Nauczyć się w końcu muszę, że thriller nie równa się kryminałowi. Nie bawię się w policjanta czy bacznego obserwatora, nie krzyczę "Co robisz kobieto, przecież on cię zaraz zabije!" ani też nie mogę tu uważać, że gdyby bohaterowie mnie słuchali nadal by żyli.
Thriller na tym nie polega, a już zupełnie nie "Zbieracz truskawek". Mordercę znamy już od samego początku, ofiary i ich rodzinę również. Więc co nas zachęca do czytania? Otóż rys psychologiczny w połączeniu z dozą napięcia może dobrze się sprawdzić.
Okładka zdradza już wiele. Powiem jedynie, że to dość oklepana struktura historii. Ciało znajdują bawiące się w lesie dzieci. Denatka ma obcięte włosy, brak jej medalika; oczy ma wpatrzone w niebo, na twarzy widniej zdziwienie. Na ciele siedem ran kłutych, pierwsza - prosto w serce - śmiertelna. Miasteczko jest przerażone. Łatwo czyta się o morderstwach w gazecie, już inaczej, gdy zdarzyło się ono blisko miasta. Morderca nie spoczywa, kolejna dziewczynie ginie, potem kolejna i jeszcze jedna. Dwie pierwsze w północnych Niemczech, pozostałe w miasteczku Bröhl. Druga dziewczyna zasiewa głębokie przerażenie w mieszkańcach, wielu ją znało, widziało na co dzień.
Autorka na przemian posługuję się kilkoma osobami by w pełni oddać swoją powieść. Daje postaciom własny głos i wolę opowiadania nie tylko o zbrodniach, lecz o własnej przeszłości. Taki zabieg, prowadzony bardzo chaotycznie i nierównomiernie, bez uprzedzenia o mówcy, który akurat zabiera głos, daje nam szansę stanięcia po jakiejś stornie. Rys psychologiczny jest słabo prowadzony (nieporównywalny do Jodi Picoult), mimo to doceniłam wysiłki Pani Moniki, gdyż rzadko spotyka się książkę prowadzą z perspektywy ofiary i mordercy.
Perspektywy - przemyślenia postaci, powroty do dzieciństwa, opowiedziana głośno krzywda - każda postać w tej powieści naznaczona jest jakiś ciężkim wspomnieniem, wyrzutem przeszłości, który ją nęka. Szkoda jedynie, że autorka skupiła się na opisywaniu ich (tragicznego u poniektórych) dzieciństwa, a zapomniała o czasie teraźniejszym. Mimo to, z psychologiczną skrupulatnością pokazuję nam, że nawet ciężkie grzechy mogą mieć podłoże głęboko w psychice i przeszłości. To właśnie do nas będzie należał osąd: komu bardziej współczujemy - mordercy czy ofiarom?
Osoba, u której po raz pierwszy zetknęłam się z tą powieścią, współczuła mordercy. Niestety tak jasno nie potrafię się wyrazić. Caro naprawdę wierzyła, że w tym bezbarwnym życiu spotyka wreszcie kogoś, o kim od dawna marzyła, kogoś idealnego; kogoś kogo podziwiała; gdzie słowa nie były potrzeba do obopólnego zrozumienia. Ktoś, kto zatrze całą złą przeszłość. Jej morderca, z żywymi wspomnieniami ciężkiego żywota najpierw pod okiem surowego i twardego dziadka, później matki. Brak stałości w jego życiu, wieczny strach przed zbiciem, batami - to wszystko odbiło się na jego psychice. Tu rodzi się pytanie, jak głęboko zakorzenione są nasze lęki, przerażenia, do czego zdolne są nas podpuścić?
Autorka dobrze bawi się w opisywaniu postaci, wydarzeń czy ich przeszłości. Przemawia do nas nieskomplikowanym językiem i zaskakuje wierszami (w książce pisała je Caro), bardzo dojrzałymi, idealnie zaszyfrowanymi i naprawdę pięknymi. Wiersze nacechowane emocjami, ukrytymi myślami, bardzo związane z dziewczyną, która je pisała. Wskazówką będące, zarazem o miłości oznajmiające.
"na ustach twych
strasznie czerwony
słodki śmiech"
Pisarka ujawnia się podczas trwania akcji, umieszcza siebie w bardzo wygodnym dla niej miejscu, gdzie może wszystko obserwować, a zarazem kontrolować przebieg wydarzeń.
Przy czytaniu tego thrillera bawiłam się naprawdę dobrze. Nie wzbudził we mnie takich emocji jak "Terapia" Sebastiana Fitzka. Podobała mi się struktura ofiara-morderca, co, jak już wspominałam, dobrze się sprawdziło. Polecam, chociaż ostrzegam, co by się nie nastawiać na poszukiwanie zabójcy czy napięcie przez całą powieść. Psychologia postaci ma tutaj kluczowe znaczenie i trzeba się do tego przyzwyczaić.