Ciąża to dla wielu kobiet czas magiczny, często opisywany jako metafizyczne przeżycie i nawiązanie specyficznych i nierozerwalnych więzi z własnym dzieckiem. Najczęściej jest to szczęśliwy i radosny okres przeplatany strachem, obawą przed nieznanym i niecierpliwym oczekiwaniem. Ciąża to również czas wyciszenia, większej dbałości o swe ciało i ducha, folgowanie zachciankom, wysłuchiwania pozytywnych komentarzy i przyjmowania gratulacji. Większość mam nie zapomina również w codziennej modlitwie poprosić o szczęśliwe rozwiązanie i zdrowie dla swojego dzidziusia.
Jednak ciąża nie zawsze przebiega książkowo, bez komplikacji. Czasem przynosi rozpacz, ból i świadomość, że własne ciało nas zdradziło, że zamiast cudu narodzin przynosi śmierć.
Sarah Williams jest profesorem nadzwyczajnym Historii Kościoła w Regent College w Vancouver w Kanadzie. Do niedawna była nauczycielem akademickim w Lincoln College w Oksfordzie. Uwielbia swoją pracę ze studentami. Sarah jest również żoną i matką dwóch dziewczynek, Hannah i Emilii. Zakosztowała uroków macierzyństwa i chciała obdarzyć swoją miłością jeszcze jedno dziecko. Chociaż lekarze odradzali jej kolejną ciążę ze względu na problemy z kręgosłupem to... marzenia wygrały ze zdrowym rozsądkiem.
Na początku ciąża przebiegała książkowo. Sarah skarżyła się jedynie na nudności, które trwały nieprzerwanie kilkanaście tygodni powoli wycieńczając organizm. Mimo to radość była ogromna a czas dłużył się w oczekiwaniu na nowego członka rodziny. Do czasu. Rutynowe badanie USG w dwudziestym tygodniu ciąży ujawnia bardzo groźną i śmiertelną wadę płodu- Dysplazja śmiertelna, śmiertelne zniekształcenie szkieletu, która odbierze życie dziecku w trakcie lub tuż po porodzie. Z medycznego punktu widzenia aborcja jest najrozsądniejszym wyjściem z tej sytuacji. Sarah i jej mąż stanęli przed decyzją, która na zawsze zmieni ich życie.
Rodzina Wiliamsów jest wierząca i praktykująca, swoje życie powierzyli Bogu. Nie odklepują pacierzy, nie chodzą do kościoła, bo tak trzeba. To nie jest ślepa wiara, zapatrzenie, zacietrzewienie. Za to ich szanuję. Mają zasady, ale nie trzymają ich się kurczowo ale z rozmysłem planują swoje kroki. Diagnoza lekarzy jest dla nich szokiem. Stoją przed trudną decyzją dla katolika, dla człowieka, dla rodzica.
Jak można wybierać między aborcją a przyzwoleniem na nieuniknioną śmierć własnego dziecka? Czy to w ogóle jest wybór?
Człowiek ma tendencję do negowania zasłyszanych złych wiadomości. Zawsze w jego głowie rodzą się pytania: A może lekarze się pomylili? Może jeszcze wszystko będzie dobrze? Może nastąpi cud?
Takie same myśli nachodziły Sarah, czyniąc w jej głowie mętlik i utrudniały jeszcze bardziej podjęcie tak trudnej decyzji.
"Zawstydzić silnych" to autobiograficzna, bardzo emocjonalna i wzruszająca książka. Ukazuje najtrudniejsze i najbardziej dramatyczne wydarzenie w życiu rodziny Wiliamsów. Razem z nimi kolejno przeżywamy szok, ból, rozpacz, niedowierzanie, zaprzeczenie w końcu podjęcie decyzji. Z Paulem i Sarah szukamy wskazówek jak dalej żyć w cieniu rodzinnej tragedii. Jakie wspomnienia zachować, o czym koniecznie zapomnieć. Sarah i Paul to bardzo świadomi i dojrzali ludzie. Choć nie spodziewali się wad rozwojowych u swojego dziecka, nie obwiniają się nawzajem, nie zacinają w rozpaczy, w gniewie ale działają. Próbują jak najwięcej dowiedzieć się o chorobie swojego dziecka, zbierają materiały, opinie, zadają trudne i niewygodne pytania i nie boją się opowiadać o tym co ich dręczy. Chcą być gotowi na wszelkie scenariusze, chcą być dobrze przygotowani przed tragicznym finałem.
Sarah i Paul Wiliams udowadniają, że miłość to najmocniejsze, najsilniejsze i najtrwalsze uczucie jednocześnie nadające sens naszemu życiu. Przekonali się, że trwanie razem przynosi korzyści, których nie można zmierzyć, zważyć, podliczyć. Mała Cerian (bo takie nosi imię maleństwo) scala rodzinę bardzo mocno wzmacniając podłoże pod ich rodzinne korzenie. Paul jest dla mnie wzorem mężczyzny. Na każdym kroku wspierał swoją żonę, dogadzał, wyręczał, nosił na rękach. Ogromnie cierpiał, że nie może nawiązać więzi ze swoją umierającą córką, może jedynie dbać o dobro jej matki.
W książce było wiele momentów, w których łzy same płynęły z oczu. Jedna z nich na długo zostanie w mej pamięci a jest nią pożegnanie z Cerian całej rodziny a przede wszystkim przez siostry. Bardzo wzruszająca scena...
Strata dziecka w życiu płodowym lub tuż po porodzie to trauma nie tylko dla kobiety ale dla całej rodziny.
Trzeba być niesamowicie silnym i wierzyć w sens boskich wyroków by nie załamać się a w odpowiednim czasie znów być szczęśliwym czy na nowo powziąć starania o powiększenie rodziny.
Żałoba po poronieniu i po narodzeniu martwego dziecka jest w dalszym ciągu tematem tabu w naszym kraju. Nie rozmawiamy o tym przez co nie umiemy okazać współczucia, nie potrafimy zachować się w takich sytuacjach.
Uważam, że takie książki powinny być wydawane i czytane aby oswoić społeczeństwo ze śmiercią dziecka.
Jeszcze kilka słów na zakończenie. Dzięki Sarze Wiliams miałam też okazję poznać procedury angielskiej służby zdrowia związanej z aborcją. Moim zdaniem każda kobieta powinna sama podejmować decyzję dotyczącą swojej rozrodczości i ani kościół ani państwo nie mogą narzucać jej własnych poglądów. Mimo to zaskoczyły i wstrząsnęły mnie dane podane w książce. "Ustawa o Embriologii i Sztucznym Zapłodnieniu z roku 1990 ograniczyła czas legalnej aborcji z powodu społecznych do 24 tygodni (poprzednio 28). Jednak w tej ustawie nie ma żadnych ograniczeń dotyczących aborcji z powodu wad płodu". Można jej dokonać do 38 tygodnia ciąży. Kiedy kobieta podejmie decyzje o aborcji, lekarz wstrzykuje odpowiedni płyn prosto w serce płodu...
Zostawię Was z tematem do głębokich przemyśleń...