Często słyszymy o miłości po grób. Nawet przysięga małżeństwa zawiera w sobie wers „… i ślubuję Ci miłość… oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci.” A co jeżeli to życie z kilkunastu lat zmienia się w kilkadziesiąt, a potem w kilkaset? Co jeżeli uczucie powoli zamienia się w nienawiść podsycaną ciągłym strachem przed osobą, która kiedyś była całym naszym światem? Jakie wtedy staje się życie? Tego możecie (albo i nie) dowiedzieć się z książki Miłość alchemika.
Avery Williams to tak naprawdę Jessea Perry. Całe swoje dzieciństwo i większość młodzieńczego życia, spędziła na walizkach, ponieważ jej ojciec był radiowym didżejem więc często musieli się przeprowadzać. Jak sama twierdzi, swoje miejsce na ziemi znalazła dopiero u boku męża, z którym po dziś dzień mieszka w Oakland. Jako pisarka zadebiutowała w zeszłym roku, właśnie wyżej wspominaną powieścią. Początkowo miała być to jedno tomowa historia, jednak rozgłos i popularność jaką historia Seraphiny uzyskała wśród młodzieży, skłoniła autorkę do rozbudowania jej w kilkutomową serię, której nadała następnie tytuł Wcieleni.
Seraphina Ames miała jedynie 14 lat, kiedy jej życie nie tylko legło w gruzach, ale także zrobiło zwrot o 360 stopni. Wszystko z powodu fascynacji pewny młodzieńcem, mianowicie Cyrusem – synem alchemika. To z nim dziewczyna wymknęła się z balu, aby zobaczyć kilka sztuczek magicznych. Niestety nie spodziewała się konsekwencji, które ten wybryk za sobą pociągnął. I nie chodzi tu wcale o utratę honoru w mniemaniu innych szlacheckich rodów. Dziewczyna straciła, a właściwie to powinna stracić życie, właśnie wtedy, w 1349 roku. Jednak chłopka nie dopuszcza do tego, podając jej tajemniczy eliksir zrywający połączenie duszy z ciałem, przez co zyskuje ona możliwość wzięcia w posiadanie powłoki cielesnej innego człowieka.
Obecnie Sera liczy sobie ponad sześćset lat i należy do klanu Wcielonych, którym przewodzi nie kto inny, jak Cyrus. Dziewczyna, która przez pierwszych kilkadziesiąt lat darzyła swojego wybawiciela gorącym uczuciem, teraz obmyśla plan jak wyrwać się spod jego zaborczej kurateli i odnaleźć ukojenie w własnej śmierci. Sera ma bowiem ogromne wyrzuty sumienia, że przez te wszystkie lata, aby żyć, musiała odbierać życie innym. Gdy zaczyna wcielać swoje postanowienia w życie, nie wszystko idzie tak jak powinno. Bowiem, dziewczyna zamiast umrzeć tak jak planowała, przez przypadek przejmuje ciało dziewczyny, która powinna zginąć w wypadku samochodowym. Co teraz zrobi Seraphina? Jaki finał będzie miał ten galimatias?
Do sięgnięcia po książkę skłonił mnie ciekawy opis, który sugerował zupełnie nowatorskie podejście do tematu nieśmiertelnych istot. Szkoda tylko, że na sugestiach się skończyło. Chociaż nie… Sam pomysł jest naprawdę ciekawy i niewiele jest książek, w których postacie zyskują nieśmiertelność za pomocą alchemii. Mi na myśl przychodzi tylko jedna, a i tak o sugerowaniu się tą książką nie ma mowy, ponieważ jej autorem jest nasz rodak. Dlatego tym bardziej, że autorka nie wykorzystała potencjału jaki za tym idzie, bo Miłość alchemika mogła się okazać naprawdę świetną powieścią.
Książkę można spokojnie podzielić na trzy części. Do pierwszej należy intrygujący prolog, który nie tylko przykuwa, ale i pobudza ciekawość, oraz kilka pierwszych rozdziałów. Wszystko to razem wzięte zachęca do czytania, stale podsycając nasze zainteresowanie zawoalowanymi niedopowiedzeniami. Druga część to wszystkie opisane wydarzenia już po zmianie ciała przez Serę, czyli po prostu zbyt rozwlekły i nużący środek. Cały czas odnosiłam wrażenie jakby Avery Williams nie do końca wiedziała jak to wszystko ze sobą połączyć i w jaki sposób wypełnić wszystko pomiędzy początkiem, a zakończeniem powieści. Dla mnie ta część nie wnosi zupełnie niczego do fabuły i akcji, ba, o tej drugiej to po prostu możemy sobie pomarzyć. Wszystko stoi w miejscu, więc mimo, że nie są to wydarzenia zbyt wielkie jeżeli chodzi o ich objętość, to i tak ciężko mi się je czytało. Jedyne co zmuszało do dalszego brnięcia przez gąszcz literek, był fakt, że po prostu nie znoszę przerywać książki, gdy udało mi się przebrnąć przez przynajmniej połowę jej stron. Co się tyczy trzeciego etapu przygody z Miłością alchemika, to nie trudno się domyślić, że jest nią samo zakończenie, które chociaż trochę ratuje moją ogólną ocenę. Daje także cień nadziei na ciekawszą fabułę kolejnej części.
Podsumowując. Miłość alchemika to nijaka powieść, która skrywa naprawdę ciekawy, ale niewykorzystany potencjał. Dlatego powiem tylko… że sięgacie po nią na własną odpowiedzialność.