Wokół pełno było szumu, z plakatów biły rekordy rozchwytywania, ulotki w księgarniach głosiły, że to kolejny niesamowity bestseller. "Cóż, warto spróbować!", pomyślałam. Wydałam, zaoszczędzone na te właśnie cele, zaskórniaki i kupiłam "bestseller o pięknym, młodzieńczym uczuciu, które przeciwstawia się przeciwnościom losu". Słowa te odrzucały, ale nie uprzedziłam się na początku - "nie warto, może okaże się wciągająca?".
Przeczytałam więc w dwa dni tę książkę. Wystarczyło aby wyklarować sobie zdanie na ten temat. Plusy, minusy? Drugich dla mnie znacznie więcej.
Dużym plusem jest przystępny dla każdego język. Nie było też większych błędów stylistycznych, ni językowych. Chwała Bogu, bo wysiadłabym w połowie książki, która mnie prywatnie zaczęła już odstręczać. Przede wszystkim dlatego, że miłosne uniesienia, których opisom nie zabrakło nadgorliwego patosu, były strasznie denerwujące. Ileż można czytać o tym, że główna bohaterka "zatonęła w miodowym spojrzeniu" Edwarda?
Cóż, wyżej wspomniana, Bella była najbardziej kalającą tę książkę postacią. Pod rękę ze swoim wybrankiem. Była sztucznie przerysowaną "fajtłapą", którą z opresji ratował Edward. Dziewczyna nie robiła przez całą książkę prawie nic, oprócz myśleniu o wampirze i zastanawianiu się, czy przypadkiem nie śmierdzą jej włosy! O ile autorka z Belli zrobiła ofermę, o tyle Edward to "młody bóg".
Niestety, wampir był przesadnie wyidealizowany. Piękny, bogaty i z kochającą rodziną, o nad wyraz umuzykalnioną duszą, a raczej "duszą". Być może miał być opiekunem Belli, miało być to takie romantyczne, ale cóż... nie wyszło. "Takie rzeczy to tylko w Erze", że tak się wyrażę.
Rodzina Cullenów była dość zróżnicowana, jednak traciła na wartości, bo autorka nie posiadła takiej umiejętności, jak kreowanie postaci drugoplanowych. Szkoda, bo można było to zrobić dużo lepiej. Może książka na tym by zyskała?
Przede wszystkim, uderzające było to, że wszędzie wokół tyle było par, że aż mdliło. Nawet w rodzinie? Przepraszam, ale było to dość... dziwne, wręcz niesmaczne. Osobą, którą najbardziej polubiłam z całej powieści był... Carlisle. Przede wszystkim dlatego, że miał dość ciekawą i naszpikowaną interesującymi aspektami przeszłość. Historia tego jak trudno mu było pogodzić się z tym, że stał się potworem i przejście na "wegetarianizm" były najciekawszymi momentami w książce. Zobojętnienie swoich zmysłów na ludzką krew, pozwolił Carlisle'owi podjąć pracę lekarza. Godna pozazdroszczenia chęć walki.
Drugą dosyć interesującą postacią jest Jasper. Jest chyba najmniej ludzki z całej rodziny, przez co najbardziej intrygujący. Ze swoim dystansem i wyniosłością uczestniczy w wydarzeniach, będąc przez pewien czas stróżem Belli. Wtedy właśnie okazuje się, że oprócz tych wszystkich, "zimnych" cech potrafi kochać i być troskliwy.
Otoczenie rówieśników Belli - Mike, Jessica itd. - było niesamowicie sztuczne. Cały ich świat kręci się wokół budzących się miłości, zakupów i balu. Wobec tego, nietrudno się dziwić głównej bohaterce, która z lekka "wyalienowała się" z towarzystwa.
Cała książka krążyła raczej wokół miłości Belli i Edwarda, aniżeli dalszej akcji. Powieść z elementami horroru? Gdzie? Nie dopatrzyłam się tam, ni jednego strasznego momentu. Tak, to się nazywa chwyt marketingowy. Książka nadaje się jedynie do spalenia, jeśli ktokolwiek szanuje siebie na tyle, żeby nie przejąć się specjalnie losem przerysowanej pary. Cały czas mam wrażenie, że całość została napisana dla nastolatek, którym po lekturze nie pozostaje nic innego, jak dalsze czekanie na księcia na białym koniu...