Pana Andrzeja Pilipiuka fanom fantastyki przedstawiać nie trzeba. Tak samo jak Jakuba Wędrowycza - najbardziej znanej postaci wykreowanej przez polskiego autora. To właśnie dzięki niemu Pilipuk zyskał sławę. Nie będę wdawała się w szczegóły na temat twórczości tego pan. Dodam tylko, że jest to jeden z najbardziej znanych polskich pisarzy fantastycznych.
Większość powieści, opowiadań, które wyszły spod pióra Pilipiuka jest dobra, a czasem nawet bardzo dobra. W sumie to jeden z moich ulubionych pisarzy fantastycznych. Do tej pory nie zawiodłam się na nim. Aż do czasu, kiedy sięgnęłam po "Wampira z M-3". Ale o tym później.
Gosia jest nastolatką, która żyje w czasach PRL-u. Ma chłopaka, który, jak się dowiedziała, chce ją wykorzystać. Wściekła na cały świat pod wpływem chwili popełnia samobójstwo. Na tym mogłaby się cała historia zakończyć. Ale jednak nie. Po kilkunastu dniach budzi się, nie bardzo wiedząc, co się stało. Pochowana w trumnie i zamknięta w grobowcu rodzinnym, zdaje sobie sprawę, że coś jest nie w porządku. Została wampirem.. A w tych czasach życie wampira wcale nie jest łatwe. W ten mroczny świat bycia istotą nadprzyrodzoną wprowadza ją inny wampir, Marek. Ślusarz z zawodu. Od tego momentu Gosia z przyjaciółmi popada w różne tarapaty...
"Wampir z M-3" to zbiór krótkich opowiadań o przygodach młodej wampirki Gosi i jej kompanii. Sięgając po książkę spodziewałam się dobrej lektury przy której spędzę przyjemnie czas. Nazwisko autora moim zdaniem do tego obliguje. Zwłaszcza, że Pilipiuk to jeden z moich ulubionych, polskich pisarzy fantasy. No i się rozczarowałam. Naprawdę. Żałuję, że sięgnęłam po tą pozycję.
Pilipiuk chyba tworzył tą książkę pod publiczkę. Taak, jest, a raczej był wtedy, gdy wydano tę książkę, wielki "boom" na powieści o wampirach. Powstało ich setki, jeśli nie tysiące. Pilipiuk też musiał wtrącić swoje trzy grosze, przecież nie będzie gorszy. Fakt, trzeba przyznać, jest to zgoła odmienne przedstawienie tych sławnych istot nadprzyrodzonych. Może i dość oryginalne. Może i napisane w sposób przystępny, prostym językiem. Tak, może szybko się czyta tę książkę. Ale dla mnie to za mało! Albo po prostu miałam zbyt wysokie wymagania. Wcześniejsze książki Pilipiuka, które czytałam, sprawiły, że spodziewałam się iście dobrego opowiadania. A ja czytając, ciągle miałam wrażenie, że powstała ta książka na szybko.
Obsadzenie akcji w czasach PRL-u jest może dosyć dobre. Tylko,że w tym PRL-u było mało samego PRL-u. Myślałam, że dowiem się czegoś więcej. Bo szczerze mówiąc zbyt wiele nie wiem o nich i nie interesowałam się. Jakoś na kartkach opowiadań Pilipiuka nie odczułam klimatu, nie przeniosłam się w przeszłość. Wszystko było strasznie pobieżnie opisane.
Naprawdę, momentami męczyłam się czytając tę książkę. Za mało się działo. Ani razu nie parsknęłam śmiechem, ba, nawet się nie uśmiechnęłam. Może nie zwróciłam zbytniej uwagi w przesłanie, jakie Pilipiuk próbuje nam przekazać. Może moja ignorancja na temat czasów PRL-u ma tutaj wpływ. Może ja się nie znam. Może. Ale mi się nie podobało. I jestem rozczarowana.
Dlatego idę sięgnąć po Wędrowycza. ;-)