Herbert George Wells "Wojna Światów".
"Wojna Światów" to jeden z tych filmów, które uwielbiam, oglądam za każdym razem, gdy leci w tv. Film, który jest dla mnie idealny pod względem fabuły, jak i wykonania. Zawsze trzyma mnie w napięciu, straszy i obrzydza.
Książka jest całkiem inna, aczkolwiek nie gorsza. Po prostu ma inny wydźwięk. Nie będę porównywać, bo w sumie poza opisem synów Marsa, a także zagładą rasy ludzkiej nic jej nie łączy z filmem.
Poznajemy historię opisywaną przez naukowca. Wspomina on swoje życie przed zagładą, w trakcie i po niej. W obserwatorium daje się zauważyć jakieś wystrzały z Marsa. Nikt jednak nawet przez chwilę nie pomyślał, że to jakaś inteligencja zbliża się w stronę ziemi. Na ziemi ląduje jakaś maszyna. Nieznana, dziwna, gorąca, wydająca jakieś dźwięki. Nie da się jej otworzyć z zewnątrz. Maszyna przyciąga publiczność. Ludzie się nie boją, chociaż jakaś niepewność w nich jest. Szybko okazuje się, że Marsjanie są wrogo nastawieni, przybyli na ziemię szukając nowego miejsca na życie. Są straszni, w niczym nie przypominają istot ludzkich. Jednocześnie ich inteligencja poraża. Mają swoje maszyny, śmiercionośne. Mają swój promień, który pali wszystko, czego tylko dotknie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie można ich pokonać. Mało tego. Ich pożywieniem jest krew. Krew ludzi. Krok po kroku opanowują mniejsze miejscowości, dochodząc do Londynu. Zagłada. Śmierć. Strach. Ludzie są bezbronni. Wojsko także. Czy w ogóle jest jakakolwiek nadzieja?
Książka to klasyk, a ja obiecałam sobie, że w tym roku będę więcej czytać klasyki. Wells ma specyficzny styl. Dla jednych suchy i nudny. Dla innych wyjątkowy. Osobiście lubię czytać jego powieści, chociaż jeszcze trochę przede mną.
"Wojna Światów" to kawał dobrej roboty, czytałam z napięciem (dodatkowy plus, że nie musiałam doszukiwać się porównań z filmem), z czystą ciekawością, a także z przerażeniem przy żywych opisach zachowania Marsjan. Książka skłania do myślenia. Każdy zapewne chociaż raz w życiu zastanawiał się, czy istnieje życie na innych planetach, a najbardziej właśnie na Marsie. Co by się stało, gdyby faktycznie miało miejsce nadejście obcej cywilizacji? Czy możemy być w 100% pewni, że tylko my, jako rasa ludzka, zostaliśmy we wszechświecie?
Tematyka kosmosu nigdy mnie nie interesowała, ale temat obcych już tak, chociaż ja nie z tych, by go jakoś specjalnie zgłębiać. Tak czy inaczej "Wojna Światów" pobudza wyobraźnię, daje do myślenia i na pewno zostaje w głowie przez długi czas.
Podobało mi się. Wiem, że jest kontynuacja, innego autora, ale także jest u mnie w planach. Fajnie będzie znów poczytać o najeździe obcej inteligencji.
Kto jeszcze nie czytał, może śmiało brać w swoje ręce.