'' Dopóki zabijają się nawzajem (...) nie mamy się właściwie czym przejmować . Jeśli jednak pogodzą się na dziesięć minut i postanowią zjednoczyć siły , to wówczas nie pozostanie nam nic innego jak zacząć się modlić ''
Stało się ! Dałam się namówić na lekturę stricte męską :) , mówię o książce pt. '' Kolonia karna '' Richarda Herley'a . Rzeczona kolonia mieści się na skalistej wyspie o nazwie Sert tylko czterdzieści kilometrów od brzegów Kornwalii , ale odnosi się wrażenie że to zupełnie inny świat , takie państwo w państwie . A może nawet zupełnie obca planeta . Na tą wyspę z wyrokiem dożywocia przybywa Anthony Routledge . To zwyczajny człowiek , urzędnik , inspektor nadzoru budowlanego w jednej z londyńskich firm . Jest 37 letnim zrównoważonym , inteligentnym , starannie wykształconym mężczyzną . Wspaniałym , uczciwym mężem Louise i wzorowym ojcem ich siedmioletniego synka , Christophera . Anthony trafia do prawdziwego piekła , ale najgorsze jeszcze wciąż przed nim . Na wyspie jest około 500 skazanych . Wyspa i kolonia jako więzienie nie jest na miejscu w żaden sposób dowodzona czy pilnowana . Nie ma strażników , ani żadnych pracowników cywilnych . Nie musi być . Osadzonych i wszystko inne co trzeba dostarczyć na Sert dowozi się helikopterami . Można też '' przyjrzeć ''się wyspie i temu wszystkiemu co się na niej dzieje przez satelitę . Więc każda najmniejsza próba buntu , czy ucieczki zostałaby natychmiast zauważona . Grupa '' trzymająca władzę '' to wspólnota składająca się ze 183 członków zarządzanych przez OJCA ! . W sumie książka jako całość jest naprawdę godna polecenia , a gdyby nawet nie była , to dla samej tej wspólnoty i sposobów jej zarządzania warto byłoby ją przeczytać . We wspólnocie nic nie jest pozostawione przypadkowi , wszystko ma swoje miejsce i czas . Każdy ma swoje zadanie codziennie do wykonania i musi się z tego wywiązać . To naprawdę elitarna grupa , do której wcale nie łatwo się dostać . Grupa która zachowuje się wobec siebie jak na herbatce u angielskich lordów , na przykład , jednym z wymogów przestrzeganych przez wspólnotę , jest obowiązek zwracania się do siebie przez '' per pan ''. Poza tym wspólnota jest tworem w zupełności samowystarczalnym . Nie ma na całej wyspie ani jednej kobiety , w związku z czym panowie przestępcy muszą sami wykonywać wszystkie czynności typowo kobiece jak na przykład gotowanie , czy cerowanie skarpetek . Każdy nowo przybyły zostaje poddany próbie , musi przeżyć poza wspólnotą kilka dni (w przypadku Routledge , było tych dni i nocy sześć) . Wyobraźcie sobie zwykłego człowieka wrzuconego w busz , samego bez broni , bez jedzenia , bez jakiejkolwiek pomocy . W sam środek dziczy , przestępców najgorszego gatunku . Gdzie nie panują żadne zasady , a każdy nowo przybyły jest nazywany '' Mięcho '' . Właściwie jest tylko jedna zasada , albo ty zabijesz , albo zabiją ciebie . Czy Anthony przeżyje próbę ? Jeśli tak , to jakie będą jego dalsze losy ? Zakończenie jest naprawdę bardzo ciekawe jak i cała książka . Ja w każdym razie nie żałuję że dałam się namówić na tę pozycję . Fajnie było '' podpatrywać '' facetów , jak sobie radzą zupełnie bez kobiet :) Polecam tę zapomnianą i jak mi się zdaje niedocenioną właściwie książkę .