Góry noszę w sercu i to nigdy się nie zmieni. Uważam, że wobec nich wszyscy jesteśmy tak samo malutcy, tak samo musimy się starać, tak samo uczyć pokory, tak samo przezwyciężać słabości, tak samo przeć do przodu i tak samo odpuszczać, gdy trzeba. Myślę też, że właściwie każdy z nas musi sobie zasłużyć, by móc się w pełni nimi cieszyć. Są jednak ludzie nieprzeciętni, wybitni, którzy osiągają w górach wielkie sukcesy i poświęcają dla nich naprawdę wiele. Docierają tam, gdzie inni nie są w stanie, wytyczają nowe szlaki, potrafią „wykręcić” niesamowite czasy przejść, wspiąć się na wyżyny swoich możliwości, ratują innym życie ryzykując własne. Są wśród nich zarówno kobiety, jak i mężczyźni, choć więcej słyszy się o tych drugich. Okazuje się, że nawet w górach kobiety muszą rozpychać się łokciami i udowadniać mężczyznom, że mają prawo zdobywać to, co tamci jak zwykle próbują zagarnąć tylko dla siebie. Agata Komosa – Styczeń w swojej książce „Taterniczki. Miejsce kobiet jest na szczycie” przybliża sylwetki naszych niesamowitych rodaczek, które potrafiły stawić czoło najwyższym w Polsce górom i osiągać wielkie sukcesy, wkładając w to swoje serca i ogrom pracy. Autorka rozprawia się z mitem dotyczącym słabej płci. Jej bohaterki udowadniają, że są stworzone do wielkich rzeczy, że zasługują na podziw, choć właściwie wcale o niego nie zabiegają. Robią po prostu „swoje”, a właściwie tyle, na ile pozwalają im góry, bo to one dyktują warunki i o tym nie wolno zapominać.
Z niecierpliwością czekałam na tę książkę, miałam ogromne oczekiwania i na szczęście się nie zawiodłam. Choć mam malutkie „ale”. Jednak o tym za chwilę. Agata Komosa – Styczeń wykonała wg mnie ogrom pracy. Wygląda na to, że musiała się porządnie „nabiegać” by zebrać materiały, wyszperać w archiwach ważne informacje, wreszcie dotrzeć do tych znanych i nieznanych taterniczek. Nie ze wszystkimi udało jej się porozmawiać. Może niektórym nie spodobało się założenie tej książki, bo właściwie jej motywem przewodnim jest obalenie mitu „słabej kobiety” i trochę też rozprawienie się z mężczyznami. A część taterniczek chyba nie do końca zgadzała się na taką narrację. Tak sobie myślę, że może nie podobało im się to, że właściwie góry zostały zepchnięte na dalszy plan na rzecz walki płci. I chyba to jest też trochę to moje „ale”. Zabrakło mi tu samych Tatr. Jest ich po prostu za mało... W zamian dostajemy opowieść o silnych kobietach, które nie boją się wyzwań, które stają w ramię w ramię z mężczyznami, które muszą walczyć o swoją pozycję, które często poświęcają naprawdę wiele, by spełniać marzenia. Wierzę, że dzięki tej pozycji niektóre nazwiska w końcu staną się znane. Wierzę, że niektóre czytelniczki zainspirują się dokonaniami tych niezwykłych postaci. Sama historia zdobywania Tatr przez kobiety jest fascynująca i cieszę się, że została opowiedziana w tak ciekawy i przystępny sposób. Ta książka właściwie „czyta się sama”. Połknęłam ją dosłownie w jeden dzień. Pozachwycam się też samym wydaniem, bo jest naprawdę piękne! W środku znajdziecie wiele zdjęć, a nawet kilka ilustracji, co na pewno umili lekturę i też sprawi, że jej bohaterki bardziej zapadną Wam w pamięć. A to jest jednym z głównych założeń tej publikacji, by te wszystkie wybitne kobiety zostały wreszcie docenione. Chciałabym też, żeby w tej książce bardziej wybrzmiała pewna idea, która wg mnie w górach jest bardzo ważna: nie ścigaj się z innymi, ścigaj się z samym sobą!
Dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka za egzemplarz do recenzji!