Wioska wdów istniała naprawdę, to w tej fabularyzowanej opowieści znajdziecie cytaty, daty, imiona i nazwiska osób wioski Nagyrév na Węgrzech, w której mieszkanki otruły co najmniej 160 mężczyzn oraz dzieci w latach 1914– 1929. Morderczynie? Dzieciobójczynie? A może ofiary, które postanowiły wystąpić o swoją wolność? Fani true crime i zbrodni z pierwszych stron gazet o to książka, którą powinniście dodać na swoją półkę!
„Cioteczka Zsuzsa lubiła powtarzać, że nawet stu dochtorów nie wykryłoby obecności jej zabójczego eliksiru w zwłokach tych wieśniaków, którzy padli jej ofiarą.”
Czytelnik od razu zostaje złapany za ramiona, gdy zdaje sobie sprawę, że Wioska wdów mogła wydarzyć się tuż obok niego. Wszystko zaczęło się od cioci, wiejskiej akuszerki, która dawała i… zabierała życie. To matki, siostry, kochanki, babcie – kobiety, strażniczki domowego ogniska, jak zwykło się je nazywać w tamtych czasach – dodawały pewien eliksir, aby ukrócić swoje cierpienia. To właśnie wtedy padało pytanie, „dlaczego zawracasz sobie nim głowę?”. Zalecone dawkowanie, a później oczekiwanie na ukojenie. Ów eliksir, arszenik pozyskiwany z lepu na muchy, był lekiem na wiele problemów społecznych – niewierny mąż, spadek, dziecko, które nigdy nie powinno zostać spłodzone. Wystarczyło tylko odwiedzić Cioteczkę Zsuzsa, szepnąć jej na uszko swoje problemy i rozpocząć „terapię.” Koszmar otulił wioskę Nagyrév i trwał przez piętnaście lat.
„Ostatnimi czasy było tyle zgonów, że młodzicy zaczęli się gubić w tym, kto jeszcze żyje, a kto już umarł. Zaśmiali się smutno, gdy jeden z nich opowiedział anegdotę o tym, jak wybrał się na stypę po przyjacielu rodziny i po drodze minął go na ulicy”.
To naprawdę szokująca historia, która szuka wytłumaczenia zbrodni. Zmusza czytelnika do podziału zbrodni na tę wybaczalną i niewybaczalną. Bo męża, to można? A własnego syna? To nie jest książka, którą czyta się jak rasowy kryminał, byleby poznać prawdę i przekonać się na własnej skórze, czym kierowały się te kobiety. Wioskę wdów się dawkuję, czuje się uścisk na klatce piersiowej i ten bagaż emocjonalny na swoich barkach. To bezapelacyjna mocna, bezkompromisowa lektura.
Czy po lekturze książki mieszanki Nagyrév wciąż można nazywać kobietami, czy trzeba już potworami?
„Policja tknęła osobę nietykalną, czarownicę. Czy jej zbrodnia była tak wielka, by funkcjonariusze ryzykowali rzuconą przez nią klątwę? Czy chodziło martwe urodzenia, czy o coś więcej, o czym mieszkańcy Nagyréva nie zostali poinformowani? Może, zastanawiali się co poniektórzy w najczarniejszych chwilach, Cioteczka Zsuzsa rzuciła zaklęcie na miejscowe kobiety. Byli tacy, co powiadali, że to jedyne wytłumaczenie rosnącej liczbie zgonów wśród zdrowych jak koń mężczyzn.”
Ten przerażający obraz upadku społeczeństwa jest historią, której nie czyta się łatwo. Mnogość bohaterów początkowo mieszała mi się w głowie, jednak wydawnictwo pokazało na początku książki spis. Wielokrotnie musiałam do niego wracać, aby poukładać sobie kolejne wątki. Olbrzymi kaliber zbrodni i nieludzkiej przemocy (o ile ta może być ludzka…) uniemożliwiał mi płynne czytanie książki. Wrażliwość brała w górę, musiałam sobie ją dawkować i próbować zrozumieć pobudki bohaterek oraz innych mieszkańców wioski, którzy praktycznie nie reagowali. Zbrodnia działa się w białych rękawiczkach, tylko towarzyszył jej smród arszeniku. Wioska wdów to przede wszystkim bardzo skrupulatne przedstawienie historii, którą żył świat. Tylko jedna wskazówka sprawiła, że w 1929 roku do „bram” Nagyrév zaczęła pukać sprawiedliwość. W mojej głowie tlił się jeden wniosek: najgorsze potwory to my… ludzie.
„Tak, jestem dzieciobójczynią – pomyślała. – Skoro chcecie tak to nazwać”.
Osobiście wolała inne określenie.
- Tak, tworzę aniołki”.
Wioska wdów to połączenie gatunków: fabularyzowanego reportażu i powieści true crime, która wbija w fotel. Przygniata czytelnika złem, szarpie go za ramiona i sprawia, że otwieramy szerzej oczy. Najbardziej przeraża to, że zbrodnia z małej wioski Nagyrév wydarzyła się naprawdę, bo to właśnie tam morderstwo było sposobem na pozbycie się problemów. To właśnie tam matki zabijały własnych synów, mężów, kochanków. Przyjrzyjcie się portretowi zbrodniarek, poczynając od pierwszego morderstwa aż do końca tej historii.