Świat polityki od zawsze był brudny, poplątany, pełen intryg i skandali. To świat, który zwykle mnie irytuje, drażni. Od momentu, w którym ciągle pojawią się kolejne afery z uczestnictwem polityków unikam go jak ognia. Mimo moich politycznych uprzedzeń, zapałałam chęcią przeczytania najnowszego thrillera politycznego. Można pokusić się o stwierdzenie, że będą to nudy na pudy i czytelnik wynudzi się jak mops. Pewnie ktoś sobie pomyśli, że porwała się z motyką na księżyc; nie cierpi polityki a będzie o niej czytać. No cóż może to było zachowanie kamikadze, ale ja lubię poznawać nowe gatunki. Czasem trzeba jednak użyć tej motyki i dowiedzieć się, że nieodkryte dotąd obszary mogą przynieść wiele przyjemności. Zatem mimo popełnionego przeze mnie szaleństwa, nie żałuję swojego wyboru. (Jeszcze raz dziękuję za możliwość przeczytania tej pozycji).
Książkę pochłonęłam szybko, bo akcja nie daje ani chwili do wytchnienia, ani na chwilę się nie zatrzymuje i sprawia, że czytamy i czytamy, bo chcemy się dowiedzieć, co będzie dalej. Co bardzo mnie usatysfakcjonowało to, to że autor nie wykłada wszystkich kart na stół, nie zdradza nam wszystkiego od razu. W sumie to pewne kwestie dalej pozostają otwarte i niewytłumaczone. To właśnie było tym elementem intrygującym i ubarwiającym pomysł.
Wspomniałam, że akcja gnała na przód i nie pozwoliła na odpoczynek. Zdecydowanie tak. Mechanizm lawinowy wydarzeń ruszył, ktoś pociągał za sznurki, i już wszystko potem sypało się jak domino: jedno wydarzenie po drugim. To pokazuje nam jak jedna kwestia jest zależna od drugiej (nie tylko w polityce), chociaż może się wydawać, że wcale tak nie jest. Wszystko się ze sobą łączy i przeplata. Światy polityki, finansów i hackerów przenikają się wzajemnie.
Dlaczego jeszcze tak mi się powieść podobała? Ano, bo ja lubię thrillery. Ten był dość specyficzny, bo polityczny, ale… Ale właśnie jak na ten gatunek przystało trzymał mnie w napięciu. Śmierć była, tajemnica, zagadka też. Kobiety, szpiedzy, programiści łamiący kody też. Było wszystko to, co możemy spotkać w amerykańskich filmach. Dla mnie to był taki film tylko, że spisany na kartach powieści. Do ostatniej strony autor pozostawiał mnie w napięciu i wzbudził mój apetyt. Chcę więcej takich powieści, a na pewno sięgnę po kolejne pana Zbigniewa Machowskiego.
A co z polityką? Była. I o dziwo nie męczyła, żadne słowo nie było wymuszone. Jeśli w taki sposób jak w książce byłaby przedstawiana (mam na myśli, że krótko, zwięźle i na temat) to pewnie zostałabym politologiem.
Jeśli już jesteśmy przy kwestii językowej. To autor posługuje się dość ostrym, ciętym językiem, co również nadaje tempa i tekst tylko śmiga przed oczami czytelnika. Była to dla mnie zdecydowanie uczta czytelnicza. Mój mól książkowy w pełni jest zadowolony.
O czym tak naprawdę jest „Chciwość jest dobra”. Jest o żądzy pieniądza, o miłości, o chęci władzy, działaniach agentów. Rosyjski porucznik dostaje zadanie. Musi namówić Amerykanów by podejmując odpowiednie działania podnieść cenę ropy i gazu oraz musi pokrzyżować Polakom plany ich uniezależnienia się od Rosji i ich gazu. Jednak, wszystko nie poszło tak gładko i prosto, jak początkowo przypuszczano. Przypadkowi ludzie giną, przypadkowi ludzie dostają informacje, o których nie powinni mieć bladego pojęcia. Czy Polska się uniezależni, czy Ameryka połknie haczyk, a Rosja utrzyma swoją dotychczasową pozycję?
Jeśli chcesz zobaczyć kto i dlaczego dąży po trupach do celu, to musisz koniecznie sięgnąć po tę lekturę. Na pewno wśród Was znajdzie się koneser takich pozycji. Zapraszam do literackiej uczty.