Jeremiego Clarksona chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. To postać kontrowersyjna ale obecna w show biznesie już od wielu lat. Nic dziwnego, że również jego pisarstwo budzi różne emocje. Wątek ten pojawił się nawet w niedawno czytanej przeze mnie powieści Izabeli Szylko – „Poszukiwacze siódmej księgi”. Główni bohaterowie, Alicja i Jerzy, odkrywają, że są bratnimi duszami rozmawiając na wszelkie tematy. Okazuje się, że zgadzają się nawet w kwestii oceny Jeremego Clarksona – jest zabawny jako prezenter, ale jego książki już znacznie mniej.
Ta opinia fikcyjnych bohaterów literackich sprawiła, że z pewną obawą sięgałem po „Diddly Squat”. Faktycznie lubię cięty humor Clarksona i uważam, że Top Gear zawdzięczało niebywałą popularność właśnie jego osobowości. Jednak czy potrafi być równie zabawny w tekście, tak jak jest na ekranie? Faktycznie przypomniałem sobie, że czytałem dawniej jakąś jego książkę poświęconą motoryzacji, i nie wciągnęła mnie szczególnie. Czy rolnicze rozkminy Jeremiego Clarksona warto zatem czytać? Wszak dziwny tytuł „Diddly Squat” to jednocześnie nazwa farmy, której właścicielem stał się ten brytyjski prezenter. I choć jest już starszym, sfrustrowanym (czego wyraz znajdujemy w książce) facetem, to jednak oddał się nowej pasji bez reszty. Do tego stopnia, że został laureatem nagrody dla Najlepszego Rolnika 2021 roku.
Jeremy Clarkson nie dba o bycie poprawnym politycznie. Właśnie jego cięty język sprawił, że zyskał taką popularność. Ten sam język sprawia jednak, że co jakiś czas przysparza sobie niemałych kłopotów. Zwolniono go z BBC, uśmiercając faktycznie w ten sposób wieloletni sukces Top Gear. I choć wielu wróżyło mu koniec kariery, to jednak Jeremy Clarkson się nie zmienia. Zmieniło się jedynie to, że został pełnokrwistym rolnikiem. Nienajgorsza opcja, której poniekąd mu zazdroszczę. Może gdy będę już starszy i zrażę do siebie społeczeństwo, również przeniosę się na wieś by zająć się produkcją żywności. To godne i sensowne zajęcie.
Mam sentyment do brytyjskiej przyrody i wsi za sprawą ukochanych książek Jamesa Herriota. Jakże się ucieszyłem gdy już na pierwszych stronach Clarkson odwołuje się do tego świetnie piszącego weterynarza. I choć oczywiście książki tych dwóch autorów znacznie się różnią, zarówno stylem jak i czasem powstania, to jednak opowiadają o tej samej, brytyjskiej wsi. Może już mniej sielankowej, ale wciąż odpłacającej satysfakcją za niewątpliwy trud jaki trzeba zainwestować w pracę na niej.
„Diddly Squat” to de facto zbiór felietonów. Siłą rzeczy są to teksty krótkie, które można bardzo szybko przyswoić. Wciąga jednak tak bardzo, że ciężko się oderwać od lektury i ją sobie dawkować. Jak to bywa w dzisiejszych czasach, wydawnictwo nieco nadmuchało tę książkę. Niby to ponad 250 stron, ale wiele tu pustych przestrzeni, stron tytułowych i obrazków. Dlatego w moim odczuciu książka ta jest zbyt krótka. Żałuję, że tak szybko mi się skończyła, ponieważ naprawdę świetnie mi się ją czytało.
W „Diddly Squat” pełno jest zgryźliwych komentarzy. Jeremy Clarkson nie bierze jeńców. Nie ukrywa co myśli na temat ekoterrorystów, rządu Wielkiej Brytanii, umów międzynarodowych, Brexitu, Trumpa i Bidena, instagramowych influencerów, itp. Jego język jest dosadny, ale nie wulgarny. Przy czym nie sądzę, że jego intencją jest obrażenie kogokolwiek. Nie oszczędza również siebie. Swój rolniczy talent obśmiewa w końcu znacznie bardziej niż wyżej wymienionych.
Nawet jeśli Clakrson bezkompromisowo uderza w głupie (jego zdaniem) postulaty ekologów zrzeszonych pod flagami z wizerunkami Grety Thunberg, nie można mu zarzucić braku miłości do przyrody. Choć irytują go wegetarianie oraz weganie walczący z jedzeniem mięsa, bo sam nie tylko chętnie spożywa, ale i produkuje mięso, nie można po lekturze tej książki stwierdzić, że jest obojętny na los bydła i drobiu. Choć sam organizuje polowania na bażanty w swojej posiadłości, ostro sprzeciwia się klatkowej hodowli kurczaków na skalę przemysłową. Warto przeczytać felietony Jeremego Clarksona i wyrobić sobie zdanie czy w jego zdroworozsądkowym podejściu nie ma czasem więcej logiki niż w „zrównoważonym rozwoju” lansowanym w gabinetach parlamentu, tak dalekich od codzienności przeciętnego rolnika.
Książka bawi, ale też skłania do myślenia. Wielokrotnie śmiałem się w głos, a nieczęsto zdarza mi się to w trakcie lektury (nawet tych książek, które wydawane są jako komedie). Szczerze polecam i czekam na kolejne felietony Jeremego Clarksona. Są naprawdę godne uwagi.
I znów pierwsze miejsce na liście bestsellerów „Sunday Timesa”! Nowa książka Jeremy’ego Clarksona, który ku naszej uciesze wciąż codziennie wdziewa gumofilce i stara się jak może udawać rolnika! W...
I znów pierwsze miejsce na liście bestsellerów „Sunday Timesa”! Nowa książka Jeremy’ego Clarksona, który ku naszej uciesze wciąż codziennie wdziewa gumofilce i stara się jak może udawać rolnika! W...
Autora Jeremiego znam z Top Gear - choć ten program oglądałam bardziej jako towarzysz, bo sama nie lubuję się specjalnie motoryzacją. Lecz trójka prowadzących była świetna. Ich rozmowy, pomysły i dys...
„Diddly Squat. Tylko krowa zdania nie zmienia” Jeremy Clarkson Jeremy Clarkson to postać, której chyba nie trzeba przedstawiać. Ja znam go głównie z programu Top Gear i brytyjskiej wersji Milioner...
@Darek
Pozostałe recenzje @atypowy
Nie ma niczego nowego pod słońcem…
"Niewidzialni mordercy" autorstwa Anny Trojanowskiej to zgrabnie napisana podróż przez różne okresy i rodzaje epidemii, które ukształtowały historię ludzkości. Autorka p...
Jak syberyjskie striptizerki mogą pomóc nam w przemawianiu?
Bardzo zależało mi na tej książce, ponieważ zdarza mi się przemawiać publicznie. Spędziłem z nią sporo czasu i wiem, że poświęcę jej jeszcze wiele godzin w przyszłości. ...