Dałam jej aż 8 gwiazdek, co jest wielką nagrodą dla powieści w sumie rozrywkowej, bo wciąga, bawi i uczy, ale tak mimochodem.
Jest to opowieść o Londynie z roku 1912, czasie, który kojarzy nam się ze zmierzchem epoki wiktoriańskiej, tudzież z genezą pierwszej wojny światowej, albo z początkiem końca epoki kolonializmu. A Lucy Ribchester autorka powieści wybrała z tego okresu czas sufrażystek, czyli walkę o prawa wyborcze kobiet. Ale nie zrobiła tego wprost, przygniatając czytelników babochłopami, drącymi się na ulicach, tylko stworzyła ciekawy i lekki zarazem kryminał historyczny.
Akcja jego rozgrywa się w Londynie w roku 1912. Zamordowano młodą szwaczkę gorsetów tuż przed jej miejscem pracy. W tym samym czasie zginął ściśnięty gorsetem szef tej gorseciarni. Smaczku dodaje fakt, że wydaje się, iż celem była jedna z pracownic, miłośniczka gorsetów, sufrażetka i cyrkówka, pogromczyni tygrysów i akrobatka trapezowa Ebony Diamond. Śledztwo prowadzą równocześnie dwie osoby. Mężczyzna, policjant, ukarany przez szefa przydzieleniem go do sufrażetek, Frederick Primrose i ambitna dziennikarka Frankie George. Akcja jest pełna werwy i ciekawych zdarzeń. Troszkę klimatem przypominało mi to kostiumowe filmy z Jackiem Chanem. Zakończenie zaskakuje, bo spodziewałam się kompletnie innego, a tymczasem jest inne, ale bardzo ciekawe.
Jednak nie za sam ciekawy i wartki kryminał historyczny przyznałam książce 8 gwiazdek. Przyznałam je za pokazanie istoty walki sufrażystek, tego dlaczego przestało być im wygodnie w ich rolach kur domowych. Postaci kobiecych mamy troszkę. Są one dobre i złe, pracujące lub nie. Jest nawet żona Primrose'a, które nie pracuje, a marzy o dziecku i bardzo wspiera męża w jego pracy. Pojawia się taka urocza scena, gdy on wraca do domu, a żona czeka na niego w fotelu, na kolanach ma czepki, które robi dla zmarłych dzieci, jak wywnioskowałam. W każdym razie to pozytywna postać.
Mamy w książce wiele kobiet, które wówczas musiały podjąć się pracy zawodowej z różnych względów. Najbardziej wyraziście pokazana jest nasza główna bohaterka Frankie. Opuściła ona dom rodzinny, nie chcąc ożenić się z synem rzeźnika. Marzy o byciu dziennikarką i podejmuje się różnych zajęć w tym fachu: pisze, rysuje, ale zawsze dostaje podrzędne rubryki, 'niemęskie', czyli plotki, przepisy itd. Nawet artykuł, który napisała, redaktor naczelny oddał mężczyźnie, rywalowi z redakcji! Pomimo, że jako dziennikarz śledczy wykazał się brakiem rzetelności i przekręcaniem faktów. A ona się starała.
Również w Scotland Yardzie Primrose doświadczał mobbingu od swoich lepiej urodzonych kolegów. W obu miejscach pracy panuje kumoterstwo i typowe dla mężczyzn zamiatanie spraw pod dywan. Kobieta w męskim zawodzie wydaje się psuć miłą atmosferę, jest wścibska i bardziej dociekliwa niż mężczyźni. Ale to oni dostają nagrodę.
I o tym jest ta książka, o ludziach, o kobietach i o szukaniu prawdy, sprawiedliwości i autentyzmu w życiu, o pozbywaniu się masek i form krępujących nasze życie. Ważnym elementem w książce są gorsety, które niektórzy lubią, a inni nienawidzą. I chyba takie odgórne przydzielanie kobietom, ale i mężczyznom (bo w powieści mamy kilku fajnych, przyzwoitych mężczyzn, i parę wrednych kobiet - jak to w życiu) jest takim życiowym gorsetem. A ważne jest, żeby robić to co się lubi i żeby być tym, kim się chce być.
I o tym jest ta książka. A poza tym to bardzo ciekawa, wciągająca powieść z początków dwudziestego wieku w Anglii, czasów powozów, sztywnych sukien i dżentelmenów we frakach i z fajką.
Mam nadzieję, że autorka wymyśli i napisze dalszy ciąg przygód naszej Frankie, bo polubiłam ją.