Do sięgnięcia po "Zgasłe dusze" Nicole Fioriny skusiły mnie liczne pozytywne opinie, które widziałam w book mediach. Sam pomysł mocno mnie zaintrygował i chciałam się przekonać na własne oczy, o co tyle szumu.
Fallon Grimaldi wraca po latach do Weeping Hollow, aby zaopiekować się chorym dziadkiem. Dziewczyna zna to miejsce tylko z opowieści, gdyż została z niego zabrana tuż po swoich narodzinach. Wokół miasteczka krąży wiele niepokojącyh plotek i ciężko stwierdzić, które z nich są prawdziwe, a które wyssane z palca. Fallon ciężko zaaklimatyzować się w nowym miejscu, jednak jej uwagę dość szybko przyciąga tajemniczy Julian Blackwell. Na mężczyźnie ciąży potężna, niszczycielska klątwa, przez którą mieszkańcy starają się go unikać. Fallon jednak nie potrafi trzymać się od niego z daleka. I ze wzajemnością.
Jest to książka dla wszystkich osób, które uwielbiają:
- motyw zakazanej relacji i pradawnej klątwy,
- mroczny, duszący klimat i nadprzyrodzone wydarzenia,
- akcję, tajemnicę i mnóstwo emocji,
- ciekawie przedstawiony i rozbudowany świat, w którym realizm miesza się z fikcją.
Muszę przyznać, że nie czytałam jeszcze nic podobnego i sporo rzeczy mnie tutaj zaskoczyło. Jest to coś nowego i oryginalnego, za co ta historia ma u mnie spory plus. Bardzo podobał mi się klimat stworzony przez Nicole i w niektórych momentach aż miałam dreszcze. Akcja trzymała w napięciu i szczególnie końcówkę śledziłam z zapartym tchem. Jak już się wkręciłam w całą fabułę, to nie wyobrażałam sobie, żeby tę książkę odłożyć, zanim dotrwam do końca.
Kolejnym plusem jest dla mnie pięknie przedstawiona relacja romantyczna. To przyciąganie i chemię łączącą Fallon i Juliana poczułam już przy pierwszym ich spotkaniu, a później wkręciłam się w tę relację jeszcze mocniej i kibicowałam im do ostatniej strony. Wszystko pomiędzy nimi potoczyło się płynnie, bez pośpiechu i oddałam im swoje serce. Ogólnie ich postacie wykreowane są ciekawie. Ciężko ich jednoznacznie ocenić i budzą w czytelniku wiele emocji. Podobnie zresztą miałam z postaciami drugoplanowymi.
Zauważyłam dwie zasadnicze wady tej książki (przynajmniej w moich oczach są to wady). Pierwszą z nich jest fakt, że mamy tutaj mnóstwo opisów. Język, którym posługuje się Nicole Fiorina jest bardzo poetycki i przyjemny, jednak momentami może przytłaczać. Sporą część przesłuchałam w audiobooku, bo gdy czytałam ją w papierze, to często robiłam przerwy, bo po prostu mnie ten język nużył.
Natomiast drugi minus może okazać się sporym zaskoczeniem, bo ta książka to prawdziwa cegiełka, ma 600 stron, a jednak w środku pojawiły się wątki, na których rozwinięcie liczyłam. Zabrakło mi tutaj więcej informacji o samym miasteczku, o tym podziale, który w nim obowiązuje, a także o umiejętnościach posiadanych przez bohaterów. Ciężko było mi zrozumieć cały świat przedstawiony, choć teoretycznie nie był on skomplikowany. Mam nadzieję, że w kolejnym tomie będzie to rozwinięte, bo mam sporo znaków zapytania w głowie.
Jest to kawał dobrej historii, jednak mam wrażenie, że albo się ją pokocha od pierwszej strony, albo się na niej potwornie umęczy. Nietypowa, oryginalna, ciekawa, wciągająca. Tak bym ją opisała. Zapewniła mi mnóstwo emocji i nawet tych kilka wad nie sprawiło, żeby moja ostateczna ocenia jakoś znacznie się obniżyła.
Z ciekawości na pewno sięgnę po kolejny tom. Muszę znaleźć swoje odpowiedzi.