„Pięć zauroczeń” jest książką (tak jak można się spodziewać) o pięciu zauroczeniach.
Każde z nich jest opisane w osobnym opowiadaniu zaprezentowanym w książce. Narratorem jest Paul, który każde zauroczenie przeżywa równie intensywnie, równie emocjonalnie. Jednak trudno się z nim utożsamiać (przynajmniej mnie), ponieważ we wszystkim dominuje miłość fizyczna, samo pożądanie. I to ponad wierność do innej osoby, czego akurat nie popieram i nie mogę zrozumieć. Właśnie to odróżnia nas od zwierząt, że potrafimy popęd seksualny. No ale już mniejsza.
Już od razu powiem, że nie jest to książka dla wszystkich. Jeśli liczycie na dużą ilość akcji to już w tym miejscu muszę odradzić Wam „Pięć zauroczeń”. Każde z opowiadań tworzy osobną całość. Każde z nich mogłoby spokojnie być czytanie osobno. Powiązaniem między nimi są tylko pojedyncze elementy, ale także narrator, który dojrzewa na przestrzeni lat. Jednak opowiadanie opowiadaniu nie równe. W pierwszym podobał mi się klimat Włoch w lecie i aura tajemniczości. Narrator odkrywał pomału tajemnice z przeszłości, pokazując przy okazji swój etap wchodzenia w dojrzewanie i odkrywanie swojej tożsamości.
Jednak po tym ciekawym opowiadaniu dostajemy kolejne, przy czytaniu którego się strasznie wynudziłam. Miałam wrażenie, że było o niczym. Ot, rozmowa znajomych podczas kolacji. Fakt, ta rozmowa była mądra, jednak oczekiwałam czegoś więcej. Nic ono nie wniosło do mojego życia.
Trzecie opowiadanie było o wiele lepsze, ale w nim strasznie irytowało mnie zachowanie bohatera. Przez dłuuugi czas obserwował obiekt swoich westchnień, ale praktycznie ze sobą nie rozmawiali. Chyba że za rozmowę uznajemy wymianę kilku nic nieznaczących zdań. Zrozumiałabym to zachowanie bardziej, gdyby narrator był bohaterem typowej młodzieżówki (ale wtedy i tak by mnie to denerwowało).
Natomiast w czwartym straciłam szacunek do bohatera (patrz wyżej). Jednak mimo to podobała mi się ta część. Rozmowy bohaterów były jednocześnie mądre i ciekawe. Autor pokazał inne oblicze miłości, która nie miała szans się udać mimo prób bohaterów. Ich związek był lekko toksyczny, ale równie intrygujący.
Ostatnia część natomiast najmniej zapadła mi w pamięć. Tak jak w drugim opowiadaniu wydawała mi się o niczym i tak jak w trzecim irytowało mnie zachowanie narratora. Nie było jednak najgorsze, bo miało intrygujące zakończenie, które zapada w pamięć.
Mimo różnego poziomu opowiadań na plus książki trzeba zapisać styl pisania autora. Podobał mi się on bardziej niż w „Tamtych dniach, tamtych nocach”. Był on pełen poetyzmu, a jednocześnie brakowało patosu. Codzienność mieszała się ze snem, z wyobrażeniami bohatera, a jednocześnie udawało się czytelnikowi nie zgubić w tym labiryncie. Było w niej wiele przemyśleń autora. Niektóre przemawiały do mnie bardziej, inne mniej.
Ogólnie rzecz ujmując – nie jest to książka dla każdego. Jak spodobały Ci się inne książki autora, to ta także Ci się spodoba. Natomiast innym osobom nie mogę polecić tej książki ze względu na to nierówny poziom powieści.
Książkę otrzymałem/otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl