Herbert A. Werner- w 1941 roku ukończył Akademię marynarki Wojennej w Flensburgu, a następnie wyznaczono go do służby na okrętach podwodnych. Pływał na Atlantyku, na Morzu Północnym, w Kanale Angielskim, na Bałtyku, a także na Morzu Śródziemny i Norweskim. Przeżył wojnę oraz niewolę angielską, amerykańską i francuską, po czym w roku 1957 wyjechał do USA.
Już od najmłodszych lat Werner był przygotowywany by zostać oficerem niemieckiej marynarki. Zaspokajał w ten sposób niespełnione ambicje ojca, ale trzeba przyznać, że morze rzeczywiście go fascynowało. Interesował się żaglowcami, statkami handlowymi, czytał książki o bitwach morskich. Pod koniec szkoły średniej przeszedł bardzo trudny test wymagany podczas przyjęcia do Akademii Marynarki. Uporządkowane plany Wernera musiały jednak ulec zmianom, gdy we wrześniu 1939 roku wybuchła II wojna światowa.
W 1941 roku autor wyruszył na swoją pierwszą U- Bootową bitwę. Przez pierwsze trzy lata Niemcy odnosili na morzu praktycznie same sukcesy i nic nie zapowiadało klęski. Sytuacja zmieniła się, gdy do wojny wkroczyły Stany Zjednoczone. Przeciwnicy udoskonalili broń i uderzyli ze zdwojoną siłą. Autor jednak, podobnie jak inni marynarze, wierzył że U- Booty jeszcze odmienią bieg wydarzeń. Wbrew oczywistym faktom, miał nadzieję, że lata walki, podczas których wielokrotnie otarł się o śmierć, nie pójdą na marne, a tysiące ludzkich istnień, które pochłonęło morze, wystarczą do zwycięstwa. Jeszcze wtedy nie wiedział, że te marzenia nigdy nie będą miały szansy się spełnić.
Muszę przyznać, że nigdy nie przepadałam za historią i książki o tej tematyce raczej omijałam szerokim łukiem. Zawsze mnie nudziło zapamiętywanie dat, mieszałam fakty, ale jest coś co zawsze fascynowało mnie w historii i są to relacje ludzi- naocznych świadków wydarzeń. Właśnie dlatego zaciekawiła mnie ta książka i nie żałuję. Jest to bowiem historia człowieka, który cudem przeżył Bitwę o Atlantyk, służąc na łodziach podwodnych. Relacjonuje te dramatyczne wydarzenia bez zbędnego koloryzowania, czy zmieniania faktów. Obraz jest tak plastyczny, że czytelnik niemal na własnej skórze odczuwa grozę i powagę sytuacji, słyszy dźwięk wybuchających bomb, wstrzymuje oddech w oczekiwaniu na to, co nastąpi. Pomimo, iż od początku wiadomo, że autor przeżył wojnę, można poczuć dreszcz emocji, gdy jego życie wisi na włosku i kiedy wydaje się, że tylko cud jest w stanie go uratować.
Książka daje też szansę na poznanie życia marynarzy, dla których U- Boot często był jedynym domem. Za każdym razem wypływając w morze mięli świadomość, że ich szanse na powrót są nikłe, a jednak nie stracili wiary i odwagi. W przerwach między kolejnymi rejsami cieszyli się z każdej minuty spędzonej na lądzie, wiedząc że mogą to być ich ostatnie chwile, zanim oddadzą życie i spoczną na dnie morza. U- Booty, które nazywano żelaznymi trumnami, były dla nich całym światem, zwłaszcza pod koniec wojny, gdy większość marynarzy straciła domy i rodziny, nie mając dokąd wracać.
Moją uwagę zwróciło także bardzo dobre wydanie książki. Na początku znajduje się nota wydawcy polskiego, przedmowa oraz wstęp napisany przez autora. Wszystko to pozwala czytelnikowi lepiej zrozumieć temat, z którym będzie miał do czynienia i ułatwić jego odbiór. Nawet osoby posiadające duże braki z historii bez problemu mogą skojarzyć fakty i zrozumieć przedstawione w książce wydarzenia. Dodatkowo na końcu znajduje się słownik pojęć, które mogą sprawiać trudności. Ciekawy jest także sam Epilog. Autor opisuje w nim swoje losy tuż po zbańczeniu wojny w 1945 roku. Niestety, jakby się mogło wydawać, nie był to kres udręki Wernera. Wprawdzie nie walczył już na morzu, ale dostał się do niewoli. Jak udało mu się z niej wydostać i jak potoczyły się jego losy, to pytania, które pozostawiam bez odpowiedzi.
Autor, jak sam przyznaje, traktuję tę książkę jako przestrogę, a jednocześnie przesłanie. Pragnie nam uzmysłowić, że wojna jest złem, bo zabija ludzi. Polecam wszystkim, którzy chcą uczestniczyć w ciekawej lekcji historii.