Odkąd pamiętam uwielbiałam podróżować pociągami. Lubiłam dworce, uczucie oczekiwania, targanie ze sobą zapasów na drogę, ciekawe książki, które się czytało w trakcie podróży, interesujące (lub nie) widoki za oknem, możliwość obserwacji i ewentualnej interakcji z innymi podróżnymi, nawet wagony restauracyjne.
To zamiłowanie do podróży kolejowych spowodowało, że kiedy otrzymałam propozycję przeczytania właśnie tej książki, to z miejsca się zgodziłam. Wydawało mi się, że będzie to książka podróżnicza, generalnie podobna do innych. A jest to raczej podróż w głąb siebie i odkrywanie innych ludzi. Jak sam autor pisze (str. 20): „Szukałem pociągów, znalazłem pasażerów.”
W 1973 roku Paul Theroux postanowił odbyć wielką podróż koleją, zrobić kółko z Londynu do Londynu, przez Bałkany, Turcję, Iran, Indie, Wietnam, Japonię, Rosję… Chce on napisać książkę o tej podróży, ale nie chce on, by była to „typowa” książka podróżnicza, które on uważa za besensowne i nudne. Muszę przyznać, że udało mu się uniknąć podobieństw do innych książek podrożniczych. Theroux wsiada do pociągu zaopatrzony w zapasy cygar, alkoholu, książek i notesów. Podróż stara się spędzić jak najwygodniej – kiedy się da wykupuje bilety pierwszej klasy, sleepingi, kiedy trzeba potrafi dać w tej sprawie łapówki. W każdym pociągu stara się poczuć jak najlepiej, by tak wygodne podróżowanie ułatwiło mu odbiór podróży, refleksję nad nią i ludźmi, którzy się dookoła niego pojawiają.
Autor wyruszył w podróż dla samego podróżowania, zwiedzanie ogranicza do minimum, wszedzie praktycznie zostaje tyle, ile musi poczekać na kolejny pociąg. Jego podróż to odkrycia robione w pociągu, ewentualnie z jego okien. Jego Europa i Azja, to widoki ujrzane przez okno, ludzie koczujący na stacjach kolejowych oraz współtowarzysze podróży.
Autor przenikliwie obserwuje otaczającą go rzeczywistość, którą komentuje w spostrzegawczy, czasami wręcz ostry sposób. Przyznam, że czasami denerwowały mnie jego komentarze, część z nich (całe szczęście mała) była pisana z pozycji „wyedukowanego białego, dobrze ustawionego w życiu i mieszkającego w cywilizowanym kraju). Ale w takich momentach starałam sobie przypominać fakt, że ta książka pisana była na początku lat 70-tych. Inna rzeczywistość, postawy, relacje społeczne. Końcówka wojny w Wietnamie, mniej więcej środek istnienia ZSRR, inne czasy.
Właśnie dzięki temu, że książka ta powstała w 1973 roku możemy obserwować, jak wiele zmieniło się od tego czasu, zarówno w sensie politycznym i ekonomicznym, jak i społecznym. Ale jednocześnie możemy zaobserwować, że pewne rzeczy w ogóle (albo bardzo nieznacznie) się nie zmieniają – np. stosunki społeczne w Indiach lub Japonii, stagnacja przeciętnego życia na Syberii. Może to zbyt pochopne odczucia, ale tak akurat widzę to aktualnie.
„Wielki bazar kolejowy” powstał dzięki notatkom, które autor regularnie robił w pociągu i w trakcie przystanków. Notował nie tylko wrażenia z pociągów, spotkań, hoteli czy opisy widoków za oknem, ale przede wszystkim obserwacje dotyczących współpasażerów, jego rozmowy z nimi. Możemy w ten sposób poznać przekrój społeczny pasażerów wszelkich pociągów – wykształconych i dobrze ustawiownych profesorów, handlarzy, studentów, hipisów podróżujących do Indii, mnichów, konduktorów, kelnerów. Obserwujemy ich zachowania, postawy, poznajemy zasady życiowe, marzenia, postanowienia, przemyślenia. To właśnie czyni tą książkę tak ciekawą i unikatową. Prawdziwą.
Widzę „Wielki bazar kolejowy” jako książkę o podrożowaniu, o sensie podróży, ich metafizyce. Następnie jako książkę o ludziach i ich współistnieniu. A trzecim bohaterem jest pociąg jako środek transportu oraz miejsce, gdzie spotykają się różne światy.
Książka jest napisana bardzo dobrze, w ciekawym stylu. Bogate słownictwo i najwyraźniej dobre tłumaczenie dodaje przyjemności czytaniu.
Książkę polecam wszystkim którzy lubią podróże, pociągi, ale przede wszystkim poznawanie ludzi!