Od zawsze lubiłam historię, ba uwielbiałam ją i uwielbiam nadal. Historia jest fascynująca, kwestia tylko, jak zostanie nam zaserwowana. Podejrzewam, że większości osób, które twierdzą, że nie znoszą historii, że jest nudna, przypadł w udziale w okresie edukacji szkolnej po prostu kiepski nauczyciel, który serwował historię, jako potrawę mdłą, niczym nie doprawioną, serwował jako przysłowiowe flaki z olejem... Tymczasem Piotr Jaźwiński zaserwował nam wspaniałe danie historyczne, odpowiednio doprawione, składające się z wielu warstw, z których każda odkrywa przed nami nowe smaki.
Książka, jak mówi sam tytuł, opowiada o kawalerzystach Drugiej Rzeczypospolitej, o ich dniu codziennym- tym służbowym, jak i tym prywatnym.
W żadnym innym kraju kawaleria nie miała tak wielkiego wpływu na jego historię i nie cieszyła się takim szacunkiem, jak w Polsce.
Bycie kawalerzystą w II Rzeczypospolitej nie było zawodem, nie było nawet tylko i wyłącznie służbą, było przede wszystkim zaszczytem. Wymagało ogromu poświęceń, zaszczepienia w sobie tego czegoś, co możemy zdefiniować, jako zbiór cnót charakteru oraz obowiązków kawalerzysty. Oficerowie kawalerii, byli najbardziej uprzywilejowaną grupą zawodową w II Rzeczypospolitej, często stali ponad prawem, wybaczano im to, co innym nie uszło by na sucho.
Kawalerzysta przede wszystkim walczył i służył ojczyżnie. Autor szczegółowo opisuje organizacje i uzbrojenie kawalerzystów. Żołnierz jednak nie samą walką żyje. Kawalerzysta, który nie walczył, zajmował się wg. starych zasad- sportem. Była to reguła znana i ściśle przestrzegana we wszystkich pułkach. Z rozdziału VI dowiadujemy się, co robi kawalerzysta, gdy nie jest na służbie, po co mu były 2 konie etc. Każdy żołnierz musiał być w doskonałej formie. Celem ku temu było bardzo intensywne uprawianie sportu. Największy nacisk kładziono na jeżdziectwo. Oficerowie bardzo często brali udział w różnych zawodach i konkursach. Do najbardziej prestiżowych zawodów, należały tzw. Militari. Wymaganiom na zawodach niełatwo było sprostać. Jednak żołnierze wcielali w życie maksymę, że ćwiczenia czynią mistrza.
Jednak oprócz ogromu pracy kawalerzyści nie stronili od uciech i swawoli, a mieli ku temu wiele okazji. Było wiele świąt i okazji do mniej lub bardziej oficjalnego świętowania, warto wspomnieć o chyba najważniejszym balu z okazji Święta Pułku. Jak ważne było to święto i jak żołnierze lubili się bawić, może świadczyć fakt, że cały rok płacili wysokie składki, na pokrycie wydatków związanych z tym świętem. Kawalerzyści lubili dobrze się zabawić, a kobiety lgnęły do nich jak przysłowiowe muchy do miodu. Sprawdzało się powiedzenie za mundurem panny sznurem...
Owe zabawy, rauty, swawole autor opisuje fascynująco, przytaczając jednocześnie wiele zabawnych anegdot. Możemy dowiedzieć się m.in. skąd pochodzi powiedzenie ułańska fantazja, jak się po kawaleryjsku leczy syndrom dnia następnego, czy można było konno wjechać po schodach do pewnej restauracji i wiele innych ciekawostek.
Bardzo ciekawie opisane są także inne uroczystości, w których żołnierze brali udział- śluby, pogrzeby, sprawy honorowe... Cóż to za sprawy honorowe? Tego dowiecie się czytając książkę Piotra Jażwińskiego, do czego gorąco zachęcam. Dowiecie się także o Żurawiejce. Każdy o niej zapewne słyszał, ale chyba nie każdy w pełni orientuje się, co to jest i skąd pochodzi. Zachęcam do lektury książki, za którą autorowi należą się gorące podziękowania, ponieważ dzięki Niemu poznajemy wielu wspaniałych ludzi, dla których honor i ojczyzna oraz...dobra zabawa były najważniejsze. Znajomość ta poparta jest wieloma fotografiami, a książka ucząc bawi i bawiąc uczy-wyjątkowa lekcja historii.
Po lekturze aż się łezka w oku kręci...gdzie ci żołnierze, gdzie ci mężczyżni...