Ewa Salwin - pasjonatka dziejów Warszawy i dwudziestolecia międzywojennego, autorka książek "Rewia" i "Blef", tym razem przenosi czytelników do pierwszych dziesięcioleci dwudziestowiecznej Rosji.
Po rewolucjach (lutowej i październikowej) w tym ogromnym kraju za starym światem zatrzaśnięto drzwi. Właścicielom ziemskim, dotychczas wiodącym życie w przepychu, otoczonym ludźmi wypełniającymi ich polecenia, odebrano wszystko na rzecz nowego ładu. Jedni stracili nie tylko majątek, ale i życie, inni ratowali się ucieczką do Europy, jeszcze inni musieli opuścić swój majątek i zaszyć się w miejscach, w których zapomną o dawnym stylu życia. Czy da się zapomnieć?
W realiach porewolucyjnej Rosji, w której rządzi proletariat, musi się odnaleźć główny bohater "Wyspy słońca" - Michaił Aleksandrowicz Flisów. Czytelnik trafia na niego w N-sku, mieście bez nazwy (choć przecież N-sk to już nazwa). Od razu przypomniały mi się "Martwe dusze" Gogola. Tam Cziczikow przyjeżdża ze swym stangretem i lokajem do miasta gubernialnego N., gdzieś na rosyjskiej prowincji w sprawie martwych dusz. Inny czas, inna sytuacja, a jednak podobnie. W "Wyspie słońca" N-sk pełen jest zagubionych dusz, poszukujących swego miejsca i siebie. Flisow jest pisarzem. Sprzedaje swoje teksty, by mogły się ukazać pod cudzym nazwiskiem. Te teksty są też jak martwe dusze. Nie ujrzą światła dziennego, póki nie znajdą ciała, które będzie ich sobą firmować. Flisow wewnętrznie się z tym nie godzi. Bo przecież czym innym jest pisanie pod pseudonimem, a czym innym oddawanie swego "dziecka" komuś, kto będzie cieszył się atencją czytelników.
Flisow sam ukrywa się pod przybraną tożsamością. Poślubił Ninę, swą byłą pokojówkę, trochę z konieczności, jednak z konieczności wyściełanej gorącym niegdyś uczuciem. Jego żona pracuje w fabryce, lecz mimo iż nowa rzeczywistość jest dla niej łatwiejsza do zaakceptowania, zmęczenie ciężką pracą, trauma po utracie nienarodzonego dziecka i atmosfera ciągłego napięcia w N-sku na niej również odbijają się niekorzystnie.
Michaił i Ninoczka przechodzą ciężki okres w związku. "Nagle dotarł do niego cały tragikomizm sytuacji. Oto on, człowiek niegdyś mieszkający w majątku tak dużym, że łatwiej było się tam zgubić, niźli odnaleźć, teraz nie miał innego wyboru, jak tylko znosić bolesne milczenie żony, które zapanowało w ich jedynym pokoju."
Problemy mieszkaniowe, finansowe, trudności ze zdobyciem pożywienia w tym odwróconym do góry nogami świecie, gdzie małżonkowie znaleźli się w najniższej z warstw społecznych, nie pomagają uczuciom. Czy ten związek przetrwa próbę? Czy bohater odnajdzie się w nowym świecie?
Autorka z punktu widzenia głównego bohatera prezentuje przejmujący i przytłaczający obraz życia w kraju, gdzie strach i poczucie beznadziejności budziły każdego ranka i nie pozwalały spokojnie zasnąć. Przewrót, który miał przynieść równość, doprowadził jedynie do odwrócenia zasad tworzenia się elit.
Flisow ratuje się wspomnieniami o przeszłości.
"- Przeszłość, madame. Taka rzecz sprzed Rewolucji, która czasami wraca w snach, a czasami nie daje zasnąć. Taki sen na jawie, w którym żyliśmy, zanim nas zbudziły pierwsze strzały nowego porządku."
Powroty do przeszłości są dla niego tytułową wyspą słońca z archipelagu szczęścia bez niepokoju wywołanego każdym pukaniem do drzwi, bez podejrzliwości wobec każdego towarzysza rozmowy, bez lęku w sytuacjach, gdy znajomi i krewni znikają bez śladu.
"Owa wyspa - słoneczna i zawsze czysta - była dlań miejscem, z którego czerpał siłę, spokój ducha i opanowanie."
Mimo wszystko główny bohater wywoływał we mnie uczucia ambiwalentne. Współczułam mu, nawet kibicowałam, ale ciągle towarzyszyło mi poczucie, że dawał z siebie za mało. Jego oczekiwania przewyższały zaangażowanie.
Ewa Salwin oddała czytelnikom na swój sposób piękną choć niełatwą powieść historyczną, w której czuć inspiracje piórem rosyjskich mistrzów - Gogola i Czechowa.