"Wigilijna przystań" to pierwsza świąteczna książka Sylwi Trojanowskiej i jak na debiut w tej tematyce mogę powiedzieć, że całkiem udana. Autorka umiejscowiła akcję w małym, nadmorskim miasteczku, które bardzo dobrze znam, ponieważ jako nastolatka spędziłam tak kilka bardzo udanych wakacyjnych wyjazdów. Tym razem miałam okazję poznać Niechorze z trochę innej strony, w zimowej odsłonie, z mocno szumiącym morzem i zimnym wiatrem hulającym po uliczkach. Taka zimowa sceneria małego nadmorskiego miasteczka jest mi również bardzo dobrze znana, ponieważ kiedyś postanowiłam zmienić miejsce zamieszkania i wybrałam na mój wymarzony dom pewną nadmorską miejscowość. Teraz, chociaż od wielu lat mieszkam na dalekiej północy wysp brytyjskich, moje serce cały czas tęskni boleśnie za tymi cichutkimi, opuszczonymi poza sezonem uliczkami, za szumem Bałtyku, miękkością piasku i tym niesamowitym klimatem.
"Wigilijna przystań" to wielowątkowa opowieść o mieszkańcach małej miejscowości. Losy bohaterów zaczynamy poznawać na miesiąc przed wigiliją. Autorka ubrała swoją opowieść w wiele różnych ludzkich historii, losy naszych bohaterów umiejętnie się ze sobą przeplatają i łączą w jedną całość. Poruszyła kilka powanych problemów jednak mam wrażenie, że za bardzo je spłyciła. Rozumiem, że powieść świąteczna ma nieść ze sobą wiarę w człowieka, w jego przemianę, w jego dobrą naturę, że zło ma zostać zwycięrzone przez miłość, dobro i siłę jaka płynie z rodziny, jednak jak wiemy nie wszystko da się rowiązać w ten prosty i piękny sposób.
Problem alkoholowy nie należy do takich przypadków. Jest to na tyle złożony problem, że sama chęć poprawy to za mało. Tym bardziej, że już wcześniej zaliczało się wpadki. Rozumiem też, że opowieść księdza mogła być silną motywacją do podjęcia kolejnej próby zerwania z nałogiem, jednak cała ta beztroska z jaką problem został potraktowany i samo zachowanie/słowa bohatera, unikanie nazywania problemu po imieniu nie wróżą dobrze na przyszłość.
Jak w każdej dobrej powieści kobiecej mamy tutaj także nieszczęśliwą miłość, tajemnicę z przeszłości, zwaśnioną rodzinę, młodych zakochanych, którym ta rodzinna kłótnia stoi na dordze do małżeństwa oraz rozgadaną, wścibską ale w grunice rzeczy bardzo sympatyczną nastolatkę, która o mały włos przez swoje zachowanie, przez naruszenie czyjejś prywatności straciłaby swoją wielką życiową szansę, czy w końcu młodą żonę żołnierza, która pierwszy raz została w domu sama na bardzo długo.
Musze powiedzieć, że ehhh może ja już stara jestem, może życie mnie doświadczyło i może odarło mnie ciut ze złudzeń, ale ja nie wierzę w taką miłość jaka została tutaj pokazana, tzn w jeden z wątków miłosnych opisanych przez autorkę. Nie przypadła mi do gustu historia miłosna dwójki bohaterów, którzy niby obok siebie, niby na wyciągnięcie ręki, niby kochają się śmierć i życie, a od 40 lat żyją osobno, płomień miłości podsycają za pomocą ....... (chociaż akurat ten aspekt był uroczy) i tu już więcej nie napiszę, żeby nie zepsuć wam radości czytania. Wytłumaczenie powodów dla których zdecydowali się żyć osobno też do mnie nie przemówiło.
Podsumowując "Wigilijna przystań" to bardzo ciepła, sympatczna opowieść o grupce ludzi z nadmorskiej miejscowości. O ich sekretach, wzloatch, upadkach, codziennych życiowych zmaganiach, problemach małżeńskich jak i pzedmałżeńskich, radościach, smuteczkach czyli o tym z czego składa się życie każdego z nas. Muszę wam powiedzieć, że jak już zaczęłam czytać to nie mogłam przestać. I dlatego uprzedzam was lojalnie, zarezerwujcie sobie dłuuuugi wieczór, zorganizujcie wielki kubek ciepłego kakao z piankami, kocyk i co tam wam jeszcze jest potrzebne do szczęścia, i czytajcie. Może nie znajdziecie tu mega świątecznego nastroju ale odnajdziecie przyjemną i ciekawą opowieść z akcją rozgrywającą się w zimowym Niechorzu.