Często zdarza mi się żartować z historii, zarzucając jej, że „to tylko martwe fakty”. Powieści historycznych unikam jak ognia, bo nie lubię za każdym razem sprawdzać, ile fikcji autor zawarł w swoim dziele. Trudno było mnie nawet przekonać do sięgnięcia po kultowy „Kod Leonarda Da Vinci” Browna, a jednak z wielką przyjemnością i ciekawością sama zdecydowałam się na książkę z naszego podwórka pt. „Zabawka Boga”.
Swoją przygodę z autorem książki zaczynamy w czasach współczesnych, bo w kwietniu 2010 roku. Już w pierwszym rozdziale w przybliżeniu dowiadujemy się, co czeka nas dalej. Oczywiście początkowy szkic podróży różni się od tego ostatecznego, w którym podróżujemy przez kilka wieków do wielu miast i państw prowadzeni głosami różnych postaci. Wróćmy jednak do Rogoźnika, w którym rozpoczyna się nasza przygoda. Bohater książki dostaje list z Etiopii od swojego dawno niewidzianego przyjaciela Andrzeja. Ten z kolei na szarym papierze zapisanym ołówkiem zleca wykonanie mu pewnego dość tajemniczego zadania, o szczegółach którego ma się dowiedzieć podczas podróży, a dokładniej po dotarciu do klasztoru św. Katarzyny w Synaju.
Autor po większych i mniejszych przygodach dociera na miejsce i w tym momencie wszystko się zmienia. Czas teraźniejszy zmienia się w czas przeszły a czytelnik ląduje w pierwszym wieku naszej ery. Kogo możemy tam spotkać? Oczywiście św. Jana Apostoła wraz z Miriam – matką Jezusa. Druga część książki to ponad sto stron poświęconych ich przygodom i licznym wędrówkom. Odwiedzamy ważne dla chrześcijan historyczne miejsca, lecz patrzymy na nie z perspektywy ludzi żyjących w nich ówcześnie. Efez, Jerozolima, Syria, Kapadocja czy dawne Hierapolis zaczynają się nam jawić nie jako odległe, historyczne krainy, a wciąż żywe i namacalne miasta, które niewiele się zmieniły od czasów pierwszych wyznawców Chrystusa. Dopełnieniem naszych wyobrażeń są ilustracje i zdjęcia zamieszczone w książce, które pozwalają nam w pełni wyobrazić sobie miejsce akcji.
Z pierwszego wieku zgrabnie przechodzimy w czasy nieco nam bliższe, bo do przełomu dwunastego i trzynastego wieku, tym razem śledząc akcję powieści oczami Raj-munda – rycerza templariuszy. Kolejne strony przybliżają nam historię całego zakonu oraz prób, jakim został poddany nasz nowy bohater. Poznajemy tajniki tworzenia szyfru, z którym na początku powieści próbowali poradzić sobie Andrzej oraz jego przyjaciel wraz z żoną. Skąd Rajmund wziął zabawkę, gdzie ją ukrył i dlaczego starał się utrudnić jej odnalezienie? Tego dowiadujemy się stopniowo już od pierwszych stron powieści, jednak to trzecia część, przenosząca nas osiem wieków w tył, wyjaśnia najwięcej motywów i to właśnie ona jest najbogatsza w wątki sensacyjne. Po składnym ułożeniu zagadki i skwitowaniu jej słowami „Niech ten, kto będzie się z tym męczył, wie, że mnie też nie szło łatwo”, przychodzi czas pożegnania się z Rajmundem. Ostatni raz przenosimy się w czasie i ostatnie czterdzieści stron spędzamy z bohaterami poznanymi na początku książki w dwudziestym pierwszym wieku.
Do rozwiązania całej zagadki wystarczy raptem pięć stron. „Zabawka Boga” mająca tak wielkie znaczenie dla współczesnego świata, trafia w ręce naszych bohaterów i… Tego zdradzić nie mogę, trzeba przeczytać całą powieść, aby się dowiedzieć, dlaczego dziś nikt nie mówi o tak niesamowitym odkryciu.
Minęło kilka dni, odkąd skończyłam powieść, i w dalszym ciągu mam problem z określeniem, co najbardziej mi się w niej podobało. Wątki historyczne nie nudzą, a powodują, że czytelnik ma ochotę sięgnąć po więcej informacji do innych źródeł. Fikcja gładko przeplata się z faktami, nikt z czytających nie powinien odczuwać nie-przyjemnego zgrzytu między tymi dwoma płaszczyznami. Każdy bohater jest żywy i namacalny, pomimo tego, że w powieści zostało przedstawione spore grono postaci. Jedyne, czego nie potrafię zrozumieć, to entuzjazm bohatera wyruszającego na poszukiwania tytułowej zabawki. Wyobraźcie sobie sytuację, w której dostajecie list od przyjaciela z czasów liceum, który zachęca was do wyruszenia w podróż po świecie. Bez żadnych wątpliwości pakujecie plecak i ruszacie ku przygodzie? Poza tą jedną fałszywą nutą jak najbardziej polecam książkę wszystkim, bez podziału na fanów książek sensacyjno–historycznych, podróżniczych czy też innych. To powieść, którą przeczytałam z uśmiechem na ustach z postanowieniem: „jeszcze do niej wrócę”.