Mam wielu znajomych, którzy oglądają serial „True Blood” i są nim zafascynowani. Ja szczerze mówiąc zaczęłam kiedyś pierwszy odcinek i nie wytrwałam nawet do końca. Mam taką przypadłość, że zawsze przewijam sobie pierwszy odcinek jakiegoś serialu zanim zdecyduje się go obejrzeć. Taka moja wersja wertowania książki. Może miałam pecha, ale przy każdym zatrzymaniu trafiałam na scenę sexu no i to mnie lekko mówiąc zniechęciło. Dlaczego jednak sięgnęłam po książkę, na której oparto serial? A no bo była akurat w domu, a ja nie miałam nic innego pod ręką.
Główna bohaterka Sookie Stackhouse umie czytać w myślach. A raczej myśli innych zalewają jej umysł, jeżeli nie postawi w umyśle odpowiedniej ochrony. Jest tylko jeden wyjątek, a jest nim tajemniczy wampir Bill, który pewnego dnia pojawił się w jej miasteczku. Nic więc dziwnego, że przykuwa on jej uwagę i w momencie, gdy mu coś zagraża dziewczyna z miejsca i bez wahania rusza na ratunek. Od tego momentu między Sookie a Billem zaczyna coś iskrzyć. Wraz z biegiem czasu ich uczucie przeradza się w coś głębszego, aż w końcu decydują się na związek. Romans rozgrywa się jednak na tle tajemniczych morderstw, o które między innymi są posądzani Bill i brat Sookie.
To co mi się najbardziej podobało w tej książce, to podejście do wampiryzmu. Został on przedstawiony jako choroba przenoszona przez wirus. Wampiry nie kryją się i funkcjonują wraz z normalnymi ludźmi jako jedna z mniejszości. Nowy Orlean jest tutaj mekką wampirzego świata, a nasze ukochane stwory żywią się głównie syntetyczną krwią. Niektóre z nich pragną się zaadaptować, a inne podkreślają swoją wyższość nad zwykłymi ludźmi. Wszelkie atakowanie ludzi, czy wysysanie z nich krwi jest karane, jak każde inne przestępstwo.
Przeciętny wampir jest tutaj przedstawiony stereotypowo. Nie znosi czosnku, zabija się go kołkiem, w trakcie dnia śpi pod ziemią (Ha! Nie ma sparklowania!) no i musi pić krew.
Zdecydowanie na plus zaliczyłabym też przedstawienie relacji między Sookie a Billem. Z jednej strony jest ona, niedoświadczona młoda dziewczyna, która nigdy nie współżyła z facetem. Jej życie osobiste nie jest zbyt bogate, gdyż ludzie nie potrafią zaakceptować jej umiejętności i nazywają wariatką. Z drugiej strony przystojny i bardzo doświadczony już wampir. Sookie wielokrotnie boi się, że nie sprosta wymaganiom, których tak naprawdę Bill nigdy nie stawia. Erotyczne sceny między tą dwójką nie rażą ani nie odrzucają. Są bardziej przedstawione jako wzajemne odkrywanie siebie.
Szczerze przyznam, że polubiłam Billa. Jest zaborczy i na swój sposób stara się bronić Sookie. Powoli uczy się jak być człowiekiem i nie wymaga niczego od swojej nowej dziewczyny. Nie jest on użalającym się nad sobą wampirem, stara się ruszyć i zaadoptować do nowego środowiska w którym się znalazł.
„Martwy aż do zmroku” jest ciekawą i dobrze napisaną książką. Opisy miejsc i ludzi są bardzo dokładne, ale nie męczące. Dialogi lekkie i momentami zabawne. Nic nie jest przesadzone ani naciągnięte, dlatego nie żałuję, że sięgnęłam po tę pozycję. Jest to ciekawy kryminał z elementami romansu, który poleciłabym głównie płci żeńskiej.
Obecnie szukam od kogo mogłabym pożyczyć kolejne części, gdyż męczy mnie co dalej?