Książka p. Mariusza Zielke rzeczywiście jest dość nietypowym kryminałem, zgodnie z zapewnieniami samego autora. Na czym polega ta nietypowość? Otóż na przedmiocie sprawy. Akcja dzieje się wśród najwyższego szczebla finansistów. Autor próbuje dość łopatologicznie wyjaśnić czytelnikowi bardzo zawiłe sprawy i pokazać, na czym mogą polegać przekręty finansowe. A że materia bardzo skomplikowana, to i zadanie nie lada, a mimo to narracja jest na tyle przejrzysta, że można się nie pogubić. Nie będę tu twierdziła, że wszystko do końca zrozumiałam, ale wydaje mi się, że najważniejsze pojęłam - jak można w obliczu prawa i pod jego ochroną oszukiwać ludzi, zarabiać krocie nie odprowadzając podatków i na dodatek mieć świetną prasę. Do tego w bardzo ogólnym zarysie sprowadziłabym fabułę. Ale byłoby to zbyt duże uproszczenie.
Główny bohater to dziennikarz, który początkowo dostaje zlecenie od szefa, żeby napisał artykuł o nieuczciwej firmie. Gdy artykuł już się ukazuje, do dziennikarza przychodzi prezes opisanej w prasie firmy i przedstawia wszystko w zupełnie innym świetle. Teraz Jakub Zimny, wspomniany dziennikarz, musi zweryfikować te dwie wersje i odpowiedzieć sobie na pytanie - kto ma rację? Kto kłamie? I zaczyna się żmudne śledztwo, które prowadzi nas wprost pod tzw. podszewkę giełdowych operacji. Znacie się na giełdzie? Nie? Ja też nie.
Nie przeszkodziło mi to jednak pochłaniać książki z naprawdę ogromnym zainteresowaniem. Śledztwo zatacza coraz szersze kręgi - prokuratura, policja, rząd, ABW, KNF. Im wyżej, tym gorsze bagno. Aż włos się jeżył i aż chciało się zapytać - czy w tym kraju nie ma już ludzi uczciwych? Czy rządzą nami sami złodzieje i kryminaliści? No i coś oczywistego - gdy ukradniesz 1000 zł, zamkną cię na pewno. Ale gdy ograbisz z oszczędności życia tysiące akcjonariuszy - upiecze ci się, bo znasz odpowiednich ludzi.
Ta książka nie napawa otuchą. Zakończenie jest nieco utopijne - chciałabym, żeby było tak, jak pisze autor w mowie premiera. Jak jest - wystarczy włączyć TV, poczytać gazety - chociaż - czy na pewno publikowane w nich słowa są prawdziwe? Czy to kolejne oszustwa, kłamstwa, tzw. ściema dla szaraczków?
Po lekturze takiej książki człowiek może jedynie odetchnąć z ulgą, że nie ma takich pieniędzy, że nie gra na giełdzie, bo go zwyczajnie nie stać, że mieszka sobie spokojnie na swojej prowincji, że może czytać książki i nie przejmować się polityką, dopóki ona o nas nie zahacza.
Polecam tę książkę, bo dzięki niej po raz kolejny w swoim życiu doceniam to, co mam - spokojne, dobre życie z dala od wielkiego świata. Jednak świadomość istnienia tego wielkiego świata z jego machlojkami tkwi gdzieś na dnie duszy i od czasu do czasu daje o sobie znać pytaniem - dlaczego tak się dzieje? Na te pytania próbuje znaleźć odpowiedzi autor książki. Polecam!