Czasami, jednak bardzo rzadko spotykam książki, których wcale nie muszę czytać opisu, żeby wiedzieć, że chciałabym je przeczytać. Wystarczy mi znać gatunek danej powieści, jej tytuł i być może jakieś kluczowe słowo wiążące się z opisem – po tym z miejsca mogę stwierdzić, czy czytać daną książkę, czy może odpuścić sobie i poszukać czegoś, co mnie bardziej zainteresuje. Obecnie trzyma się mnie ogromne zainteresowanie steampunkiem, więc jestem w stanie przeczytać każdą książkę, która wiąże się z tym gatunkiem – niezależnie od tego, czy recenzje zachwycają, czy może zrównują powieść z błotem. W taki właśnie sposób zaczęła się moja przygoda z „Żelaznym Księciem”.
Rhys Trahaearn, którego zwą również Żelaznym Księciem, w momencie, gdy uwolnił Anglię z rąk Ordy, mongolskiego najeźdźcy, stał się uwielbianym przez wszystkich bohaterem. Jednak zostaje wplątany w tajemniczą intrygę, gdy przed jego domem pojawia się ciało martwego mężczyzny, jednak nikt nie ma pojęcia, kim on jest lub dlaczego został zamordowany. Sprawą zajmuje się Mina Wentworth, którą wkrótce z Trahaearnem zaczyna łączyć silne, jednak niełatwe uczucie. Razem jednak będą próbowali rozwiązać tajemniczą zagadkę, która sprowadzić może na nich wielkie niebezpieczeństwo.
Z góry muszę zaznaczyć, że zdecydowanie nie jest to łatwa powieść, którą czyta się w ekspresowym tempie. Autorka skonstruowała doskonałą historię, jednak zawiłą w relacje polityczne, spiski i silne powiązania między różnymi bohaterami tej książki, na których trzeba się skupić, gdyż czasami wymagane jest przeczytanie danego fragmentu nawet dwa razy, żeby dokładnie zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. To niebywale jeden z silniejszych atutów tej powieści, ponieważ z czystym sumieniem mogę uznać ją za ambitniejszą lekturę, a nie zwykłe czytadło dla zabicia czasu. Świat zbudowany przez Meljean Brook jest bardzo ciekawy, zauważyć można, że autorka skupiła się nawet na najmniejszym detalu przy jego konstrukcji, poruszając nie tylko spory polityczne, sojusze, historie danego kraju, ale również hierarchię, jaka w nim panuje. Podział społeczeństwa jest bardzo szczegółowo zarysowany i wiele razy rzuca się w oczy – stosunek jednej grupy do innych jego członków. Jednak – jak już wspomniałam – w wielu momentach trzeba się skupić, aby zrozumieć, o co chodzi w danym momencie i nie mieć problemu z pojęciem dalej poruszanych problemów.
Jeżeli ktoś lubi silne i zdecydowane główne bohaterki – w takim razie „Żelazny Książę” idealnie odpowiada wymogom takiego czytelnika. Mina Wentworth to zaradna postać i w dodatku wspaniała inspektor, która świetnie spisuje się w swoim zawodzie. Ma bystry umysł, dzięki czemu szybko łączy ze sobą poszczególne fakty, stawia hipotezy, które mogą zaskoczyć nawet najbardziej spostrzegawczego czytelnika. Choć w tym, co robi jest naprawdę dobra, nie raz potrzebuje pomocy ze strony swoich towarzyszy, co na szczęście sprawia, że nie widzi jej się jako cudownej bohaterki, która za ma za zadanie uratować cały świat, a po prostu zwykłego człowieka, który nie raz potrzebuje pomocy oraz sam jej udziela. Urzekło mnie to, jak często Mina bez wahania była w stanie stanąć w obronie swoich przyjaciół, a nawet zwykłych, nieznanych ludzi, jednak nie dlatego, że takie jest jej zadanie jako inspektora. Powodem jest poświęcenie, czego była w stanie dokonać w niemalże każdej chwili.
Choć Mina to postać o naprawdę dobrym sercu, sama musi zmagać się z nienawiścią społeczeństwa i to tylko z jednego powodu – jej podobieństwa do niedawnych okupantów, Ordy. W związku z tym w gazetach pojawiają się jej karykatury, na ulicy jest obrażana, wyśmiewana i nierzadko również bita. Mina często idąc ulicą musi zmagać się z ciosami wymierzonymi w jej kierunku, z bolesnymi słowami, jednak nie poddaje się i wciąż idzie z podniesioną głową. Dla kogo taka postawa nie jest imponująca? Kto nie chciałby mieć w sobie siłę, która pozwoliłaby mu podnieść się po bolesnym upadku i kroczyć dalej swoją drogą, pomimo nieakceptacji ze strony innych ludzi? Meljean Brook przez całą powieść porusza problem nietolerancji wobec innych, jednak nie tylko względem Miny. Dlatego właśnie „Żelazny Książę” to powieść bardzo dobra nie tylko pod względem fabularnym, ale również poprzez poruszane w niej problemy związane z uprzedzeniem środowiska i jego nietolerancją wobec innych.
Istotnym elementem tej powieści jest wątek kryminalny, bo przecież cała akcja kręci się tak naprawdę wokół niego. Bohaterowie przez całą powieść zmagają się z rozwiązaniem zagadki i małymi kroczkami zbliżają się do jej końca. Autorka stopniowo, w umiarkowany sposób ujawnia kolejne elementy, które mogą pomóc w odgadnięciu, kto stoi za morderstwem i z jakiego powodu zostało ono popełnione. Tak naprawdę w ani jednym momencie nie miałam uczucia przesytu podawanymi informacjami, a dawkowane były one w taki sposób, że napędzały jedynie moją ochotę na poznanie ciągu dalszego, wzmagały zainteresowanie i przyciągały uwagę.
W całej powieści jest tylko jedna rzecz, która naprawdę mi się nie spodobała i do której wciąż nie mogę się przekonać. Jest to wątek romantyczny pomiędzy główną bohaterką a Żelaznym Księciem. Jest to związek, w którym pierwsza przychodzi namiętność, pociąg fizyczny, a dopiero później miłość i głębokie uczucie. Bardzo nie lubię związków przedstawionych w ten sposób, chociaż daleko mi do romantyzmu. Do tego sceny erotyczne, które – być może? – miały rozładowywać napięcie czy wzbudzać zainteresowanie, mnie po prostu zniesmaczały i wybijały z rytmu. Napisane zostały w naprawdę nieprzyjemny, momentami żałosny sposób (tutaj mam na myśli dialogi pomiędzy bohaterami w trakcie ich zbliżeń). Sam wątek romantyczny uważam jednak za dobry dodatek to całości historii, jednak jego przedstawienie zdecydowanie odbiega od takiego, żeby można go czytać z przyjemnością.
Autorka ukazała świat początkowo kontrolowany przez mongolskie imperium Ordy, które chciało sobie podporządkować Wielką Brytanię za pomocą nanitów – te praktycznie niewidoczne dla ludzkiego oka, zmieszane z ludzką krwią były w stanie kontrolować emocje oraz przeszczepiać żelazne protezy oraz uratować życie. Pokazuje ona również skutki wyrwania się z pod rządów Ordy, porusza problem przemian ekonomicznych i społecznych a także zmechanizowanie społeczeństwa (dosłownie) poprzez zainfekowanie nanitami. Jeżeli chcecie przeżyć lot sterowcem, żeglugę statkiem na morzu, w którym żyje kraken lub olbrzymie rekiny, poznać latające miasto, odszukać zatopioną Wenecję lub przeżyć walkę z zombie oraz być świadkiem bitwy pomiędzy piratami – serdecznie polecam „Żelaznego Księcia”, który z pewnością was nie zawiedzie. Jest to steampunk w czystej postaci.