"Z jednym wyjątkiem" to czwarty tom serii o Lipowie. Autorka przeprowadza nas znowu przez wieś, zaglądając przez okna do wybranych domów. W jednym trup, starsza kobieta siedząca przed stolikiem, na nim rozłożona szachownica. Ustawiono na niej początki Królewskiej Partii, a sama denatka ma na ręku tatuaż - G:e5. Policjantom z Lipowa nie pozostaje nic innego, jak zabrać się do pracy. Muszą wkroczyć w tajemniczy, poukładany, logiczny świat szachów, królewskiej gry, by odkryć, kto stoi za zabójstwem. Przewodniczy oczywiście Klementyna Kopp.
Szachowa intryga to wspaniały pomysł na książkę. Szachy same w sobie są trochę...niepokojące, dlatego dołączenie do nich zbrodni... cóż za mieszanka dla zmysłów. Policjanci oczywiście muszą zgłębić zasady gry, porozumiewają się w tym celu z miejscowym szachistą, Franciszkiem. Wiecie jacy byli zdziwieni, gdy również okazał się ofiarą?
Szachy to poważna, dumna gra. Użycie jej do książki, jak wspomniałam, to fantastyczny pomysł. Trzeba to zrobić z głową. Dokładny plan, wiedza. Kiedy czytałam tę powieść, miałam okazję porozmawiać z Znawcą Tematu. Przytoczyłam mu jedną ze zbrodni, a na jego twarzy pokazało się politowanie. Zaraz mi wytłumaczył, że to, co czytam, jest niemożliwe. Układ bierek nie pozwala na taki ruch. Myślałam, że to ja coś źle przeczytałam - ale nie, jest czarno na białym. Potem sądziłam, że może to celowy zabieg. Taka zagadka dla uważnych. Liczyłam, że w toku śledztwa ta pomyłka się wyjaśni, ale nic takiego nie nastąpiło. Ja się na szachach nie znam. Gdyby Znawca się nie odezwał, nawet bym się nie zorientowała. Mleko się wylało, wiem. I przyznam, że to ogromy minus. Czy można wybaczyć taki błąd? Czy nikt tego nie sprawdza? Pewnie, ilu ludzi gra w szachy. Myślę, że jakieś przygotowanie do tematu by się jednak przydało.
Lipowscy policjanci przy tej zbrodni mają jeszcze więcej ludzi do przesłuchania niż zazwyczaj. Z każdą częścią większy tłum. Boję się czytać kolejnej. I z tego wynikają dwie rzeczy. Pierwszą jest to, że autorka na okrągło podaje imię i nazwisko postaci. Na jednej stronie pojawia się godność przesłuchujących (2 x imię i nazwisko), potem świadka, a potem te nazwiska, które wymienia przesłuchiwany. Czy ja czytam książkę telefoniczną? Pół strony to nazwiska. Naprawdę, skojarzę po samym imieniu. Może jednak to da się inaczej zapisać. Powodowało to chaos, trochę zagubienia, a skutek miał być odwrotny. Druga kwestia jest taka, że jeśli ma się tylu świadków, trzeba ich jakoś odróżnić. Jak już wiadomo, jednym sposobem jest nazwisko, drugi to nadawanie postaciom cechy odróżniające, czyniące wyjątkowym. Bohaterowie mają różne style życia, ubierają się odpowiednio do nich. Mają też charakterystyczny język. Moi ulubieńcy to Hubi i jego narzeczona. Szczególnie ona jest przyjemną osóbką, na końcu każdego zdania mówi "co", jednocześnie ze zdań twierdzących robi pytania. Rozumiecie, o co mi chodzi, co ? No to wyobraźcie sobie, gdy przesłuchiwała ją Klementyna, która na końcu zdania...Przepraszam, Klementyna Kopp oczywiście, żeby nie było niedomówień...W każdym razie ona ze zdaniami robi to samo, tylko zamiast co, mówi "nie". Czyli mniej więcej tak: Pospiesz się co? I odpowiedź: Nie bądź niecierpliwy, nie ?. I tak przez 3 strony. To się czyta paskudnie. Paskudnie. Uwielbiam też Nikolkę, rozpuszczoną dziewuchę, o dziwo, o ponadprzeciętnej inteligencji. Nikolka to piękne imię, piękne zdrobnienie. Nic, tylko czytać.
Szachowy morderca dokonuje kolejnych zbrodni i zawsze jest tak samo. Śmierć, tatuaż, partia. Ofiary zabijane są fosgenem, trującą substancją, którą najprawdopodobniej używa się w małej firmie nieopodal Lipowa, "Brod-Dysk". W sprawę zamieszana jest naprawdę spora liczba osób, dodatkowo autorka cofa się w czasie i pokazuje dzieje autora Królewskiej Partii, odsłania życie kolejnych pokoleń i tak dociera do Lipowa i pewnej szachistki o nazwisku Gałązka. Teraźniejszość miesza się z przeszłością, sprawa dotyczy tłumu, a nad wszystkim królują szachy...
Pomysł wydaje mi się świetny, ale mam wrażenie, że nie jest on dopracowany. Z tego co obserwuję, książki autorki wychodzą bardzo szybko, jedna za drugą, a szkoda, bo może warto chwilę dłużej posiedzieć przy jednym niż wyjdą kolejne. Są niedociągnięcia techniczne, bohaterów jest za dużo. Sama sprawa jest ciekawa, ale mnogość zamieszanych męczy, a nie nastraja do analiz typu "kto-jak-gdzie". Dodatkowo trzeba jeszcze poczytać o życiu osobistym Klementyny, Daniela, nowego prokuratora. Daniel próbuje się oświadczyć Weronice przez całą książkę i nic z tego. Wielość postaci mnie nie przekonuje.
"Z jednym wyjątkiem" nie czytałam już z takim zainteresowaniem i pasją jak kiedyś "Motylka". Zastanawiałam się z czego to wynika. Podejrzewam, że "Motylek" był nowością, świeżością i sprawa też była ciekawa, pełna napięcia. Dla przypomnienia, poczytałam sobie moje opinie o poprzednich częściach i mam wrażenie, że "im dalej tym gorzej". Do książek wdarł się schemat urozmaicany kolejnymi bohaterami, którzy są coraz bardziej śmieszni (Hubi i inna Nikolka), a Ci, którzy przyświecali serii ( taka Klementyna) zostali popsuci. Język jest paskudny, tego nie da się czytać, bo tak mówią dzieci w podstawówce. Co takiego się stało?
Przyznam, że ta część rzutuje na wcześniejsze, jakoś teraz dziwię się sobie, że wcześniejsze książki nawet mi się podobały, choć tam też nie obyło się bez wad. Czara goryczy przelała się...
Po "Utopce" o ile dobrze kojarzę tytuł, sięgnę, trochę na złość sobie, ale tak już mam, że jak zaczęłam - kończę. Książka jest właśnie dla takich osób - nie lubią nie dokańczać serii, chociaż nie wiem jak słaba by była. To nie jest ambitna lektura, ale jakby się komuś nudziło i chciałby sobie poczytać, nie ? to możne zacząć od "Motylka".
Kto czytał, ten wie: Ciekawe co szykuje Weronika....Co może powiedzieć Danielowi? Czy to oczywiste?