Kolejny kryminał w serii z Harrym Boschem. Stop! Ta książka ma dwoje bohaterów, głównym jest detektyw Renée Ballard, drugim Bosch. W sumie dobrze, że Connelly wprowadził towarzyszkę Boscha, to przydaje świeżości serii z Harrym.
Historia kariery Ballard jest dosyć ciekawa, była świetnie zapowiadającym się detektywem w Sekcji Zabójstw w LA, ale padła ofiarą molestowania seksualnego ze strony wyższego stopniem, złożyła skargę, ale przegrała. Jej prześladowca utrzymał stanowisko, ona zaś została zdegradowana i pracuje na nocnych zmianach; interweniuje wtedy w nagłych przypadkach. Widać, że jest świetną śledczą, rozwiązuje trudne sprawy od ręki, ale utknęła na swoim podrzędnym stanowisku.
Ciekawie pisze Connelly o życiu Ballard, oto jak już wspomniałem, pracuje w nocy, a w dzień śpi w namiocie na plaży i serfuje w oceanie; żeby więc wziąć prysznic i wyspać się w łóżku, musi wynająć pokój w hotelu. Prowadzi więc z wyboru życie outsiderki. Ballard ma tylko jedną bliską istotę, psa, którego regularnie zostawia w hotelu dla zwierząt, czasami na ponad dobę, gdy ma dużo pracy, ciekawe jak to psina znosi, bo dla człowieka życie przy boku Ballard byłoby trudne.
Bosch ma podobnie, jest sam, a jego życie wypełnia praca. Oboje to ludzie bardzo samotni, ich pasją jest gonitwa za przestępcami, mają momenty największej satysfakcji gdy jak psy gończe dorwą się wreszcie do podejrzanego.
Intryga kryminalna jest taka, że Ballard zaczyna pracować z Boschem nad sprawą zabójstwa 14-letniej dziewczynki, które zdarzyło się 9 lat temu. Robią to po pracy, hobbystycznie, jak mówi Ballard. Przekopują wspólnie akta i rejestry sprzed lat, bardzo to żmudna robota, którą zajmują się z reguły nocą. Oczywiście osiągają cel i dopadają mordercę.
Świetnie opisuje Connelly ciężką pracę policjantów, oto Ballard na nocnej zmianie musi się mierzyć z trudnymi sprawami. Parę razy zostaje fizycznie zaatakowana przez podejrzanych, ale ich obezwładnia. Bosch też ma trudne przeżycia: jest świadkiem próby samobójczej kolegi policjanta, sam cudem unika śmierci. To są sytuacje mocno stresujące, ale po naszych bohaterach spływają jak woda po kaczce, z nikim o tym nie rozmawiają, nie sięgają po alkohol, tylko dalej pracują jak gdyby nigdy nic. No niestety, psychologiczna wiarygodność tu leży, bo nasi Ballard i Bosch nie są pozbawionymi uczuć psychopatami. A takie stresujące życie dla osób normalnych kończy się w najlepszym razie całkowitym wypaleniem, w najgorszym – zespołem stresu pourazowego.
Coś mi się wydaje, że Connelly świadomie lub nie nawiązuje do znanego z westernów amerykańskiego mitu twardziela, który walcząc o sprawiedliwość, zniesie wszystkie ciosy od losu, tylko się otrzepuje i idzie dalej. Ale w życiu jest inaczej...
Niemniej to dobrze, ciekawie napisany kryminał świetnie interpretowany przez Janusza Zadurę.