Powiem szczerze, że do około setnej strony byłam przekonana, że moja recenzja nie będzie pozytywna, na szczęście później przyszły strony kolejne i wszystko się zmieniło. Ale po kolei.
Początek jest długi i rozwlekły. Nie tylko mnie on nudził, ale wręcz męczył. Nie działo się kompletnie nic. Cassiel – upadły dżinn – przystosowywała się do życia w ciele śmiertelniczki; poznawała przedmioty codziennego użytku, nowe smaki. Zdarzały się sytuacje zabawne, ale salw śmiechu nie wywoływały.
Wprowadzenie na pewno było potrzebne, ale zdecydowanie nie powinno ono zajmować aż 1/3 książki.
Od około strony setnej wszystko się zmienia. Nie tylko pojawia się wreszcie jakakolwiek akcja, ale wkracza ona z siłą huraganu i nie zwalnia aż do końca.
Powieść robi się nieziemsko wręcz ciekawa. Od tego momentu przepadłam całkowicie. Czytałam całą noc kładąc się spać o 4. nad ranem. Chociaż bardzo chciałam, to nie potrafiłam się oderwać.
Myślę, że autorka dokonała bardzo ryzykownej rzeczy; napisała książkę, która nie jest skierowana bezpośrednio do ściśle określonej grupy wiekowej. Zdecydowanie nie jest to książka skierowana do nastolatek; Cassiel oraz wszyscy pozostali bohaterowie są ludźmi dorosłymi; mają rodziny, codziennie chodzą do pracy; nie ma tu problemów typu "W co ubiorę się na bal maturalny?" albo "Czy podobam się temu chłopcu z równoległej klasy". Z drugiej jednak strony nie jest też to książka dla "starych bab", że się tak wyrażę.
Bardzo polubiłam główną bohaterkę - Cassiel. Na początku doprowadzała mnie do szewskiej pasji, ale potem, wraz z końcem pierwszych, rozwlekłych stu stron, zaczęłam darzyć ją sympatią. Polubiłam jej bezpośredniość i szczere do bólu odpowiedzi. Cassiel pozbawiona jest tej całej ludzkiej otoczki zwanej przyzwoitością, nieśmiałością, czy chęcią sprawienia dobrego wrażenia.
Powieściowy partner Cassiel - Luis zdecydowanie nie jest typem mężczyzny, do którego można by wzdychać po nocach (kolejny argument na to, że książka nie jest skierowana do nastolatek). Nie ma w nim nic idealnego, z pewnością nie chciałabym mieć jego podobizny na piórniku.
Jeśli ktoś spodziewa się romansu to będzie bardzo rozczarowany. Opis na okładce głoszący, że Cassiel walczyć będzie z "namiętnością do tajemniczego śmiertelnika" jest jakby kompletnie wyssany z palca. Po pierwsze w powieści nie ma żadnego "tajemniczego śmiertelnika" no, i co ważniejsze, nie ma żadnej namiętności. Na łamach stron nie pojawia się nawet cmoknięcie w policzek, a gdzie tu szukać namiętności. Istnieje prawdopodobieństwo, że romans rozwinie się w kolejnych tomach, ale tutaj go nie mamy. Uważam, że to całkiem dobrze, bo dzięki temu ciekawa akcja nie jest przerywana jakimiś głupimi wyznaniami.
To, co mi się średnio podobało to świat dżinnów. Autorka wymyśliła dżinny, aby stworzyć coś oryginalnego i nie mnożyć w nieskończoność tych wszystkich wampirów, wilkołaków i aniołów, ale nie postarała się, aby rozbudować ten dżinnowski świat, zagłębić się w niego. W zasadzie nic o nim nie wiemy oprócz tego, co jest bezpośrednio potrzebne do zrozumienia treści powieści. Chciałabym poznać jakieś legendy, wierzenia związane z dżinnami, a tego typu rzeczy zdecydowanie brakuje; mam nadzieje, że kolejne tomy nadrobią to niedociągnięcie.
Pojawiają się też pewno sprzeczności i to już na samym początku; dżinny są niematerialne i nie mają formy, no to dlaczego mają płcie?
No, ale to tylko takie moje czepianie się.
Bardzo spodobał mi się sposób pisania Rachel Caine, jest taki "zmysłowy" i autentyczny. Kurz, brud, piach, upał; to wszystko mogłam niemal odczuć na swojej własnej skórze. Poza tym autorka potrafi wywołać bardzo żywe emocje; niejednokrotnie płakałam, innym razem tak się bałam, że nawet nie odważyłam się pójść do łazienki.
No i genialna konstrukcja niektórych scen, które są plastyczne i niesamowicie przerażające, jak z horroru. Miałam na plecach ogromne ciarki.
Na końcu książki pojawia się oczywiście bardzo ostatnio modna lista utworów słuchanych podczas pisania.
Zdecydowanie polecam tę książkę. Jeśli chcecie mieć z głowy nockę, to ta pozycja jest specjalnie dla Was.