Była podziwiana i krytykowana. Miała niebywały wdzięk i niezwykły głos. Uwielbiała pochwały i robiła wszystko, by ciągle o niej mówili. Przede wszystkim była jednak ukochaną córeczką swoich rodziców i najbliższą osobą dla swojego brata Alexa. Jak wyglądało krótkie życie zmarłej przed rokiem Amy Winehouse? Dlaczego mimo młodego wieku udało jej się osiągnąć tak wiele? Na te pytania odpowie Wam Mitch Winehouse – ojciec piosenkarki, który upamiętnił jej życie i karierę w książce pt.: "Amy, moja córka".
Dzień, w którym Amy pojawiła się na świecie, zmienił dotychczasowe życie państwa Winehouse. Ta maleńka dziewczynka była oczkiem w głowie taty, który bardzo szybko odkrył jej talent. Sam w latach młodości zajmował się śpiewem, dlatego dumą napawała go myśl, że Amy pójdzie w ślady ojca. Trzeba przyznać, że nasza bohaterka nie należała do najpilniejszych uczennic, za to jej błyskawiczna kariera muzyczna była naprawdę imponująca. Jej debiutancka płyta "Frank" bardzo szybko podbiła rynek muzyczny. A potem było już tylko lepiej. Amy stała się jedną z najpopularniejszych brytyjskich piosenkarek, czego dowodem była popularność jej kolejnej płyty pt.: "Back to Black". Niestety wraz z sukcesami muzycznymi naszą bohaterkę spotykały kolejne porażki w życiu osobistym. Blake Fielder- Civil był miłością życia Amy, ale również przyczyną jej kolejnych nałogów. Zwycięska walka z nadużywaniem narkotyków, którą wokalistka prowadziła aż do 2009 roku, bardzo szybko została zastąpiona przez pociąg do alkoholu. Z tego nałogu wyjść było o wiele trudniej. Powszechny dostęp do napojów wysokoprocentowych powodował, że nawet po dłuższych okresach abstynencji, Amy wracała do picia. W tych najcięższych chwilach jej życia wokalistka mogła zawsze liczyć na pomoc ze strony ojca. To on był na każde jej zawołanie. Aż do 23 lipca 2011 roku. Wtedy ojca Amy przy niej zabrakło. Ich ostatnie spotkanie miało miejsce dzień wcześniej i rzeczywiście było pożegnaniem. Mitch postanowił choć na kilka minut zobaczyć córkę przed wyjazdem do Nowego Jorku. Nie spodziewał się jednak, że ostatni raz trzyma swą ukochaną w ramionach…
Nie przeczytałam tej książki z fascynacji osobą Amy Winehouse. Nie zrobiłam tego również po to, by potwierdzić swoje podejrzenia względem karygodnego trybu życia prowadzonego przez tę wokalistkę. Ciekawa byłam wyłącznie, czy Mitch potrafi napisać o swojej ukochanej córce coś obiektywnego i po lekturze tej pozycji muszę przyznać, że chyba nikt nie stworzyłby lepszej biografii Amy niż jej własny ojciec. Ta książka z pewnością nie jest peanem na cześć zmarłej przedwcześnie piosenkarki. Jest to jednak piękna, choć miejscami bolesna opowieść o bezgranicznej miłości ojca do dziecka. O miłości, która nie boi się nadmiernej popularności, walki z nałogiem, a nawet śmierci.
Warto zauważyć, że biografia Amy pióra jej ojca nie powstała po to, by jej rodzina czerpała z niej profity. Dochody z jej publikacji są bowiem przeznaczone na Fundację im. Amy Winehouse, która pomaga młodym ludziom wydostać się ze szponów różnych nałogów i dać im szansę na nowe, lepsze życie. Kierowanie tą fundacją stało się życiowym celem Mitcha, który ciągle podkreśla, iż ma nadzieję, że śmierć jego córki stała się przestrogą dla wszystkich, którzy podobnie jak Amy dali się porwać uzależnieniu. Oby pamięć o Amy Winehouse była wiecznie żywa dzięki jej muzyce, a nie temu, w jaki sposób przyszło jej umrzeć.
Mimo mojego początkowego sceptycyzmu muszę polecić Wam tę pozycję, bo dawno już żadna biografia nie wywołała na mnie tak wielkiego wrażenia. Obiektywizm i prawdziwość tej opowieść sprawiają, że na chwilę zapominamy o relacjach, jakie łączą autora i bohaterkę tej książki. I chyba właśnie o to chodziło. Jeśli tylko macie ochotę poświęcić chwilę swojego cennego czasu, by spojrzeć na życie Amy oczami jej ojca, to serdecznie polecam Wam lekturę książki "Amy, moja córka". Mam nadzieję, że ta prosta historia i Was poruszy do głębi.