdradzę, zachęcam jednak do lektury.
W swojej powieści J. Johnson bardzo zręcznie łączy historię i fikcję literacką. Sztuką ze strony autora jest tak ustalić proporcję między tymi dwiema dziedzinami, aby powieść była ciekawa, nie męczyła, ale też aby zachęcała do samodzielnego uzupełniania wiedzy na dany temat z innych źródeł.
Śmiało można powiedzieć, że autorce Żony sułtana się to udało. Książkę czyta się szybko i łatwo. Napisana jest prostym, ale barwnym i sugestywnym językiem, dzięki czemu wszystko można sobie bez trudu wyobrazić. Bohaterowie są ciekawi i naprawdę żyją na kartach powieści. Targani namiętnościami i żądzą władzy są w stanie zrobić wszystko, by osiągnąć cel. Ta determinacja z jednej strony może przerażać, a drugiej jednak doskonale pokazuje mentalność ówczesnych ludzi, ich zwyczaje, lokalne tradycje i sposób życia.
Żona sułtana to świetna lektura na zimne popołudnia. Gorący, pachnący przyprawami klimat Maroka każe czytelnikowi zapomnieć o wszystkim, co wokół niego i z magnetyczną siłą wciągnie go w swój świat.
Polecam wszystkim miłośniczkom powieści przygodowych i historycznych. Spodoba się Wam!
recenzja pochodzi z bloga W Pępku Trójmiasta