Książka bardzo dobrze wydana. Solidna, twarda oprawa, czytelna i nie za mała czcionka, przyzwoitej jakości reprodukcje zdjęć – a to ważne, zważywszy na fakt, że fotografie pochodzą sprzed kilkudziesięciu lat. Zwracam na te kwestie uwagę, bo „Rondo” wydała Wojewódzka Biblioteka Publiczna im. E. Smołki w Opolu, a nie jakieś profesjonalne wydawnictwo z potężnym zapleczem technicznym. W każdym razie ta akurat Biblioteka przekazuje czytelnikom znakomitą publikację nie pierwszy już raz.
Bohaterem książki, takim głównym i osobowym, jest Roman Kirstein, zmarły w 2019 roku działacz opozycji demokratycznej w okresie PRL, współtwórca opolskiej Solidarności, przedsiębiorca i związkowiec. A w nieodległym tle, czasem nawet na planie pierwszym, bohaterowie nieosobowi: czasy, okoliczności. wydarzenia. I problematyczny wielce okres transformacji ustrojowej w Opolu i województwie, choć zapewne nie tylko. Autor pisze…
„Jakiś szkic posierpniowo zmieniającego się, rozedrganego krajobrazu i zarys sylwetki człowieka, który w 1980 włączył się do zbiorowego NIE. A potem, po dziesięciu latach, dla wielu z nas trochę znienacka zaczął się w Polsce jakiś inny ustrój i ku zdziwieniu niektórych obalaczy starego ustroju (zwłaszcza robotników przechodzących z etatu na zasiłek dla bezrobotnych) okazał się tylko umiarkowanie doskonały. Romek krętą drogą III RP ciągle próbował iść prosto” [1].
W czasach, w których rzecz cała właściwie się zaczyna (połowa lat siedemdziesiątych), chodziłem do szkoły i bardziej przejmowałem się klasówkami z matmy niż rodzącym się ruchem opozycyjnym. Później pojawiła się Solidarność i tę już odrobinę pamiętam, bo matce (krótko) wydawało się, że można należeć do Solidarności i PZPR jednocześnie, i jeszcze pozostać przyzwoitym człowiekiem. Nie dało się nijak, więc rzuciła jedną i drugą legitymacją. Natomiast o tym, że istniały dwie Solidarności (przynajmniej dwie), dowiedziałem się wiele lat później. Jak i o tym, że członkom tej Pierwszej (zwanej czasem prawdziwą), mocno nie po drodze było z tą drugą, pro PiS-owską.
A o Kirsteinie usłyszałem… gdzieś… kiedyś… od kogoś, że to zawodowy opozycjonista, który zawsze musi być przeciw. Najpierw był przeciwko komunie, a gdy ta przegrała i do władzy doszła Solidarność/opozycja, zaczął kontestować nową władzę.
Ta garść moich prywatnych wspomnień powinna pomóc zorientować się, dla kogo jest ta publikacja. Ano dla takich, którzy tamtych lat nie pamiętają i nie znają zupełnie, a jednak chcieliby, i dla podobnych do mnie, którzy coś tam pamiętają, coś wiedzą, ale bez pewności, skąd wiedzą, od kogo i wreszcie czy to, co wiedzą jest wiarygodne i na ile. Bo wiarygodność jest ważnym elementem książki. Marianowi Buchowskiemu udało się nawet zdobyć materiały historyczne, także ze źródeł amerykańskich, które mógł wykorzystać, rysując sylwetkę Romana Kirsteina i obraz czasów, w których działał. O rzetelności autora świadczy też jego ocena spraw, zdarzeń, postaw. Nie tylko tych dawnych, ale i jak najbardziej współczesnych.
„Ze względów ustrojowych nie można było w PRL zmienić mechanizmów funkcjonowania gospodarki, więc dla chwilowej poprawy sytuacji w jakimś konkretnym miejscu – zmieniało się dyrektora. Nowy dyrektor miał zawsze ten atut, że mógł zwalać winę na poprzednika, który często był już w tym czasie nowym dyrektorem w innym miejscu (pomysł, ponieważ się sprawdził, chętnie wykorzystywany jest do dziś)” [2].
A oto inny cytat, dowodzący, że Buchowski ocenia sytuację realnie, a nie według partyjnego klucza i uproszczonej retoryki, którą tak kochają masy ludu pracującego (i niepracującego) oraz rządzący tymi masami populiści.
„…w ostatnich latach Ministerstwo Spraw Wewnętrznych mogło sobie pozwolić na kadrowe grymasy, dzięki czemu wśród kadr SB znalazło się sporo osób bardzo inteligentnych i nieźle wykształconych” [3].
Pamiętam, i to już ostatnie moje prywatne wspomnienie, napis na jakimś wiadukcie: „Partyjna propaganda to nie informacja”. Moim zdaniem nadal aktualny. Marian Buchowski, bez względu na swoje własne przekonania, demontuje w książce wiele propagandowych mitów i tendencyjnych uproszczeń.
Do zalet „Ronda” zaliczam też nienachalny, na wyjątkowo wysokim poziomie, czasem nieco złośliwy, humor Mariana Buchowskiego. Choć możliwe jest, że nie dla każdego czytelnika, będzie on zauważalny, zrozumiały i zabawny.
Publikacja podzielona jest chronologicznie na moduły, stosownie do wydarzeń w Polsce. Jest więc „Stan ostrzegawczy”, „Stan przedwojenny”, „Stan wojenny”, „Stan powojenny”, „Stan przejściowy”, „Stan alarmowy”. Każdy z nich składa się z rozdziałów. „Rondo” kończy się (i zaczyna) pogrzebem Romana Kirsteina. A Polska… no cóż, Polska (Opole, Opolszczyzna) nadal na rondzie.
Szkoda, że takiej publikacji nie ma w odniesieniu do całego kraju, bo teraz można to i owo zakwestionować, twierdząc, że może nawet i tak było, ale tylko lokalnie. Jednak z drugiej strony… skoro Opole zajęło ponad sześćset stron, to podobnie rzetelnego opracowania, dotyczącego całej Polski, nie przeczytałby nikt.
---
[1] Marian Buchowski, „Rondo. Opolskie fragmenty przeprawy z PRL do RP”, 2024, Wojewódzka Biblioteka Publiczna im. E. Smołki w Opolu, s. 10.
[2] Tamże, s. 33.
[3] Tamże, s. 40.