Mam Wam do zaproponowania książkę, która zaciekawi wszystkich tych, którzy lubują się w tajemnicach, zagadkach, a także zabytkach. Bursztynowa komnata, stara mapa, skarb – jeżeli zaświeciły Wam się oczy na choć jedno z tych słów, ta książka jest właśnie dla Was! „Wtajemniczeni. Nie wszystko złoto, co złote” Doroty Suwalskiej, bo o tej książce mowa, to jedna wielka przygoda. Bez zbędnego przedłużania, czas na szczegóły!
Michał, Majka, Łucja i Maks tworzą paczkę spędzającą wspólnie wakacje na północy Polski. W planach jest mnóstwo atrakcji, ale życie ma względem nich zupełnie inne plany. Gdy docierają „Gdzieśtam”, szybko dają się wciągnąć w poszukiwanie skarbu, który oznaczony jest na mapie. Nie zrażają się niepowodzeniami, a nawet jeśli, zawsze znajdzie się ktoś, kto ma świeży pomysł… który mimo wszystko razem ochoczo realizują. Ale w pewnym momencie robi się niebezpiecznie. Dobra zabawa kończy się dosłownie nagle. Czy zgrana paczka wpadła na trop czegoś naprawdę wartościowego?
Chciałabym o tej książce opowiedzieć tak wiele, że jestem niemal pewna, iż recenzja ta będzie chaotyczna i nasycona emocjami. Ale nie sposób nie rozpływać się nad czymś, co tak bardzo działa na człowieka! Ale spokojnie, postaram się zebrać w sobie i w miarę składnie opowiedzieć Wam, jaki wpływ wywarła na mnie ta pozycja, co mnie w niej urzekło i jak dużą wartość przekazuje.
Pierwsze, co rzuca się w oczy to kolory. Zdarza mi się sięgać po książki ze zdjęciami czy ilustracjami, jednak ta jest inna – bo przedstawia prawdę. I choć książka przeznaczona jest dla dzieci w wieku od 9 do 12 lat, to przedstawia autentyczne miejsca czy wydarzenia. Oczywiście książka nie składa się z nich w całości, bo jednak większość to ilustracje, ale jednak! Dziecko odbierze je pewnie jako zwykłe zdjęcia, ale dorosły na pewno doceni. Niemniej… każdemu takiemu prawdziwemu zdjęciu towarzyszy opis. Przykład? Bursztynowa komnata czy organy piszczałkowe.
Jak już omówiłam zdjęcia, zwrócę się w stronę ciekawostek lub tłumaczeń trudniejszych słówek. Przykład? Kurrenta, kurhan czy sławojka. Sami przyznacie, iż mogą to być egzotycznie brzmiące słówka nawet jak dla dorosłych, ale są one przystępnie i natychmiast tłumaczone. Nie ma obaw, że dziecko będzie nękać rodzica, o znaczenie co któregoś słówka. Jestem niemal pewna, że niektóre zapamięta i będzie się chciało pochwalić jego znajomością.
Podoba mi się również samo wydanie. A skoro o wydaniu mowa, wiedzcie, iż jest to dopiero pierwszy tom serii! A wydany został bardzo dobrze. Twarda oprawa, książkę można śmiało otworzyć, nic się nie łamie i nie wypada. I oczywiście te ilustracje, plus zdjęcia! Z pewnością książka przyciągnie uwagę nie tylko malucha, ale i dorosłego. Zwłaszcza takiego, który lubi tajemnice i legendy – ale o tym już pisałam.
Skupiłam się jednak zbyt mocno na wrażeniach wzrokowych, pomijając samą treść. Wiecie… ta książka przecież nie jest podręcznikiem do historii! Posiada fabułę i bohaterów. Walor edukacyjny to jedynie dodatek! A jeśli o bohaterach mowa… są przyzwoici. Autorka tak ich nakreśliła, że z miejsca ich polubiłam, a najbardziej narratora, którym jest Michał. Dowcipny i z dystansem. Przyznaję, gdy zaczynałam czytać, miałam rzucić okiem tylko na kilka pierwszych stron, by zobaczyć, z czym będę mieć do czynienia. Ale gdy poznałam Michała, jego bliźniaczkę oraz jego najlepszego kumpla – nie chciałam przestać czytać! Przemówili do mnie i nie chciałam się z nimi rozstawać. Dokładnie czegoś takiego potrzebowałam – lekkiego, niewymagającego, a zarazem prawdziwego. Dialogi okazały się być bardzo autentyczne i czasami miałam wrażenie, że nie są mi obce. Bo kto z nas nie porozumiewał się z rówieśnikami często w sposób mało jasny. I nie mam tu na myśli głupiutkich odpowiedzi, ale te niedoprecyzowane… Albo takie, które u osoby postronnej wywołują uśmiech na ustach. Ciężko to opisać, ale mam nadzieję, że wiecie, co chcę przekazać.
„Wtajemniczeni. Nie wszystko złoto, co złote” bardzo kojarzy mi się z serią „Ale historia…” Grażyny Bąkiewicz (Nasza Księgarnia). Założenie jest podobne – przekazać wiedzę poprzez zabawę. Ach, gdyby w szkole chcieli tak przekazywać wiedzę, jestem pewna, że pamiętałoby się znacznie więcej. Człowiek sam chętnie chciałby chodzić na lekcje, gdyby tylko oferowały naukę w przystępny sposób. A gdyby dało się podróżować w czasie, to już w ogóle! Ale póki co, możecie w każdej chwili sięgnąć po tę książkę. Ona na pewno Was czegoś nauczy, a być może rozbudzi głód wiedzy. Polecam!