Można pisać o ludzkich dramatach. Można bohaterów swoich książek umiejscawiać w wielkich miastach, w których to, będąc trybikiem zarobkowej codzienności, wpadają w depresję dobrobytu, w zgorzknienie i wieczny niedosyt. Można, poprzez postaci książkowe leczyć siebie, co stosuje wielu pisarzy, ale… Ale można pisać, jak Anna Fryczkowska i nie szukać w tekście niczego innego poza pięknem i wartościami samymi w sobie. Można czytać o polskiej wsi i literacko przepaść, a świadczy to o autorze, który piórem czaruje i mami jednocześnie.
Jest rok 1816 i są Hanka i Antek i jest ich miłość i jest też kłopot, bo Antek długo myśli, zbyt długo. A Hanka dorasta i dojrzewa kobieco, staje się łakomym kąskiem dla mężczyzn, którzy oblepiają ją wzrokiem, a co poniektórzy łapskami dużymi, spracowanym, acz nachalnymi. A Antek ciągle myśli, dnie całe, tygodnie całe i gdyby nie ona, nie Hania, nic by z nimi nigdy nie było. Żenią się skromnie, ryzykują, bo ich związek to mezalians i nieporozumienie w oczach wielu - ona biedna, on zamożniejszy – jak to pogodzić? Panna bez wiana, bez niczego, bez grosza, utyskują ludzie po kątach. A Hanka to pracusia, obrotna i gospodarna kobieta, która nie ma czasu na załamywanie rąk. Dlatego, gdy w owej ich biedzie pojawia się nadzieja na poprawę losu, korzysta z niej. Łapie Antka za rękę i przenoszą się razem do Naczachowa, pustej wsi kujawskiej, której mieszkańcy pomarli na epidemię, a która teraz świeci pustkami. Stoją zimne mury domów, pola leżą odłogiem, a trzeba je uprawiać, domy zasiedlać, życie tchnąć. Wybierają sobie dom, gdzie założą rodzinę. Jedno dziecko w drodze, dwójka na progu wystraszona, dzieci dawnych mieszkańców, co to pomarli. Janek i Janka, dostają od Józwiaków imiona i od tego momentu są ich pociechami. To dwuletnie niemowy łączące przeszłość z tym, co teraz. A teraz nadjeżdżają nowi... Zasiedlają domy, stają się sąsiadami...
Ludzie biorą los w swoje dłonie i próbują go na swoją korzyść lepić. Dzień po dniu, noc po nocy. Praca, ziemia, szacunek...
I mogłabym tak pisać o „Ludziach ziemi” bez końca. Pochylać swój kark na ich wzór, orać, młócić, doglądać. Mogłabym spocona stać przy piecu i gotować strawę do wszystkich. Mogłabym na kolanach szorować oblepione błotem klepisko, pucować paskiem garnki, trzepać stare pierzyny i sianem wypychać nowe pościele. Mogłabym... Czuję w sobie sielskość i jakiś spokój, który daje tylko wieś. Czułam to, co podczas czytania „Placówki” Bolesława Prusa, od której to powieści zaczęła się moja fascynacja literaturą osadzoną w środowisku chłopskim. Fascynacja oddaniem ziemi, tą miłością do niej i pokorą tak potrzebną do codziennej pracy. Ci ludzie są jakby silniejsi od nas, ludzi z miasta lub miasteczka. I nie są to prości chłopi. To są ludzie o wewnętrznej głębi, wierze i mądrości, jaką przekazują sobie przez pokolenia.
Anna Fryczkowska pisze tak, że pomiędzy kartkowane strony wrzucasz swoje czytelnicze łzy. Jedną po drugiej. Wiejskość i szarzyzna opowiadań tak bardzo wnika w twoją czytelniczą duszę, tak wżera się w umysł, że mimowolnie integrujesz się z bohaterami. Z Hanką i Antosiem, z dziećmi, z nowymi mieszkańcami Naczachowa. Najbardziej wzrusza cię los kobiet. One nadają wartość mężczyznom i istnieją tylko dla nich, one wyznaczają rytm. Ciepło rozchodzące się od pieca w domu, w którym gospodarzą, świadczy o zaradności, o miłości, o bezpieczeństwie i spokoju. To one słuchają i gadają o wszystkich sprawach pogodnie i bez osłonek, to one doglądają stajni. To one wychowują swoje – i nie tylko – szkraby, karmią, głaszczą po główkach, gdy zasłużą.
Jakże pięknie Fryczkowska pisze...
Jakże ujmuje za serce, za duszę...
Jakże porusza struny emocji... Gra na nich sentymentalną muzykę, która wzrusza i której nie możesz puścić mimo uszu. Ona cię otula.
Jakże literacko bawi się wrażliwością czytelnika karmiąc ją do syta.
„Saga o ludziach ziemi” to książka o ludzkich psychikach, marzeniach i pragnieniach. O ucisku, łzach i o pokorze, ale też o buncie i niezgodzie na biedę i na brak przyszłości. Bohaterowie żyją dniem obecnym, lecz marzą przy wieczornych strawach, czasem w łóżkach przed snem, gdy ciepła skóra spracowanego ciała przytłoczona puchatą pierzyną sprzyja pragnieniom.
#agaKUSIczyta