Relacje pomiędzy dziećmi a rodzicami są bardzo różne i mają całą gamę odcieni. Jednym układa się tak, że lepiej już być nie może, inni mają po prostu dobre układy, ale bez większej zażyłości czy zaangażowania a jeszcze inni, tak jak Gabriela, bohaterka najnowszej powieści M.M. Perr, zrywają całkowicie kontakt z najbliższymi. Co nimi kieruje nie nam oceniać, bo nie chodzimy w ich butach, ale akurat w sprawie Gabrysi będziemy mogli zabrać głos. Losy dziewczyny i jej matki tworzą bowiem historię stworzoną przez Autorkę w książce Wszystkie winy mojej matki.
Zuzanna Winnicka zwana wielką Zu pisała sztuki teatralne, dzięki którym stała się sławna i rozpoznawalna. Ponad obowiązki rodzicielskie stawiała życie towarzyskie, oazą spokoju i bezpieczeństwa był więc dla dziewczynki ojciec. Gdy nagle zniknął, Gabrysia powoli traciła kontakt z matką, która nie była w stanie być opiekunem, o jakim marzyła dziewczynka. Mała G obwiniając matkę za odejście ojca szybko dorosła, stała się samotnikiem i odseparowała od rodziny. Obecnie Gabriela jest agentką nieruchomości w Gdańsku. Specjalizuje się w przygotowywaniu do sprzedaży domów starych i zaniedbanych, ale nawet to nie pomogło jej oswoić się z tym, co po długim czasie zobaczyła w swoim dawnym domu. Po dziesięciu latach nieobecności wróciła w rodzinne strony na wezwanie ciotki. Wielka Zu znalazła się w krakowskim szpitalu w stanie ciężkim. Przebywając znów w rodzinnych czterech ścianach, dziewczyna mimowolnie zaczyna wspominać lata zarówno szczęśliwe, jak i bolesne momenty po niespodziewanym zniknięciu ojca. Postanowiła ostatecznie rozliczyć się z przeszłością i odnaleźć odpowiedź na wciąż nurtującą ją sprawę: co tak naprawdę wydarzyło się trzydzieści lat temu. Pytanie proste, ale pozory mylą... Przygotowując zaś mieszkanie do remontu, Gabriela odkrywa coś, co ponownie burzy jej świat…
„Przeszłość to niebezpieczne miejsce. Lepiej tam się za często nie zapuszczać”.
Tym razem M.M. Perr spróbowała swoich sił w powieści obyczajowej. Jak jej wyszło? Uważam, że jest to jedna z lepszych polskich obyczajówek, które było mi dane przeczytać w tym roku. Perr w nowej odsłonie przypadła mi do gustu być może również dlatego, że Autorka chyba nie byłaby sobą, gdyby do fabuły nie wplotła zwłok... Od początku lektury w głowie wiruje szereg pytań: Dlaczego Zu straciła przytomność?
Skąd wzięły się dotkliwe rany na jej dłoniach?
Dlaczego dom Winnickich znajdował się w opłakanym stanie?
Jaką to bolesną tajemnicę skrywała przez lata Zu pozwalając tym samym na zbudowanie potężnego i wysokiego muru między sobą a córką?
Czy już wszystko między nimi stracone?
Czy istnieje cień szansy na naprawienie relacji i odzyskanie przynajmniej części bliskości?
Jak dalej potoczą się ich losy i jakie decyzje podejmą?
Książka zaczyna się dość nietypowo bowiem od 36 rozdziału. Historia opowiedziana jest z perspektywy Gabrieli oraz Zu. Powoli odkrywają przed nami meandry swojego życia, podjętych decyzji, przemyśleń. Opowieść snuta przez bohaterki wciąga i fascynuje już od pierwszych zdań. Autorka stanęła na wysokości zadania jeśli chodzi o psychologię postaci, która w tego typu powieściach jest dla mnie niezwykle ważnym elementem. Serce się krajało gdy powolutku rozgryzałam historię Zu, Gabrysi, Pii i Miecia. Przez pogłębioną analizę ich charakterów i postaw mogłam poznać ich tak blisko, jak to tylko możliwe: zrozumieć, współczuć, wybaczyć, popłakać. Umiejętności M.M. Perr w tym zakresie są naprawdę spore. Z przyjemnością zagłębiłam się w lekturę i z napięciem śledziłam oraz analizowałam losy bohaterów. Sieć powiązań jaką stworzyła Autorka daje do myślenia. Poruszyła też problemy i zagadnienia, które z czasem mogą i nam się przytrafić.
Jeśli ktoś szuka obyczajówki z rozbudowanymi psychologicznie postaciami, z mroczną tajemnicą, z trudnymi relacjami rodzinnymi, z ciekawym tłem przedstawiającym życie artysty, aranżacji wnętrz, z jednoczesnym przesłaniem i przymuszeniem do refleksji to ta powieść będzie idealnym wyborem.