Świat Zofii to pierwsza i jak dotąd jedyna książka Jostein’a Gaarder’a, która wpadła w moje ręce. Przeczytałam ją pierwszy raz kilka lat temu, kiedy byłam uczennicą gimnazjum. Nie miałam wówczas pojęcia o filozofii. Termin ten wydawał mi się strasznie odległy i kojarzył z jakimiś strasznie skomplikowanymi, naukowymi zagadnieniami. Pozycję tę wygrzebałam zupełnie przypadkiem buszując w szkolnej bibliotece. Zaciekawiła mnie okładka i może odrobinę opis z tyłu książki.
Tak, jak głosi podtytuł jest to podróż po krainie filozofii, którą czytelnik odbywa wraz z tytułową bohaterką powieści – piętnastoletnią Zofią. Pewnego dnia dziewczyna otrzymuje list od tajemniczego filozofa. Okazuje się, że Zofia mimowolnie zaczyna uczestniczyć w korespondencyjnym kursie filozofii. Wkrótce, cyklicznie pojawiają się kolejne listy, które bohaterka czyta z coraz większym zainteresowaniem i, na które z każdym kolejnym listem wyczekuje coraz bardziej niecierpliwie.
Listy zawierają informacje o różnych filozofach i systemach filozoficznych, od starożytności do współczesności. Wiedza ta przekazana jest czytelnikowi w sposób bardzo przejrzysty i zarazem ciekawy. Właściwie nie trzeba jej przyswajać. Ona wchłania się po prostu sama. Dzieje się tak dzięki licznym przygodom, które przeżywa Zofia w trakcie odbywania kursu, a które stanowią zawsze w jakiś sposób mniejsze lub większe odniesienie do wprowadzonych wcześniej treści filozoficznych. Ilustrują je i pogłębiają.
Ja uważam, że książka ta jest pozycją niezwykle wartościową i interesującą. Wymaga jednak od czytelnika minimum zaangażowania – czytaj skupienia. Jest niesamowitym źródłem podstawowej wiedzy z zakresu filozofii europejskiej, a zarazem świetna powieścią przygodową. Trzyma w napięciu, dzięki pewnej dozie tajemniczości. Jestem pełna podziwu dla autora, bo trzeba mieć wyjątkowy talent, aby stworzyć dzieło, które jest jednocześnie świetną powieścią i które zarazem może z powodzeniem służyć za podręcznik do filozofii.
To dla mnie jedna z tych książek, po których przeczytaniu coś się zmienia. Świat Zofii był moim pierwszym spotkaniem z filozofią, ale nie jedynym. Spotkanie to odmieniło mnie samą. Zmodyfikowało mój sposób myślenia, światopogląd, pogłębiło wiedzę filozoficzną i sprawiło, że odnalazłam w życiu jeszcze jedną obok literatury pasję, która zapoczątkowana została kilka lat temu przez tę właśnie książeczkę i trwa do dziś – filozofię właśnie.
Książka wciągnęła mnie od pierwszych stron. Być może dlatego, że od zawsze bardzo ceniłam i nadal cenię sobie dzieła, z których bohaterami coś mnie łączy. Z Zofią Amundsen łączyło mnie to, że właściwe obie przechodziłyśmy kurs filozofii razem i rozpoczynając go nie byłyśmy w ogóle zorientowane w tej dziedzinie. Ponadto, gdy książka trafiła w moje ręce byłam mniej więcej w wieku bohaterki.
Nie ukrywam mojego dosyć osobistego stosunku do tej książki, który niewątpliwie wpływa w pewnym stopniu na moją ocenę niniejszej publikacji. Niemniej jednak wydaje mi się, że mimo to książkę można uznać za arcydzieło literatury współczesnej. I jeszcze taka drobna dygresja. Gdyby tak wyglądał mój podręcznik od matematyki być może nie musiałabym przed każdym sprawdzianem z tego przedmiotu pić melisy i modlić się o zaliczenie.
A wracając do recenzji: za mistrzostwo autora w zakresie umiejętnego i zaskakującego łączenia przyjemnego z pożytecznym, czyli przelatania wiedzy filozoficznej z ciekawą fabułą, za pomysł sam w sobie, za to, że dzięki tej książce odkryłam jedną z kilku pasji w moim życiu.