Znane nam bajki, w których głównymi bohaterami były zwierzęta, miały za zadanie karykaturować ludzie przywary. Kończyły się morałem, miały pouczać i zwracać uwagę na pewne niepożądane zachowania i ich konsekwencje. Zwierzęta pojawiały się również jako symbole związane z konkretnym regionem, mają również niemałe znaczenie w astrologii. W literaturze do dzisiaj wykorzystuje się motywy zwierzęce, zarówno w prozie, jak i poezji. I tak jak bajki wcale nie były przeznaczone dla dzieci, tak baśnie zwierzęce opowiedziane przez Talię Lakshmi Kolluri również są przeznaczone dla dorosłego czytelnika.
„Czym nakarmiliśmy mantykorę” Talii Lakshmi Kolluri jest zbiorem niezwykłych i eterycznych dziewięciu opowiadań, w których to splatają się losy zwierząt i ludzi. Okazuje się, że problemy zwierząt niewiele różnią od tych, z jakimi niejednokrotnie przychodzi się mierzyć człowiekowi. Autorka zabiera nas w podróż w różne regiony świata, m.in. tam, gdzie panuje wieczna zima, do Azji Środkowej aż po Zatokę Bengalską.
Narratorami opowieści są zwierzęta i to ich oczami obserwujemy rozgrywające się wydarzenia. Są istotami myślącymi i komentują zastaną rzeczywistość. Mają cechy na wskroś ludzkie: kochają, płaczą, cieszą się, martwią się o swoich bliskich i cierpią po ich stracie. Swoimi słowami przekazują ważne przesłania, dotyczące kondycji świata i sensu istnienia. Granice między światem ludzi i dzikich zwierząt w tej rzeczywistości zostają całkowicie zatarte.
Opowiadania mają w sobie coś magicznego i nieuchwytnego. Stajemy się obserwatorami zmagań naszych bohaterów z konsekwencjami różnych działań, zarówno ludzkich, jak i tych dyktowanych brutalnymi prawami natury. Nieobca tym światom jest melancholia, okrucieństwo, bezsilność, ale jest i lojalność, przyjaźń na dobre i na złe oraz przekraczająca wszelkie granice miłość między człowiekiem a zwierzęciem. Jedne opowieści poruszały serce bardziej, inne mniej, ale wszystkie zostały bardzo dobrze napisane, z odpowiednią wrażliwością i wyczuciem.
Wyraźnie widać w historiach wpływy i nawiązania do różnych kultur: mitologii (postać mantykory), szamanizmu, rytuałów, nie brakuje w nich również magicznej aury. Akcja toczy się niespiesznie, a czytelnik coraz bardziej i bardziej zanurza się w ten jakże niezwykły świat. A wszystko to za sprawą ładnego języka i dobrego przekładu Piotra Machajka, który wprowadza czytelnika w nastrój tajemniczości, tego rodzaju, jaki możemy spotkać w legendach.
Najbardziej przypadło mi do gustu opowiadanie otwierające cały zbiór („Dobry osiołek”) oraz „Ktoś musi czuwać nad umarłymi”. To pierwsze poruszyło mnie do głębi, aż łza zakręciła mi się w oku, czułam ten rozrywający serce ból towarzyszący głównemu bohaterowi. To drugie natomiast miało w sobie coś magicznego i jednocześnie pierwotnego, balansującego na granicy mistycznego objawienia.
Co do budowy opowiadań, nie dłużyły się i kończyły się w odpowiednim momencie. Nie były potrzebne żadne dopowiedzenia, nad każdym z nich jednak przyszło mi się pochylić i w ciszy kontemplować ich znaczenie. Bo choć krótkie, zachwycają swoją złożonością i urokiem.
„Czym nakarmiliśmy mantykorę” jest literaturą niesztampową i nietuzinkową, trochę wymykającą się ówczesnym normom gatunkowym, a raczej nawiązującą do dawnych mitycznych form. Polecam tę książkę każdemu, kto potrzebuje odmiany od oklepanych schematów i chce choć na chwilę zanurzyć się w baśniowym świecie zwierząt i ich ludzi. Dla mnie była to fantastyczna i niezwykła literacka przygoda. Dlatego z całego serca dziękuję za możliwość obcowania z tą lekturą.