Twórczość Małgorzaty Starosty jest dla mnie czymś, co pozwala mi zapomnieć o codzienności, a nawet lekiem na całe zło, jeśli mogę to tak ująć. To książki, w których elokwencja miesza się z humorem i pewną dawką ironii, napisane tak, że trudno się od nich oderwać, zabawne, inteligentne, ciekawe. Kiedy więc usłyszałam o nowej komedii kryminalnej, która wyszła spod pióra tej autorki, wiedziałam, że muszę ją przeczytać, szczególnie, że tym razem pani Starosta zaserwowała czytelnikom coś nowego i wyjątkowego - historię, która powstała wskutek jej współpracy z czytelnikami (na Facebooku), a która jest przy tym pewnego rodzaju cegiełką na pomoc Ukrainie (część dochodu z tej książki zostanie przeznaczona na fundacje wspomagające Ukraińców).
O czym jest ta książka? To historia pewnej pisarki, która zostaje wplątana w aferę kryminalną. Otóż zmarła była teściowa Małgosi, z którą ta nie miała kontaktu od dwudziestu lat. Śmierć ta nie jest jednak naturalna czy przypadkowa, ale wygląda na morderstwo, na dodatek denatka pozostawiła tajemniczy list dla byłej synowej, który może pomóc też rozwiązać inną kryminalną zagadkę sprzed lat. I jak tu zachować spokój?
Widać, że przy tworzeniu tej opowieści autorka miała niezłą zabawę i chyba współtwórcy-czytelnicy też. Cała historia jest zwariowana, wielowątkowa, momentami wręcz nieco absurdalna (ale w dobrym znaczeniu tego słowa), przez co przy jej czytaniu uśmiech nie schodzi z twarzy czytelnika. Jest w niej nie tylko dużo humoru, ale właśnie są też kryminalne zagadki - dwie śmierci, pewien skarb i masa oryginalnych bohaterów, którzy w jakiś sposób są powiązani z tajemnicami z przeszłości.
Główna bohaterka, Małgorzata Starosta to poczytna pisarka, do której nieoczekiwanie puka przeszłość. Jest ironiczna, szczera, zabawna, umie sobie poradzić w różnych sytuacjach. Podobało mi się, że autorka dała jej swoje imię i nazwisko, to ciekawy zabieg - połączenie fikcji z prawdziwym życiem, ale też pewne zmylenie tropów - w końcu autorka nie jest tu (chyba) główną bohaterką, użyczyła jej tylko personaliów. Poza Małgosią mamy całe grono naprawdę barwnych bohaterów - obecną teściową głównej bohaterki, jej najlepszą przyjaciółkę, czy pana podkomisarza, który jakby wyszedł prosto z jednej z książek głównej postaci.
Język tej książki jest dość prosty, wręcz potoczny, niepozbawiony też wulgaryzmów, które są jednak świetnie wplecione i dopasowane do całej konwencji, więc chociaż nie jestem fanką mowy ulicznej, to nie miałam żadnego problemu przy tej lekturze. Widać w tej książce też sporą fantazję, zabawę słowem, odniesienia do kultury popularnej, ironię, a czasem wręcz sarkazm, no i oczywiście sporą dawkę komizmu. Poza tym akcja jest naprawdę rozbudowana, wartka, szybka, sporo się dzieje, co wpływa też na szybkość czytania.
Dużą zaletą książki jest to, że chociaż jest wręcz przekomiczna, to jednak humor ten nie jest głupawy, czy wymuszony, ale właśnie przemyślany i po prostu zabawny - czasem sytuacyjny, częściej słowny, chwilami z kolei oparty na postaci. W dedykacji do tej książki autorka życzyła mi chichotu. I cóż, pani Małgorzato, dziękuję, chwilami przy tej lekturze chichotałam dość mocno, a najczęściej po prostu uśmiechałam się jak głupia do książki, a że czytałam ją głównie w komunikacji miejskiej, to współpasażerowie momentami patrzyli na mnie jak na niespełna rozumu. Naprawdę zapewniła mi Pani oderwanie się od rzeczywistości i odrobinę świetnej zabawy!
Jeśli lubicie komediowo-kryminalne, a przy tym oryginalne i błyskotliwe książki, to "Kto zabił mamusię?" będzie lekturą w sam raz dla Was. Polecam bardzo tę powieść, zwłaszcza, że nie tylko zapewnia fajną rozrywkę, ale też pomaga spełnić dobry uczynek (cegiełka na pomoc Ukrainie). Kupujcie, czytajcie i bawcie się dobrze, jak ja!
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Dziękuję również Autorce za przesyłkę i sympatyczną dedykację :)