Hanka, urodzona jako ta druga, ta niechciana. Czy to naznaczyło jej życie na zawsze? Czy jeżeli nie doświadczyliśmy miłości w dzieciństwie, to już nigdy nie będziemy potrafili kochać? Nigdy nie dowiemy się czym ona jest? Czy kolejne trudności będą do nas wracały, jak tytułowy bumerang z powieści Janki Urbanki? Można powiedzieć, że życie każdego naznaczone jest radosnymi i smutnymi chwilami. Natomiast autorka książki uwypukla te drugie, tworząc coś, co czytelnicy powieści obyczajowych uwielbiają. Historie szczerą i wzruszającą.
Akcja książki toczy się w okresie PRL. Jeżeli dobrze zapamiętałam bohaterka wychodzi za mąż pod koniec lat 70-tych. To właśnie Hanka jest gwiazdą tej powieści, chociaż w życiu nie świeci niczym gwiazda. To taka szara, skromna myszka ze wsi. Została wychowana w uczuciowo zimnym domu i w poszanowaniu ciężkiej pracy i ten dom ją ukształtował. Myślę, że czytelnicy polubią Hankę. Ma ona w sobie inteligentną iskrę i z perspektywy czasu widzi swoje błędy. Ale czy wyciąga z nich wnioski? Czy potrafi cokolwiek zmienić? Nie szuka afer, a raczej emanuje chłodnym spokojem. Janka Urbanka umiejętnie potrafi wzbudzić współczucie czytelnika, do bohaterki książki, a nawet wycisnąć łezkę.
Ilość emocji jaką zawiera ta historia mogłaby wystarczyć, aby zdobyć poklask odbiorców. Natomiast uważam, że autorka (momentami) przekombinowała z językiem. Wydaje mi się, że czytelnicy powieści obyczajowych lubią książki napisane tak „po prostu”, ewentualnie z drobnymi ozdobnikami. To historia ma ich chwycić za serce. Oczywiście, że jakaś piękna metafora zawsze jest „w cenie”, ale Janka Urbanka próbuje pisać zbyt kwieciście, co nie pasuje do głównej bohaterki, która jest prostą dziewczyną. Do tego autorka sama zapętla się wyszukując kolejne „magiczne” określenie, albo tworzy dziwne konstrukty, które nie niosą żadnej informacji dla czytelnika. Szybki przykład z prologu: „Czas umierania jej męża (…) i początek objawiania się chowanej w ukryciu, tak skrzętnie maskowanej nienawiści ze strony pasierbów, których przecież skrzywdziła »zabierając im ojca«. Napisane w cudzysłowie, bo zabrać można coś, co jest, a jego albo nigdy w życiu nie było, albo nigdy ich nie opuścił”[1]. Niech mi ktoś mądry wyjaśni, czy ów ojciec był, czy nie był blisko ze swoimi synami. Swoją drogą sam prolog jest straszny. Nie wiele wprowadza, a mąci. Cieszę się, że później ten refleksyjny tom odpuścił, stał się przerywnikiem i mogłam po prostu poznać historię Hanki.
Podsumowując, uważam, że Janka Urbanka lepiej zrobiłaby trzymając się kanonów powieści obyczajowej i nie próbowała skręcać w stronę literatury pięknej. Fabuła powieści „Bumerang” jest świetna. Ta książka powinna zdobyć miłość czytników powieści obyczajowych. Jest to bardzo subtelny wyciskacz łez. Szczera książka o samotności, odwadze, pustce i poszukiwaniu sensu życia. Jej bohaterka budzi współczucie, ale my się o nią nie boimy. Czujemy, że jakoś sobie ona poradzi. Pytanie tylko, czy to jakoś wystarczy, aby zniwelować zniszczenie, jakie już się dokonały w jej duszy.
[1] Janka Urbanka, „Bumerang” wyd. Novae Res, Gdynia 2024, s. 8.