Katarzyna Grochola jest bezapelacyjnie najpopularniejszą autorką polskiej literatury obyczajowej. Każda z jej książek zyskuje miano bestsellera, na który w pełni zasługuje. Wszystkie jej powieści poruszają szereg problemów życia codziennego: problem miłości, rozczarowania i przyjaźni, jednak każda z nich opowiada zupełnie inną historię.
„Trochę większy poniedziałek” jest książką wyróżniającą się spośród całego dorobku autorki, bo nie stanowi powieści, a zbiór opowieści/wspomnień samej Katarzyny Grocholi! Rzadko kiedy zgadzam się ze słowami zamieszczonymi na tzw. czwartej stronie okładki, ale w tym przypadku jest inaczej. Te oddają istotę całej książki: „(…) na każdy dzień tygodnia, na każdy miesiąc, na każdą porę i pogodę…”, idealna jako przerywnik od poważniejszej literatury, a także wspaniała na letni wieczór.
Tym razem Grochola urzeka nas zabawnymi historiami ze swojego życia i obserwacji, na końcu których pojawia się puenta wiążąca ze sobą opowieści tak, by czytelnik po lekturze doszedł do wniosku, że „Świat utkany jest z magicznych chwil, a piękno znajduje się na wyciągnięcie ręki”. Książka stanowi receptę na prawdziwe szczęście, które jest zawarte w każdej chwili ludzkiego życia, a często zostaje po prostu przeoczone. Uczy patrzeć i dostrzegać magię chwili, nawet jeśli ta początkowo przypomina zły omen, bo w gruncie rzeczy „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło” i właśnie to powiedzenie przemawia przez ponad trzysta stron książki.
Największym atutem tej pozycji jest długość rozdziałów. Każdy z nich to zaledwie od dwóch do pięciu stron, co sprawia, że książkę czyta się szybko, przyjemnie i w każdej chwili można przerwać bez liczenia kartek. Jako że jest to zbiór opowieści, nie wymaga od czytelnika aktywnego zaangażowania w fabułę, więc idealnie nadaje się dla osób niemających czasu na czytanie. Niestety wierni miłośnicy twórczości Katarzyny Grocholi poczują zapewne niedosyt, ponieważ wiele z tych historii zostało wpisanych w fabułę wcześniejszych powieści autorki, co może sprawiać wrażenie „odgrzewanego kotleta”.
Książka nadaje się jako idealne podsumowanie twórczości autorki, jednakże na chwilę obecną takowy koniec nie został zapowiedziany. Mimo że nie jestem wielką miłośniczką twórczości Grocholi, to chętnie sięgam po jej kolejne powieści, przez które autorka napawa optymizmem swoich czytelników.
Spotkałam się z powiedzeniem, że raz przeczytana Grochola skutkuje kompletem jej powieści i coś w tym jest, ponieważ u mnie zaowocowało to stworzeniem oddzielnej półki dla jej twórczości. Dlatego, Drogi Czytelniku, jeżeli jest to pierwsza książka, po którą sięgniesz, to bądź przygotowany na to, że na jednej się nie skończy. A samej autorce „puszczam oko” w oczekiwaniu na szkarłatne drzwi.
Uznanie i podziw należy się również za zakończenie książki, które wypadło fenomenalnie, a datuje się je na okres lutego 2007 roku:
"Tam, gdzieś w świecie, na pewno jest lepiej, cieplej, bezpieczniej. Może są większe możliwości, może bardziej cię szanują, może znajdziesz pracę i jeszcze wystarczy ci na życie i na mieszkanie, i na samochód. Może twojej rodzinie będzie lepiej, bo jej pomożesz. Ale przecież tęsknota będzie zawsze wpisana w twoje życie. Bo każdy wybór eliminuje coś, czego nie wybrałaś. I może cię trzymać do końca życia w okowach takiego "a co by było gdyby". Niech cię to nie truje.
Powodzenia, gdziekolwiek jesteś i cokolwiek robisz"*