Książka 'górska', którą Marginesy wydały 10 stycznia 2018 roku, miesiąc temu. Nie jest to premiera, bo książka swoje lata ma. Wcześniej w Polsce ukazała się w serii Naokoło Świata Iskier, mojej ulubionej, w roku 1960.
Tym razem tak się złożyło, że ukazanie się tej książki przypadło na dyskusję w mediach o tej wyprawie w Himalaje i te wszystkie tragiczne zdarzenia. Ale tego nikt nie mógł przewidzieć, a wszyscy fani książek górskich, w tym ja, choć w góry nie chadzam, wiemy, że góry to inny świat i to zmaganie się z przeciwnościami oraz przekraczanie ludzkich możliwości. Dlatego kochamy te książki.
Jak łatwo można obliczyć, wydanie od Marginesów jest o 88 stron obfitsze niż to od Iskier. Dlaczego? Ano dlatego, że Marginesy opatrzyły książkę licznymi fotografiami. Przepięknymi, choć czarno-białymi. Sprawdzałam 'Wykaz źródeł ilustracji' i dowiedziałam się, że po pierwsze są tam zdjęcia z opisywanej wyprawy z 1950 roku, ale nie tylko. Mój zachwyt wywoływały pełne gry światła i cienia zdjęcia górskie Waldemara Soroki. Nazwisko jest mi znajome, bo tak na nazwisko panieńskie miał jedyny lekarz, który wywodził się z okolicznego 'ludu'. Ale to zapewne zbieg okoliczności.
Przyznam się Wam szczerze, że książkę przeżyłam emocjonalnie. O ile początek, czyli szukanie góry, baz itd. (bo w czasie zdobywania Annapurny w 1950 roku teren nie był zbadany, a mapy były fałszywe) czytałam książkę jako kolejną ciekawą książkę o wyprawie w góry, ale opis dramatycznego schodzenia z gór, ta walka o życie, to dramatyczne zmaganie się z odmrożeniami, to poświęcenie całej ekipy w imię wyższego celu, przyprawiło mnie o palpitację serca. Już dawno tak mocno nie przeżywałam czytanej książki! Zamieszczono zdjęcie Herzoga w czasie schodzenia z góry.
Inne zdjęcie pokazuje, że wyprawa Herzoga naprawdę była brzemienna w skutkach. Ostatnie słowa Herzoga w książce nie są jednak smutne. To duma i poczucie wolności, jaką dało mu zdobycie tego kolosa, to wolność, przy której palce to niewielka - zdaniem himalaisty - cena:
'Góry ofiarowały nam swoje piękno, które podziwiamy z dziecięcą prostotą i szanujemy jak mnisi myśl o bóstwie.
Annapurna, ku której poszlibyśmy bez grosza przy duszy, jest dla nas skarbem, którym będziemy żyć...'
Zdumiewa mnie ta ich postawa i skłania do refleksji i szacunku. Ja za każdym razem, gdy czytam wspomnienia himalaistów albo polarników, szczególnie tych sprzed wielu lat, to mam wrażenie, że pisali je 'mężczyźni starej daty', tacy, którzy widząc problem pokonywali go, którzy nie skarżyli się i nie uciekali od problemów, na których można było liczyć, bo byli lojalni i honorowi, dla których dane słowo było zobowiązaniem itp. Miłośnicy gór będą czytać tę wspaniałą książkę pewnie dla gór, dla tego pierwotnego piękna opisywanej Annapurny, takiej, gdy nie była jeszcze poznana i oznaczona, gdy była terenem dziewiczym, a zdobywanie jej prawdziwym osiągnięciem. Piękne zdjęcia, wspaniałe wydanie. Warto ją przeczytać.