,,Nie idąc aż tak daleko i nie wdając się w przypadki równie naganne, trzeba powiedzieć, że każdy, rozumiesz mnie?, każdy ma swoje ,,nad'' i ,,pod''''
Kryminały to gatunek, po który sięgam naprawdę rzadko ze względu na to, że najzwyczajniej w świecie wolę czytać fantastykę - o dziwnych stworach, o tragicznej miłości i innych tego typu rzeczach. Zawsze mając do wyboru te dwa gatunki wybiorę właśnie ten drugi, bo tylko przy nim mogę uciec od szarej rzeczywistości i czytać o losach bohaterów z wypiekami na twarzy. W kryminałach raczej się to nie zdarza, niemniej jednak raz na jakiś czas sięgam po jakiś. Tym razem padło na Zaproszenie na morderstwo, po zapoznaniu się z opisem stwierdziłam, że może akurat mi się spodoba. Nie do końca tak się stało, ale o tym trochę niżej. Tymczasem zapoznam Was z tym co i kogo można spotkać na kartkach tej pozycji.
Olivia Urate jest świeżo po rozwodzie z (już piątym!) mężem, który postanawia odciąć ją od swoich bogactw i daje jej dość krótki czas, przez który będzie mogła jeszcze z nich korzystać. Do jednej z tych rzeczy należy łódź, którą bohaterka postanawia wykorzystać w pewnym celu. A mianowicie, organizuje przyjęcie, na którym będzie świętować swój rozwód ze swoimi,,przyjaciółmi''. Osoby, które zaprosiła, jednocześnie bardzo zaskoczyła - bo dlaczego ktoś taki jak ona mógłby chcieć ich widzieć na luksusowym jachcie? Postanawiają jednak przybyć na uroczystość pomimo przykrości, jakie zafundowała im w przyszłości Olivia. Jak się później okazuje, przyjęcie było tak naprawdę przykrywką - bohaterka uknuła intrygę, zaplanowała własną śmierć w miejscu, w którym otaczali ją sami wrogowie...
Sięgając po tę książkę spodziewałam się naprawdę dobrego kryminału, w którym autorka mnie zaskoczy i będę miała co Wam polecić. Tymczasem Carmen Posadas mnie nie zaciekawiła i nie mam Wam za bardzo czego polecać. Zaproszenie na morderstwo zaczęłam czytać w poniedziałek i po pierwszych dwóch rozdziałach pomyślałam: ,,co to jest?!''. W ogóle początek mnie nie zachęcił do dalszej lektury, niemniej jednak dałam jej szansę, bo miałam nadzieję, że w dalszej części pisarka zrobi coś ze swoim nudnym i infantylnym językiem. Coś zrobiła (na szczęście), ale widoczną poprawę dostrzegłam dopiero od strony 164 - tutaj zaczyna się historia przedstawiona z punktu widzenia Agaty (siostry Olivii) . W pierwszej części może taki był zamiar, przedstawić główną postać jako ewidentnie głupią kobietę. No, ale bez przesady!
Kreacja bohaterów wydaje mi się całkiem ciekawa, oprócz wyżej wspomnianej Olivii. Osoby zaproszone na przyjęcie wyróżniały się, każdy miał jakieś charakterystyczne cechy, każdy miał powód do tego, by pozbyć się głównej postaci. Odkrywanie krok po kroku wszystkich dowodów, motywów przez Agatę było najciekawszym fragmentem tej książki i chyba właśnie to uratowało ją. Chwilami zachowanie siostry Olivii denerwowało mnie i na zakończenie też nie mogłam i nadal nie mogę jej zrozumieć. Dziwna postać, bardzo. Stwierdziłam też, że autorka ma coś nie tak z ludźmi homoseksualnymi, bo co jakiś czas o nich wspominała i robiła bezsensowne trójkąciki.
Zaproszenie na morderstwo to dość średni kryminał, który raczej zniechęcił mnie do sięgania po inne pozycje Posadas. Większość elementów układanki do siebie nie pasowała, wiele rzeczy nie podobało mi się - zaczynając od języka po nudny początek i przygłupią Olivię, której gadanie doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Niemniej jednak pomimo tylu mankamentów, chciałam dowiedzieć się jakie będzie zakończenie tej dziwnej historii i w którymś momencie nawet zostałam (na chwilę) wciągnięta w wir wydarzeń. Czy polecam? Daję na koniec tróję, więc sami oceńcie, czy skusicie się na nią.